Spalmy wszystkie mosty

Opowiadanie możesz przeczytać tutaj, w serwisie Wattpad lub też pobrać w formie e-booka z serwisu RW2010.

Opowiadanie o skarpetach, kotach i magii, która bez skarpet nie może się wydarzyć.


Miała pasiaste skarpety za kolano, ale tylko za lewe, bo skarpeta na prawej nodze zsunęła się na łydkę i nieładnie pofałdowała. Ramiączko koszulki spadło z ramienia, dla równowagi lewego. Na głowie duża niebieska kokarda, na oczach rozmazany makijaż. W ręce napoczęta butelka wina. W letni poranek, o czwartej nad ranem, szła przez most i na tle szarego nieba wyglądała absolutnie zjawiskowo.

Kot znał ten typ sytuacji, a raczej ten typ kobiet. Imprezowiczki nigdy tak nie wyglądają. Imprezowiczki pachną wczoraj, za głośno się śmieją i idą krokiem, który zapewne byłby bardzo pewny, gdyby nie był taki zapijaczony. Dziewczyna w pasiastych skarpetach szła, nigdzie się nie śpiesząc, niczego nie chcąc, tylko o coś się martwiąc, ale nie za bardzo. Na pewno nie martwiła się o to, jak właściwie znalazła się na środku mostu, jak wrócić do domu, ani że może jej się zebrać na pawia. Co więcej, Kot miał pewność, że jeśli dziewczyna się porzyga, zrobi to w sposób absolutnie majestatyczny.

Zauważyła go i zatrzymała się nagle. Wiedział, o czym myśli. Po pierwsze zastanawiała się, dlaczego ubrany w skórę, mocno owłosiony mężczyzna siedzi okrakiem na barierce, zwłaszcza że nie wygląda na samobójcę. Po drugie, podziwiała grę świateł, cieni i mgły dzięki której wydawało jej się, iż mężczyzna ma ogon i nim przyjaźnie macha.

– Jest czwarrrta rano – zagadał, strzygąc uszami.

– O czwartej rano koty zamieniają się w ludzi? – zapytała, podnosząc butelkę do ust. Podeszła bliżej.

– Nie, oczywiście, że nie. Ale dzieją się rrróżne rzeczy. Życia się zmieniają. Ludzie przychodzą na mosty…

– Żeby skakać? – przytuliła butelkę do piersi i zakołysała się na boki, jakby układała dziecko do snu.

– A przyszłaś skoczyć? – Rozmówczyni pokiwała przecząco głową. – To co się głupio pytasz? A ty po co tu przyszłaś?

– Zmienianie życia nie idzie mi za dobrze – upiła kolejny łyk. – Mogę ci opowiedzieć, ale to nudna historia. Nic tak specjalnego jak koto-człowiek.

– Wszystkie najlepsze historrrie zaczynają się niewinnie, więc nie będę miau nic przeciwko twojej.

Zaśmiała się. Całkiem trzeźwo, dosyć wesoło. Pokiwała głową, poprawiła kokardę i opadające ramiączko. O skarpecie na całe szczęśnie zapomniała. Zsunięta skarpeta była szczególnie ważna. Bez tego drobiazgu nie mogłaby się wydarzyć żadna magia.

Było ciepło, właściwie gorąco. Noc była męcząca, parna, a po niej miał przyjść nieprzyjemny, rozgrzany dzień, który skończy się koszmarną burzą. Po obu stronach mostu w brzydkich blokach spali ludzie. Sapali ciężko, skopywali kołdrę na podłogę, podciągali koszulki od piżamy pod samą brodę. Niektórzy patrzyli bezmyślnie w sufit, zbyt zmęczeni, by spać. Paru nastolatków grało przez Internet ze znajomymi z drugiego końca świata.

– Robię zdjęcia. Któregoś dnia fotografowałam z tego mostu, w tamtą stronę – machnęła bezładnie ręką. – Poznałam chłopaka… Trzy lata temu. Dzisiaj piję i robię dziwne rzeczy, bo go już nie kocham. Chciałam… Spalić po tej znajomości wszystkie mosty. A wylądowałam tutaj. Może to nostalgia.

– Ależ nie, oczywiście, że nie – powiedział Kot, szczerząc kły. – Dlaczego mamy oddawać nasze miejsca, nasze ulubione miejsca osobom, którrrych już w naszym życiu nie chcemy? Czemu nie możemy chodzić do ulubionej kawiarrrni tylko dlatego, że wcześniej chodziliśmy tam z NIM? Czemu musimy zaśmiecać naszą przestrzeń wspomnieniami? To tylko most. A że jest czwarta rano, ten most jest twój.

– I co mam z nim zrobić?

– Spalić go, moja piękna. Spal za sobą wszystkie mosty.

Znowu się zaśmiała, czysto, pięknie.

– Jest czwarrrta rano, a ja jestem Kotem. Spalę dla ciebie ten most.

Przekrzywiła głowę. Kokarda zsunęła się na ucho. Dziewczyna intensywnie myślała. Była już właściwie bliska podjęcia decyzji. Była tym rodzajem człowieka i wpadła w ten rodzaj humoru. Kot już ostrzył pazurki. Ale nagle coś się stało.

– Chyba wrócę do domu, koto-człowieku – spuściła wzrok.

– Nie, nie, nie możesz – zaprotestował, kładąc uszy po sobie. – To jest nieodpowiednia porrra. Zdecydowanie. To jest porrra, żeby coś zacząć, a nie kończyć. To jest czas, byś poszła dalej, zeszła na drugi brzeg, rrrozebrała się w przybrzeżnych krzaczorach i wzięła porrranną kąpiel w rzece. Potem wysuszysz się w pierrrwszych prrromieniach słońca i wrócisz do domu, gdy na ulicach będzie już szalał porrranny rrruch. Będziesz niosła buty w dłoni, skarrrpetki przewiesisz przez rrramię. Kokarda zgubi się w krzakach. Ludzie będą się za tobą oglądać, japońscy turrryści zrobią zdjęcia. Ale musisz to zrrrobić teraz, natychmiast, bo zarrraz będzie za późno i już nic się w twoim życiu takiego nie wydarzy.

– To tu robisz? Czatujesz na kobiety, które pływają nago w rzece?

– Ależ oczywiście, że nie – obruszył się. Czas uciekał. Musiał się spieszyć. – Jest wiele dobrych miejsc, dziś jestem na moście, jutro będę gdzie indziej i inna dziewczyna będzie potrzebować pomocy.

– Ja nie potrzebuję pomocy.

– Każdy potrzebuje pomocy o czwarrrtej nad ranem – powiedział, spoglądając na zegarek. Nie jest dobrze, pomyślał. Dochodziło wpół do piątej. Robi się zbyt późno. Lub zbyt wcześnie, jeśli spojrzysz z odwrotnej strony.

Dziewczyna podciągnęła skarpetę. Było już po wszystkim. Nie można czynić magii, gdy obie pasiaste skarpety są idealnie naciągnięte za kolana.

– A ty wcale nie masz ogona.

Odwróciła się i odeszła. Kot sięgnął ręką do tyłu, by się upewnić – ogon zniknął. Uszy się skurczyły do ludzkich rozmiarów i kształtu.

Prychnął ze złością. A miała w sobie potencjał. Wróci do domu, położy się do łóżka i wstanie dopiero o trzynastej. Zrobi sobie mocną kawę. Rozpłacze się. Przypadkowo natknie się na jakąś rzecz, która przypomni jej byłego chłopaka i zacznie go wspominać. Zacznie tęsknić. Albo zacznie go oczerniać przed koleżankami. Będzie cały dzień oglądać seriale. Będzie walczyć z kacem. Ale – co najgorsze – stanie się całkiem zwyczajna. I już nigdy nie spotka Kota, bez względu na to, jak pasiaste będą jej skarpety.

Z tym, że Koty miewają swoje widzimisie. Zwłaszcza czarne Koty.

*

Dziewczynę męczył kac. Męczył ją tak okropnie, że słowa dobiegające z telewizji zlewały się w jednolity szum. Z obrazem nie było lepiej. Przeważała żółć, czerwień, czasem czerń. Coraz to nowe twarze, nowe słowa, wszystko bez sensu.

Przetarła zapłakane oczy. Znalazła koszulkę byłego chłopaka, z nadrukiem „Los Angeles”, w sumie to dosyć szpetną. Teraz jednak kuła niemiło w serce. A przecież właśnie tego chciała uniknąć. Wczoraj już się prawie udało. Nawet nie upiła się specjalnie, po prostu wpadła w taki nastrój… Kiedy czujesz się absolutnie cudownie, kiedy czujesz się silny i wspaniały właśnie taki jaki jesteś, kiedy kochasz swoje wady, bo wiesz, że one wcale nie są wadami, tylko cechami wyjątkowej osobowości, które sprawiają, że możesz być ponad wszystkimi tymi głupimi ludźmi. Kiedy tańczysz do muzyki nikomu nieznanego francuskiego zespołu i jesteś blisko, naprawdę blisko zrozumienia czegoś wielkiego. Kiedy o czwartej nad ranem idziesz samotnie przez miasto i wiesz, że może zdarzyć się wszystko.

A potem nie wydarza się nic. Budzisz się z mdłościami i nie jesteś wcale wspaniały.

Obraz na ekranie w końcu wyostrzył się. Płonął most. Dziewczynie zajęło trochę czasu, zanim zanalizowała tę wiadomość. Przeanalizowała też możliwości wyboru. Mogła wyciągnąć lody czekoladowe z lodówki. Mogła też wyjść w miasto. Koty czekają. Mogą być wszędzie o każdej porze. Każda pora jest dobra na coś innego, więc w środku dnia zapewne nie wydarzy się wielka magia, ale może chociaż jakaś malutka.

Założyła jedną skarpetę pasiastą, zielono-fioletową. Drugą krwiście czerwoną w białe, duże kwiaty. Obie długie, za kolano. Do tego krótka dżinsowa spódniczka. Może kawałek gołego uda ściągnie na nią uwagę jakiegoś Kota.

Trzasnęła drzwiami i wzięła głęboki oddech. Pachniało nadchodzącą burzą.

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *