Naukowa wartość telemarketingu

Sebastian Andrzejewski otworzył kolejne piwo. Na początku czerwca temperatury w końcu wzrosły na dłużej powyżej dwudziestu stopni i nie chcąc marnować wyjątkowo pięknej soboty, grupa kolegów z pracy urządziła grillowanie. Sebastian uniósł w górę otwartą butelkę, salutując Maćkowi, który użyczył działki na imprezę.

W kieszeni poczuł znajome wibrowanie. Nieznany numer. Sebastian wahał się, czy odbierać. Najpewniej dzwonili z banku lub od operatora, a szkoda było przerywać relaks tylko po to, by parę razy dobitnie powtórzyć, iż nie, nie jest zainteresowany najnowszą ofertą. Co prawda wszystkie numery bankowych telemarketerów opisał jako „spam” i oznaczył cyframi od jeden do siedem, zaś podobne kontakty od telefonii komórkowej nazwał „upierdliwcami”, od jeden do dziewięć. Nie mógł mieć jednak pewności, że to nie kolejny student próbujący dorobić wciskaniem ludziom nowych abonamentów.

Smartphone nie przestawał wygrywać cichej melodyjki. Sebastian przypomniał sobie, że było sobotnie popołudnie, a nie męczono by go chyba głupotami w weekend. Nacisnął zieloną słuchawkę.

– Dzień dobry. Nazywam się Maja Morawska, dzwonię z Agencji Pracy Professional Penguin.

Agencja. Te Sebastian opisywał jako „pracaspam”. Był zadowolony z obecnego miejsca zatrudnienia. Jakimś cudem wylądował w mało upierdliwym korpo – przynajmniej jeśli porównać różne mrożące krew w żyłach historie znajomych – na dobrze płatnym stanowisku, gdzie co rusz wynajdywał nowe metody przerzucania obowiązków na młodszych kolegów. Mimo to nie miał nic przeciwko wysłuchaniu nowej propozycji.

– Wysłał pan do nas swoje CV – kontynuował uprzejmy, acz wyprany z emocji głos.

Zapadła cisza. Sebastian był pewien, że kobieta nie zadała mu pytania, a jasno stwierdziła fakt. Sam nie pamiętał szczegółów, ale wiedział, że różne firmy posiadają jego dane. Spodziewał się, że Morawska przejdzie teraz do przedstawienia oferty. Po drugiej stronie łącza rozbrzmiewała jednak przedłużająca się cisza. Spojrzał na wyświetlacz, by sprawdzić, że połączenie nie zostało zerwane.

– Możliwe – odpowiedział w końcu.

– Czy jest pan zainteresowany swoimi kompetencjami zawodowymi?

Teraz Sebastian zamilkł, zagubiony nagle w rozmowie, zaraz jednak poczuł rozbawienie. Jasne, że był zainteresowany własnymi kompetencjami; w końcu były jego własne i wyjątkowe. Pożałował kobiety, która w tak piękny dzień musiała wykonywać bezsensowne telefony – nic dziwnego, że sama już nie wiedziała, co wygaduje. Maciek uniósł w górę trzymaną w szczypczykach kiełbasę, dając znać, że można już jeść.

– Raczej tak – potwierdził.

– Otworzyło się miejsce na stanowisku Android developera ze znajomością… – Maja Morawska nagle odzyskała energię. Zaczęła ze szczegółami opisywać ofertę, która Sebastiana nijak nie obchodziła. – Czy ma pan jakieś pytania względem tej pozycji?

– Tak. Czy u was zawsze pracuje się w soboty? – zapytał lekkim tonem.

Wyraźnie wyczuł konsternację narastającą po drugiej stronie telefonu. Uśmiechnął się, całkiem zadowolony ze swojego żarciku. Przynajmniej pani Morawska będzie wiedziała, że jeszcze ktoś poza nią uważa wykonywanie takiej pracy w weekend za głupie i jej współczuje.

– Czemu? – zapytała w końcu cicho.

– Proszę pani, dziękuję za propozycję, ale nie jestem zainteresowany. Może w przyszłym roku… Mam nadzieję, że chociaż jutro ma pani wolne.

– Tak – powiedziała, wyraźnie strapiona przebiegiem całej rozmowy.

Sebastian rozłączył się i nałożył na talerz grillowanej karkówki z pieczoną papryką.

*

– Dzień dobry, nazywam się Maja Morawska i dzwonię z Banku…

– Nie jestem zainteresowany – warknął Jerzy Jurczyk, próbując nie przypalić naleśnika. Głodny i wciąż nie przebrany do przedszkola Sebek jeździł plastikowym wozem strażackim między nogami ojca.

– Ale ma pan u nas konto.

– No mam. I co mam jeszcze mieć? Superlokatę? Kredyt? – zrzędził z niezadowoleniem.

– Nie ma pan u nas kredytu – potwierdziła Morawska.

Jerzy przekręcił naleśnika na drugą stronę, przyciskając telefon ramieniem do ucha.

– Sebastian, uspokój się! Śniadanie! – krzyknął na syna.

– Sebastian… – konsultantka z banku myślała intensywnie. – Czy chodzi panu o Sebastiana Andrzejewskiego? Pan Andrzejewski nie ma konta w tym banku. Sebastian Kasprzyk również nie posiada konta. Seb…

– A co mnie to obchodzi?! – wybuchł. Ze złości tak zaczęły mu się trząść ręce, że aż upuścił naleśnika na podłogę. – Nie chcę od was niczego! Macie do mnie nie dzwonić! Żądam zablokowania mojego numeru, nie wyrażałem zgody na przetwarzanie moich danych, nie macie prawa do mnie dzwonić!

Kobieta znów zamilkła, wyraźnie przytłoczona krzykiem. Po chwili odezwała się, wyraźnie ignorując ostatnią część rozmowy.

– Mógłby pan wziąć kredyt.

Co za natrętna idiotka! – pomyślał gniewnie.

– Polecam jednak kredyt w Banku Wschodnim, tam dostanie go pan na korzystniejszych warunkach niż u nas.

Cała złość nagle wyparowała z Jerzego, zastąpiona głębokim zdziwieniem.

*

Profesor Morawski odrzucił okulary na stół ruchem tak gwałtownym, że aż odpadła plastikowa końcówka noska. Zaklął cicho, przecierając oczy kciukiem i palcem wskazującym. Wyjął z uszu słuchawki.

– Kolega potrzebuje kawy? – zapytała doktor Paulina Szymańska, która mijała właśnie otwarte drzwi pracowni w drodze do kuchni. – Jak postępy?

– Po tym, co usłyszałem, nawet nie mam ochoty zaczynać drugiej fazy. Powinienem od razu zabrać się za poprawki…

– Przyznaj lepiej, że nie chce ci się wykonywać tych wszystkich telefonów.

Morawski spojrzał ponuro na listę kilkudziesięciu numerów, jego grupę testową. Sam zbyt wiele razy rzucił słuchawką, by naiwnie wierzyć, że będzie to łatwe zadanie.

– Pomyśl, że jeśli ci się uda, z nowego budżetu zatrudnisz do tego asystenta – pocieszyła go Szymańska.

*

Pracaspam 6 – Sebastian westchnął, odbierając. Przypomniał sobie, że dopiero co dodał ten kontakt, dlatego zdziwił się, gdy zamiast trochę znudzonego głosu Mai Morawskiej usłyszał mężczyznę.

– Dzień dobry, czy miałby pan chwilę na bardzo krótką ankietę dotyczącą funkcjonowania naszej agencji?

Normalnie Sebastian nie marnował czasu na teleankiety, ale ponure spojrzenie na monitor powstrzymało go od odmowy. Deadline na poprawki minął wczoraj, a on nie zdążył tknąć nawet połowy bugów. Przeciągnął się na krześle, tłumiąc ziewnięcie. Równie dobrze mógł zrobić sobie parominutową przerwę na ankietę.

– Na razie nie jestem zainteresowany współpracą – wyjaśnił od razu, by uniknąć nieporozumień.

– Oczywiście. Chciałbym spytać pana o jakość naszych konsultantów. Na początek niech pan powie, czy rozmawiał pan z pracownikiem czy automatem.

– Z pracownikiem.

– Jest pan pewien?

– No… – Sebastian pierwszy raz pytano o coś takiego. – Na pewno. To była pani, yyy, Magda? Maria, to było podwójne M… Morawiecka?

– Czy pana zdaniem była kompetentna? Jak pan ocenia jej prezentację?

Mężczyzna włączył ekspres, przygotowując popołudniową kawę.

– Myślę, że pani Maria była trochę przemęczona. Brzmiała, jakby miała dość – roześmiał się dobrodusznie, chcąc podkreślić, że rozumiał jej rozkojarzenie, ale zaraz uświadomił sobie, że jego szczerość może kogoś kosztować stanowisko albo choćby premię. Dodał w pośpiechu: – Ale bardzo miła była. Zabawna nawet, pożartowaliśmy chwilę. I znalazła ofertę pasującą do mojego doświadczenia, tylko naprawdę nie jestem teraz zainteresowany…

Profesor Morawski podziękował, odhaczając Sebastiana Andrzejewskiego na liście. Prawie połowa osób z grupy testowej nie chciała z nim rozmawiać, ale pozostałe ankiety pozwalały na wyciągnięcie zaskakująco pozytywnych wniosków.

– Dobra robota, MAIA.

– Dziękuję – widoczna na monitorze ikona ust poruszyła się nieznacznie.

Oczywiście metodologia kulała i należało ją poprawić przed kolejną serią badań. Tak samo Morawski Artificial Intelligence Archetype wciąż nie działała w pełni poprawnie, nie zawsze radząc sobie z logiką wypowiedzi czy rozumieniem z kontekstu, ale wszystko wskazywało na to, że skrypty dla telemarketerów i konsultantów okazały się idealnym, nowoczesnym testem Turinga. Żaden z rozmówców nawet przez chwilę nie podejrzewał, że nie rozmawiał z prawdziwą osobą.