Kot śpi na szafie

Niniejsze opowiadanie ukazało się także w czwartym numerze internetowego magazynu WeryForma(t), związanego z Forum Literackim Weryfikatorium.

„Kot śpi na szafie” pięknie zrecenzował Leszek Pipka. Całość recenzji również w numerze:

„Trywializując, socjopaci mogą być nawet szczęśliwi, o czym poświadczają różne osobistości na wysokich stanowiskach w firmach, urzędach i korporacjach. Ale to nie jest przypadek naszej bohaterki. Ona ma uszkodzone mechanizmy obronne, widzi otoczenie bez tych wszystkich zasłon ‒ utkanych z kultury, przyzwyczajeń, rytuałów czy stereotypów. Jej wrażliwość, ba, nadwrażliwość sprawia, że zanika, zapada się w sobie, kurczy do postaci niemal spirytualnej”. Całość recenzji również w numerze.


Asymiluję gorącą ciecz zrobioną z taniej herbaty z supermarketu. Wątpię, żeby miała jakikolwiek smak, czuję tylko wrzątek. Nie robi mi to większej różnicy. No, może tylko jedną – mogę poparzyć sobie dziąsła.

Ciężko się pije, leżąc. Nabieram napój na łyżeczkę, wsuwam ją poziomo do ust, by w środku jamy ustnej przekręcić ją do pionu, dzięki czemu herbata może spłynąć na podniebienie. Cudowne gorąco opanowuje chociaż fragment mojego martwego ciała. Poparzyłam sobie dziąsła. Szczypią z bólu, a mnie to cholernie cieszy – jeszcze żyję, jeszcze żyję, choć serce już nie bije… Jakoś mi się zrymowało.

Kot znowu jest głodny. Uparcie próbuje odgryźć mi mały palec u stopy. Czuję ból, ale on jest gdzieś poza mną. Nawet się nie złoszczę. Zastanawiam się tylko, jak kot poradzi sobie z paznokciem; czy nie będzie za twardy?

Wpada moja współlokatorka. Wystraszyła zwierzaka, uciekł za szafę z kawałkiem mojego palca. Jolka taszczy z piętnaście torebek z ciuchami, butami, kosmetykami. Jola żyje tylko zakupami, chyba nawet tlenu nie potrzebuje.

– Po co mam jeść? – pyta mnie kokieteryjnie, pokazując płaski brzuch. Znaczy – kiedyś tak robiła, teraz już nie ma co pokazywać. Jej żołądek, pozbawiony pożywienia, skurczył się i zwinął, tworząc zdechły flak gdzieś pod sercem. Nieużywany organ zanika.

Jola nie ma brzucha, ale za to ma biust. Dwa arbuzy, wciśnięte w stanik push-up, zaczynające się gdzieś w okolicach pępka, a kończące się pod szyją. Ale wciąż są za małe. Więc Jolka wyciąga olbrzymie strzykawy z silikonem i ładuje je wprost w biust, w którym nie ma już nic naturalnego, żadnych mięśni, gruczołów, tłuszczu – czysty silikon, najlepszy na czarnym rynku plastik.

Jolka ma chłopaka. Chłopaka? Raczej faceta-który-ją-rucha. Właśnie wszedł do naszego zaśmieconego, śmierdzącego mieszanką perfum, dezodorantów i owocowych mydełek mieszkania. Na dzień dobry kopnął kota, próbującego odgryźć resztę mojego biednego palca. Ze mną się nie wita. Zapewne mnie nie zauważył, tak ja nie widzi mnie Jolka. Umieram sobie spokojnie i cichutko na zalanej sokiem porzeczkowym kanapie.

Nie aż tak bardzo spokojnie, bo po chwili Jolka i facet-który-ją-rucha zwalają się na mnie. Współlokatorka jest wściekła, gdy mój łokieć wbija się w jej wychudłe biodro. Facet zwala mnie z obrzydzeniem na podłogę, jak niepotrzebną, zużytą prezerwatywę. Bo oni nawet gumki nie potrzebują – Jolka nie urodziła się, żeby mieć dzieci, tylko żeby ją ruchać. Jajowody same zawiązały się w supełki, a jajniki zapadły do środka.

Kot zlizuje mi z twarzy rozlaną herbatę. Czuję dotyk jego języka, szorstkiego jak dłoń bijącego cię po twarzy mężczyzny. Ale ja nie chcę takiego mężczyzny. Nie chcę kogoś, kto wszedłby tu, zobaczył moje zwłoki na podłodze i rozpiął rozporek, żeby skorzystać, póki całkiem nie wystygłam.

Smutno mi.

*

Krzyś przychodzi dwa razy w tygodniu. Nieważne, jak długa byłaby kolejka, zawsze staje do mojej kasy. Ja kolejno przesuwam kupione przez niego produkty spożywcze i trochę chemii nad czytnikiem, a on opowiada mi o przeczytanych książkach.

– Wiesz, zacząłem właśnie Turgieniewa.

– Tak? I jak ci się podoba?

Marzę, żeby spytał, kiedy kończę. Marzę, żeby wpadł do mnie po pracy i zabrał do kawiarni po przeciwnej stronie ulicy.

– O której dziś kończysz? – pyta, a ja patrzę smutno na zegarek. Waham się chwilę, ale ostatecznie zapalam nad kasą czerwone światełko „zamknięte”.

– Właściwie to za chwilę – kłamię. Jeszcze dwie godziny. Ale ja nie mam czasu czekać, muszę porozmawiać z nim teraz. O niczym ważnym, po prostu porozmawiać z kimś normalnie, przypomnieć sobie, że jestem jeszcze człowiekiem. Szef mnie wyleje, ale jest mi to obojętne. Po prostu położę się na kanapie i pozwolę, by kot zjadł mnie do końca.

– Kulejesz?

– A nie, kot mnie trochę pogryzł.

Idziemy do kawiarni po przeciwnej stronie ulicy. Krzyś jest piękny, kiedy stoi przy kasie i prosi o dwie herbaty – dla niego z cytryną, druga gorzka. Nie mogę oderwać wzroku nawet na sekundę, żeby nie utracić ani jednej spędzonej wspólnie sekundy.

Zakochałam się.

Opowiadam mu, jak jakiś facet kupił tylko bekonowe chipsy i chciał zapłacić stówą, a ja nie miałam mu wydać. Albo o tym drugim, co miał do mnie pretensje, że sprzedałam mu przeterminowaną konserwę. Ja? To co, jak brał z półki to oczu nie miał? Krzyś znowu narzeka na swoją głupią współpracownicę. Żałuję, że nie mogę jej zastąpić. Moglibyśmy wtedy kochać się u Krzysia w biurze. Ale jestem za głupia na taką pracę.

– Przestań, słoneczko – gani mnie, kiedy mówię, że jestem za głupia nawet do siedzenia na kasie. Mówimy o książkach. Dyskutujemy, ścieramy się, wspólnie zachwycamy się albo obśmiewamy nieudolność autora. Jakbyśmy byli na jebanym uniwersytecie. Lubię to. Dziś się akurat dowiaduję, że Krzyś nie lubi Coelho. Szkoda.

Zawsze w końcu zrobi się za późno i Krzyś będzie musiał wrócić z zakupami do domu, do rodziny. A ja zostanę sama z niedopitą herbatą. I nikt mnie nie przytuli.

*

Chyba nie wyszło mi w życiu.

*

– Straciłaś pracę? – Jola jest w szoku. – To z czego będziesz żyć?

– Nie będę żyć.

– Nikt cię na utrzymanie nie weźmie, za brzydka jesteś. – Jolka przez chwilę patrzy na strzykawkę z silikonem. Kiwam przecząco głową, że się nie zgodzę na coś takiego.

Kładę się na poplamionej porzeczkowym sokiem kanapie. Nawet gdybym miała cycki jak Jolka, Krzyś dalej by mnie nie pokochał. Bo to jest mądry facet, lubiący mądre kobiety. Nigdy przez myśl by mu nie przeszło, żeby porzucić żonę. Z resztą – on ma dobrą żonę, zawsze o niej tak ciepło mówi, że w ogóle nie potrafię jej znienawidzić. Nawet ją lubię. Muszę lubić kogoś, kto jest dobry dla Krzysia.

Krzyś pachnie papierosami i czymś bliżej nieokreślonym. Podejrzewam, że to zapach małego dziecka, bobasa, którego co wieczór tuli do snu.

Mnie do snu nie utuli nikt. Nawet kot śpi na szafie.

*

Jola rzuciła faceta-który-ją-rucha. Nie do końca rozumiem, co do mnie mówiła, jak tłumaczyła tę decyzję, chyba najważniejszą w jej życiu, bo żadnej istotniejszej nigdy nie musiała podejmować. Leżałam na kanapie, marząc o herbacie. Nie miałam siły wstać i wstawić wodę, nie byłam na tyle zdesperowana, żeby poprosić o to Jolkę. I tak by tego dla mnie nie zrobiła. Ona nawet by mnie nie dobiła, tylko czekała w nieskończoność, aż zgniję. Zapach by jej nie przeszkadzał, znikłby całkowicie za odorem tanich perfum. Leżałam, a ona opowiadała mi o swoim nieistotnym, pustym życiu, wcale niewiele różniącym się od mojego pustego życia. Po prostu ja rozumiem, w jakim siedzę bagnie, a Jolka już tego nigdy nie zrozumie.

Dzisiaj też leżę. Kątem oka widzę dziwne światła za oknem, jakby wokół krążyły helikoptery. Słyszę hałas śmigieł. Jolka wpada do mieszkania, pokazując mi kogoś, tłumacząc coś. Ma nowego faceta-który-ją-rucha. Mówi, że wszędzie wokół stoją telewizyjne samochody, latają telewizyjne helikoptery, biegają telewizyjni reporterzy i chcą zrobić z nią wywiad, bo rucha ją facet-który-jest-sławny.

Facet-który-jest-sławny-i-rucha-Jolkę patrzy na mnie z pogardą. Nie mam mu tego za złe, ja sama również sobą pogardzam. Wyrzuca mnie z kanapy, bo się do nas wprowadza i nie ma już dla mnie miejsca na kanapie. Nie ma nawet kawałeczka miejsca dla mojej chylącej się ku tragicznemu końcowi egzystencji. Wczołguję się na szafę, tam, gdzie śpi kot. Bliskość sufitu i gruba warstwa kurzu sprawiają, że czuję się bezpiecznie. Pode mną facet-który-jest-sławny kopuluje z Jolką, wykrzykując mądre frazesy o nieistnieniu Boga i nierówności wszystkich ludzi.

Już wiem, co mi mówiła Jolka. Coś o zachwycie moją postawą intelektualistki. Znalazła więc faceta inteligenta, który nie pracuje, tak jak ja. I dużo czyta. Ot, całe wyobrażenia Jolki, cały jej cudownie prosty, dwubarwny świat, gdzie tylko własna korzyść i wygoda się liczy. No i żeby pokazać się w telewizji.

Kot zasłania sobie skrzyżowanymi łapkami pyszczek, zupełnie jakby łapał się za głowę i mówił: „Ja pierdolę”. Pewnie ma rację.

*

– Widziałaś to? – Krzyś jest oburzony. Nie zdradzam mu, że Jolka i sławny-facet-który-ją-rucha mieszkają razem ze mną. Czy raczej ja mieszkam koło nich, nad nimi. Na szafie, razem z kotem. Kot jest dla mnie lepszy niż kiedykolwiek. Myślałam, że może też ma mnie gdzieś, że może uznał, że nie jestem nawet godna, by mnie pogryźć. Ale on zwija się tuż obok mnie, tak blisko, że czuję jego ciepło i słyszę dyskretne mruczenie. Głaszczę go, a on się uśmiecha. Może w końcu dostał od życia to, czego chciał.

Telewizje w całym kraju pokazują, jak Jolka i sławny-facet-który-ją-rucha uprawiają dziki seks na środku ołtarza jakiegoś kościoła na obrzeżach miasta. Wokół biega ksiądz i grozi ekskomuniką, a facet-który-jest-sławny po raz kolejny powtarza antychrześcijańskie hasła i wyzywa Boga, w którego nie wierzy. Manifest. Wielka filozofia. Wykrzywiona w orgiastycznym spazmie twarz Jolki.

Krzyś rozpogadza się.

– Ale to głupie – mówi.

– Tak.

Wokół ludzie mówili tylko o Jolce i sławnym-facecie-który-ją-rucha. W telewizji komentowali to profesorowie, socjologowie, teologowie, księża, dziennikarze, prawnicy i zwykli ludzie zaczepieni przez wścibskie kamery na ulicy. Tylko Krzyś pyta mnie, co ostatnio czytałam. Mówię mu wszystko, z siłą i żarem samozwańczej recenzentki. Nie powiem mu tylko, że czytam, siedząc na szafie i wtulając się w kąt pomiędzy pudłem po butach a kotem, tak, żeby nie zobaczył mnie sławny-facet-który-rucha-Jolkę, bo pewnie zabiłby mnie za to.

Wokół szaleje sztorm absurdu, wielki spektakl dwójki ludzi, całkiem mądrych rozważań i całkowicie głupich komentarzy. Idzie Apokalipsa, siły dobrej wiary mają się zmierzyć ze złem ateizmu. To wszystko jest tak groteskowe i bezsensowne. Czuję się, jakby cały świat stał się mieszkaniem Jolki i – przynajmniej do niedawna – moim. Wszędzie panuje burdel, powietrze śmierdzi tym, co miało zachwycać zapachem. Tylko kot śpi spokojnie na szafie, tak jak my rozmawiamy o byle czym, że się herbata skończyła, a tu mają taką dobrą, więc weźmiemy jeszcze jedną.

Ale za jakąś godzinę, może dwie, wrócę do domu i zwinę się na szafie. Czuję, że dziś nie utuli mnie ani kurz, ani sufit, ani nawet śpiący spokojnie kot.

Boję się.

*

Dzwonię i dzwonię, ale Krzyś nie odbiera. Jeśli zaraz tego nie zrobi, będę musiała się wycofać – porzucić cały plan i wrócić do smutnego mieszkania, piersiastej współlokatorki i sławnego-faceta-który-ją-rucha. Nie mogę umierać przez całe życie. Wolałabym to załatwić jakoś szybko, porządnie.

– Słucham? – Krzyś nareszcie odbiera, chyba za dziesiątym razem.

– Weź kota. Jola ci otworzy mieszkanie, tylko nie przychodź wieczorem, jak będzie jej facet.

– Słońce, to ty? O czym ty mówisz?

– Zajmij się kotem, dobrze? On jest fajny, tylko na palce musisz uważać. Jolka nie będzie umiała się nim zająć. Pewnie będzie spał na szafie.

Muszę się rozłączyć, żeby nie powiedzieć czegoś za dużo. Żeby nie wypalić prosto z mostu, o co mi chodzi. Krzyś próbuje oddzwonić, ale już za późno – noc przede mną jest długa i ciemna.

Brak komentarzy

  • Łukasz Witt

    Muszę przyznać, że całkiem sprawnie napisane. Początkowo irytowało mnie to określenie „facet-który-ją-rucha”, ale gdy dostrzegłem tę melodyjność, celowo stosowane powtórzenia tych wyrazów, to przyznaję, że zaczęło mi pasować. Sam staram się unikać inwektyw, dlatego razi mnie używanie „jebany”, zawsze wolę poszukać jakiegoś ładnego słówka w zamian, gdy już naprawdę chciałbym użyć mocnego słowa. Dostrzegam dobre metafory „sztorm absurdu”, nawet pojawia się pewna makabreska niczym u Topora. Czytasz jeszcze Coelho? Podoba mi się zakończenie, które jest lekko ukryte, ze swoją czarną głębią, nie powiedziane wprost – tego zawsze poszukuję i sam stosuję w swoich opowieściach. I „Ach ta nadwrażliwość” 🙂

    • Ag

      Dziękuję za miłe słowa. Opowiadanie akurat ma taką formę, że są w inwektywy i z definicji miało być trochę wulgarne. Poza tym jest też dosyć stare i już tak raczej nie piszę.

      Proszę, nigdy więcej Coelho 😀

  • Ag

    Tak, jakieś dziesięć lat temu (Chyba nawet dawniej. Cholera.), nie wiedząc kim jest Coelho, poza tym, że to znane nazwisko, postanowiłam przeczytać, żeby zobaczyć o co tyle szumu. „Jedenaście minut” czytało się w miarę ok, ale „Pielgrzym” mnie umęczył nieludzko. Wydaje mi się, że jeszcze coś przeczytałam, ale nie mam najmniejszej rekolekcji co to było.

    Murakamiego czytałam w mniej więcej tym samym czasie i postanowiłam więcej go nie ruszać, bo robił mi siekę z mózgu i w ogóle źle go emocjonalnie znosiłam. Ciekawe co by było, gdybym przeczytała go teraz. Generalnie nie wierzę swoim własnym wrażeniom z lektur sprzed wieków, ale nie mam czasu ani chęci wracać do tych książek.

    Karakter wydaje architekturę/dizajn, a to moje małe hobby z czasów studiowania bibliotekoznawstwa – zaczęło się od ćwiczeń ze składu książki, a dalej już samo poszło za różne gałęzie projektowania. Poza tym bardzo ładnie wydają książki – jako że kupuję głównie e-booki w formie papierowej mam zwyczaj stawiać na półkach tylko te książki, które je zdobią. Jak mam czytać ze srajtaśmy to wolę czytać z czytnika.

    • Łukasz Witt

      Nie dotykałem się do Coelho, wystarczały mi wyrywkowe zdania z książki, kalendarze z sentencjami, aby wiedzieć, że ktoś chce mnie zrobić w balona 🙂
      Bardzo dobra decyzja co do Murakamiego, także w przyszłości być może coś mogę kupić z twojej twórczości, jeśli nie spodobał Ci się Murakami 😛 Nie trawię jego stylu pisania, idiotycznych sformułowań, braku jakiejkolwiek celnej metafory, porównania, braku umiejętności pisania zakończeń, ględzenia o niczym – w sensie samotność, samobójstwa. Nie kupuję rozważań filozoficznych na poziomie polnej studni w której się znika. I ile razy w książce może paść słowa „aha”, „nie wiem”? Nie dość, że nie ma żadnych walorów literackich, a zalety typowo rozrywkowe są mocno chybotliwe, to jego czytanie, może przerodzić się w ciężką depresję. Oczywiście olałbym go jako pisarza, lecz gdy parę godzin po wydaniu książki, sprzedaje parę milionów egzemplarzy, a także jest wymieniany notorycznie jako laureat nagrody Nobla, to jednak zaczynam protestować 😉
      Bibliotekoznawstwo, czyli trochę przeczytać musiałaś 😉

      • Ag

        „to jego czytanie, może przerodzić się w ciężką depresję.”
        Ha, w punkt! 😀

        Tak jak napisałam, Coelho i Murakamiego czytałam będąc nastolatką i nie mając dostępu do Internetu, więc po pierwsze miałam inną wrażliwość, a po drugie – ograniczoną wiedzę o tychże pisarzach. Ale już wtedy wiedziałam, że coś jest z nimi nie tak 😉

        Dziś to raczej le Guin (co ja mówię, zawsze le Guin), Bacigalupi, Highsmith, nieszczęsny Larsson, z literatury faktu Springer, Tornwald.

        Trochę mam wrażenie, że próbujesz sobie o mnie wyrobić opinię na podstawie nie tych książek, co trzeba. Jeśli chcesz wiedzieć, co czytam, zajrzyj proszę do podsumowań lektur z poszczególnych miesięcy/lat na tym blogu, to ci bardziej pomoże niż bezpłodna dyskusja nad Coelho.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *