Piszę

Podsumowanie NaNoWriMo 2022 (z notatek pisarzyny 11.2022)

I tak oto zleciało kolejne NaNoWriMo, nie wiadomo jak ani kiedy… udało mi się finalnie napisać 17390 słów i jest to mój drugi najsłabszy wynik w długiej historii brania przeze mnie udział w tym wyzwaniu. W związku z tym mam trochę przemyśleń, zarówno po tej edycji, jak i bardziej ogólnie.

Sukcesy i błędy edycji ’22

Mimo że czuję wyraźny niedosyt, tak naprawdę dużo udało mi się w trakcie tegorocznego NaNoWriMo osiągnąć! Opowiadanie „pustynne” znajduje się w bardzo ładnym stanie surowym – głównie męczę się tam z jedną sceną, a poza tym wiadomo, przydałaby się redakcja, dodanie paru drobiazgów tu i tam, by całość się ładnie kleiła. Zasadniczo jednak wygląda dokładnie tak, jak powinno wyglądać na koniec listopada – druga wersja tekstu gotowa do dalszej, bardziej szczegółowej obróbki.

Opowiadanie „oceaniczne” skończyłam. Napisałam, zredagowałam, wysłałam. Trochę dalej nie wierzę, że to osiągnęłam. Opowiadanie z kałużą zaś zaczęłam i powstały głównie różne bardzo losowe sceny – początek, coś ze środka, kawałek koncówki… ale z tego też jestem zadowolona, bo ten pomysł znajduje się właśnie na takim etapie, że bardzo luźne próbowanie różnych rozwiązań i szukanie, jak tekst się ułoży ma najwięcej sensu. „Taksówkarki” nawet nie tknęłam, ale prawda jest taka, że rozgrzebany do połowy projekt, gdzie trzeba się porządnie zastanowić, jak to posklejać do kupy, średnio nadaje się na NaNoWriMo. Dlatego w sumie dobrze, że go nie ruszyłam, ponieważ…

Niewątpliwie największym moim błędem w tym roku była próba robienia redakcji w trakcie NaNoWriMo, aczkolwiek było to działanie wymuszone terminem konkursu do końca listopada. Strasznie się męczyłam, próbując jednocześnie pisać jeden tekst (by nabijać słowa) i redagować drugi (by się wyrobić w terminie). Wolałabym też, żeby opowiadanie miało czas odleżeć i żebym ja mogła na spokojnie wrócić do niego po pewnej przerwie, móc je na chłodno ocenić. Bardzo mi tego zabrakło. Przynajmniej dla mnie NaNoWriMo zawsze najlepiej sprawdzało się do niekontrolowanego pisania, wyrzucania z siebie pomysłów i nie patrzenia nigdy za siebie, niezależnie od tego, ile po drodze nawaliłam błędów, że główny bohater niespodziewanie zamienił się miejscami z tym trzecioplanowym, a poszczególne sceny się nie kleją… czas na poprawki jest zawsze PÓŹNIEJ.

W związku z tym żałuję też, że nie poświęciłam więcej czasu opowiadaniu o kałuży. Ono się wręcz idealnie nadawało na NaNoWriMo, bo cały czas jeszcze ustalam, co chcę tak naprawdę z nim zrobić, na jakich wątkach i klimacie mi zależy, jakie zbudować relacje między postaciami… w trakcie listopada mogłabym sobie z tym bardzo radośnie eksperymentować. Niestety zabrałam się za ten tekst dopiero pod sam koniec.

Na przyszłość chciałabym więc przede wszystkim pamiętać, by już nigdy w ramach NaNoWriMo nie pisać niczego, co MUSZĘ skończyć w listopadzie. To jest (przynajmniej dla mnie) czas wyłącznie na pierwsze szkice. Muszę sobie w przyszłości ostrożniej dobierać projekty.

Dziewięć lat NaNoWriMo

Po raz pierwszy przystąpiłam do wyzwania w 2014 roku. Pisałam wówczas powieść (której oczywiście nigdy nie ukończyłam) i osiągnęłam wynik 56744 słów. Od tamtej pory ani razu nie opuściłam NaNoWriMo, choć wiodło mi się różnie – w latach 2014, 2015, 2016, 2017, 2019 i 2020 wygrywałam, przekraczając liczbę 50 tysięcy słów napisanych w miesiąc, natomiast w latach 2018, 2021 oraz 2022 nie udało mi się tej sztuki wykonać. Przy czym widać, że z upływem lat jest mi coraz ciężej. Wręcz ciężko mi uwierzyć, jakim cudem ja te 50k wyrabiałam. Oczywiście w tym roku choćby wyjazd na Imladris pokrzyżował mi plany i gdyby nie on, pewnie z 20k dałabym radę naklepać… ale tak całkiem szczerze, nie miałam w sobie w tym roku tyle siły, żeby pisać więcej.

Przez te lata powstały w sumie cztery powieści – wszystkie w stanie rozgrzebania. Dzięki pierwszej z nich, czyli „Mechanofobii” powstały „Długo wyczekiwana samotność” (pisana zresztą w trakcie NaNoWriMo 2018), „Moja ręka” oraz „Dorastanie w czasach cyborgizacji„. Bo choć powieści nie skończyłam, to lubię wracać do stworzonego tam świata i chyba w przyszłym roku znów go odwiedzę… „Ognisty” oraz „Więzy krwi” (przemianowane w międzyczasie na „Ostatni lot niedźwiedzia”) na razie są projektami martwymi. Natomiast co do „Trzynogiego bóstwa”, to regularnie sobie obiecuję, że pora je skończyć… może w 2023?

Dzięki NaNoWriMo powstały też inne opowiadania – z tych opublikowanych możecie znać „Fasolkę i tofu„, „Bibliotekarkę” oraz tegoroczną premierę, czyli „Wspomnienia„. Tekstów, które zaczęłam, ale z różnych powodów ostatecznie mi nie wyszły, nawet nie mam siły liczyć, ale było ich naprawdę sporo! Te już wylądowały w śmietniku, ale „Taksówkarka” czy „Wieloryb” czekają na dokończenie. Stare pliki z kolejnych wyzwań to gigantyczne cmentarzyska pomysłów… czasem lubię do nich zaglądać w poszukiwaniu natchnienia. Kto powiedział, że nie można recyclingować własnych nieudanych tekstów. 😉

Jednym z najważniejszych aspektów NaNoWriMo okazał się dla mnie ten społeczny – początkowo bardzo aktywnie korzystałam z forum, wymieniałam się tam z ludźmi fragmentami tekstów i komentarzami, brałam też udział w przeróżnych wyzwaniach i dodatkowych zabawach. Z czasem dużo ważniejsze stały się spotkania na żywo. Cotygodniowe WiP-y były nie tylko okazją do pisania w plenerze, ale też rozwijania znajomości. Niektóre z nich przekształciły się w wieloletnie przyjaźnie. Zniknęłam z forum i z Discorda, gdyż liczba uczestników i interakcje z nimi wszystkimi są dla mnie zbyt przytłaczające. Nie uczestniczę też już w dodatkowych aktywnościach, głównie dlatego, że zaczęłam pisać w sposób dużo bardziej zorganizowany i zaplanowany, w związku z czym nie mam miejsca na przypadkowe wciskanie w mój tekst, np. 11 sów. Po prostu wiem, czego oczekuję od moich tekstów, a moje wizje są zbyt kompletne, by pozwalać sobie na dodawanie losowych elementów. Choć tak ogólnie jest to niewątpliwie fajny aspekt NaNoWriMo i różnego rozdzaju wyzwania czy prompty mogą pomóc na brak weny w konkretnym dniu.

NaNoWriMo po mojemu

Głównym zamysłem NaNoWriMo jest to, by napisać powieść na co najmniej 50 tysięcy słów w miesiąc. Tyle że gdybym w przyszłości miała znów brać udział w tym wyzwaniu, to na pewno nie kierowałabym się już jego podstawowymi zasadami. Zwyczajnie nie chcę zaczynać kolejnej powieści. Chciałabym przede wszystkim jakąś SKOŃCZYĆ. Nawet nie mówię, że chcę stworzyć dobrą powieść – po prostu chcę, by była KOMPLETNA. NaNoWriMo za bardzo się do tego nie nadaje, to jest okres zbyt gorący i chaotyczny. Dlatego przyszłe edycje będę raczej znów wykorzystywać do tworzenia pierwszych szkiców opowiadań oraz nadrabiania zaległych artykułów. W ten sposób zaś ciężej jest dobić do 50k, choć oczywiście nie jest to niemożliwe.

Kiedyś miałam po prostu więcej ciśnienia na robienie NaNoWriMo „we właściwy sposób”. Teraz coraz bardziej i bardziej wykorzystuję je po swojemu, tak jak mi pasuje. W pewnym stopniu więc jego formuła się dla mnie wyczerpała, z drugiej jednak strony – miałam przez ten czas możliwość rozwijania moich pisarskich zdolności, opublikowałam parę opowiadań, a także znalazłam przyjaciół i ulubioną knajpę w Warszawie, która podaje śniadania cały dzień.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *