Piszę

Pomidor (Z notatek pisarzyny 07.22)

Lipiec był dziwny. Jakoś przeleciał mi między palcami, od jednego rodzinnego weekendu do drugiego. Szczerze mówiąc, ledwo już ten miesiąc pamiętam.

Solanum lunares

Zrobiłam jednak to, co miałam zrobić. Skończyłam opowiadanie na nabór do antologii „Cały człowiek” od Grupy Wydawniczej Alpaka. Oczywiście na ostatnią chwilę, bo wysłałam je 20 lipca, a nabór był do 21… Zmieściłam się też w limicie 40 tysięcy słów i w tym celu wycięłam tylko jeden fragment, który mi się podobał i którego trochę mi żal. Poza tym jednak chyba wszystko, o czym chciałam napisać, się zmieściło. Jeśli „Solanum lunares” zostanie wybrane, to będziecie je mogli przeczytać, ale jeśli nie – to nie bardzo wiem, gdzie indziej mogłabym wysłać opowiadanie o sadzeniu pomidorów na Księżycu przez autystyczną bohaterkę. Trzymajcie kciuki, żeby praca ostatnich 2,5 miesiąca (zdecydowanie za długo na ten projekt…) nie poszła na zmarnowanie.

O ile kiedyś pisanie pod limit sprawiało mi sporo przyjemności i było wyzwaniem, o tyle teraz jest dla mnie głównie męczące. Były dni, gdy nie potrafiłam usiąść do pisania, bo myśl, że zostało mi tylko tyle a tyle znaków kompletnie mnie blokowała. Męczyłam się z każdym zdaniem, no bo ono zabiera mi cenne znaki… Tym razem to po prostu nie było twórcze, nie zachęcało mnie do kombinowania, nie pomagało wyrzucić niepotrzebnych elementów – tylko przeszkadzało. Z wielką przyjemnością usiądę do jakiegoś nielimitowanego projektu, nawet nie dlatego, że potrzebuję niewiadomo jak się rozpisać, tylko by się niepotrzebnie nie stresować.

Po raz pierwszy od dawna wydrukowałam sobie swoje opowiadanie i szczerze mówiąc zdążyłam zapomnieć, jak dobrze redaguje się w ten sposób. Tekst na papierze wygląda jednak trochę inaczej, można zobaczyć rzeczy, które na ekranie się przegapia. Nawet drobiazgi w stylu literówek czy powtórzeń. Mam też dysleksję, więc zmiana medium pomaga mojemu mózgowi na nowo odebrać znany już tekst. W tle puściłam sobie treningi Formuły 1 i czerwonym długopisem wykreślałam, zaznaczałam i poprawiałam. Plus na komputerze, wiadomo – gdzieś pomiędzy prokrastynacją, ADHD oraz lenistwem nie potrafiłam się powstrzymać przed uciekaniem od tekstu ku innym zakładkom i programom. Od papieru nie ma takiej ucieczki. I też mój własny tekst nie wydawał mi się aż tak przytłaczający, a potrzebne zmiany nie aż tak bolesne.

Ostatecznie chyyyyba jestem zadowolona? Sama nie wiem, jeśli doczekam się jakiejś zewnętrznej redakcji, to osoba redaktorska mi powie, czy osiągnęłam to co chciałam. A skoro jesteśmy przy tym temacie…

Wspomnienia

Moje wcześniejsze opowiadanie wróciło do mnie z redakcji. (A jej druga i trzecia tura odbyła się już w sierpniu, no ale przecież znowu napisanie jednej bełkotliwej notki zajęło mi półtora tygodnia…) Uwag językowych nie było wiele: parę naprawdę psujących cały akapit powtórzeń i parę niekoniecznie sensownie brzmiących zdań. Ogólnie mnie to cieszy, bo siedziałam nad tym tekstem długo, powinien więc być w miarę dopracowany. Po tylu latach dobrze też wiedzieć, że potrafię sklecić parę zdań bez błędów.

Odbyłam też z redaktorką dyskusję na temat samej treści i tego, że zakończenie jest trochę mętne i nagłe. I że może wywołać ewentualny niedosyt u czytelników. Tyle, że, no… to zakończenie celowo takie właśnie jest. Zdaję sobie sprawę, że dla kogoś, kto będzie oczekiwać jasnego rozwiązania zagadki może okazać się niewystarczające. Tyle że to opowiadanie nie potrzebuje na koniec „odpowiedzi wprost”, bo ono w ogóle o tym nie jest, co innego jest w nim ważne. Mam nadzieję, że mimo wszystko będzie to dla odbiorców czytelne. Ostatecznie zakończenia nie zmieniłam – opowiadanie ma taką formę, jaką chciałam mu nadać.

Pewna osoba napisała mi też, że spośród moich tekstów najbardziej podobają jej się właśnie „Wspomnienia” oraz „Długo wyczekiwana samotność”. To o tyle ciekawe, że gdybym ja sama miała wskazać moje własne ulubione teksty, również wymieniłabym te dwa. Tym bardziej nie mogę doczekać się premiery (na jesieni), bo mam wrażenie, że udało mi się napisać coś bardzo dobrego i coś bardzo mojego. Sprawdza się być może powiedzenie, że artysta musi cierpieć, bo oba te teksty wyrosły z jakiegoś bólu.

Plany na sierpień

Kiedyś na NaNoWriMo zaczęłam taką powieść, którą chciałabym kiedyś skończyć, ale na razie mam w głowie takie parę scen, które pasowałyby mi idealnie do drugiego tomu, więc w sumie mogłabym je sobie zapisać, bo zanim skończę ten pierwszy, to wszystko zapomnę.

Czy brzmi to głupio? No tak, ale robienie w tym momencie ambitniejszych planów na sierpień mnie przerasta. Może coś zacznę, a może skończy się na luźnych notatkach do powieści, której nigdy nie napiszę.

PS. W nagłówku zdjęcie kolejnych puzzli. Nie mogę przestać kupować i układać puzzli…

PS2. Tak, opowiadanie jest zatytułowane „Pomidor księżycowy”. Ew. „Psianka księżycowa”. Nie jestem pewna, bo niestety ni cholery nie znam łaciny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *