Piszę

Nie lubię pisać (z notatek pisarzyny 06.2022)

Prawda jest taka, że nie lubię pisać. Jest mi zawsze niewygodnie. Jak nie usiądę, to mi coś nie pasuje, krzesło nie takie, stół za wysoki, ale jak się walnę na kanapie albo łóżku zwinięta w precel to przecież to niezdrowe i niedobre dla kręgosłupa. Nie mogę wytrzymać w jednej pozycji, ciągle się wiercę i zawsze jakaś część mojego ciała musi się ruszać. Boli a to nadgarstek, a to palec, a to łokieć. Włosy wchodzą mi w oczy, słońce za mocno świeci. Albo mi jest za zimno, ale laptopowi na moich kolanach za ciepło i zaczyna irytująco szumieć wiatrakiem. Nie ma dobrego miejsca do pisania, nie ma neutralnej pozycji. Złej baletnicy…

Nie lubię pisać. Moje palce są zawsze wolniejsze od moich myśli, zawsze nacisnę coś nie tak albo nie zdążę czegoś zapisać i zapomnę, o co mi chodziło. Gdy próbuję zapisać słowa, uciekają mi z pamięci, nagle żadna forma nie jest poprawna gramatycznie. Dysleksja złośliwie przestawia mi literki. Wszystko odbywa się tak mozolnie… co za męczarnia. Nienawidzę pisania jako fizycznej czynności. Chciałabym, żeby mój komputer po prostu zapisywał moje myśli (nie, odpada dyktowanie, odmawiam nagrywania jakichś pierdolonych głosówek, sterowania telewizorem za pomocą wypowiadania komend i w ogóle odzywania się bez potrzeby. Mówienie jest za wolne. Mówienie wymaga ruszania mięśniami twarzy. W mówieniu przeszkadza wada wymowy i ciągłe zapominanie albo przekręcanie słów. Mówienie jest kolejnym pośrednikiem, jak pisanie. Ja chcę tylko myśleć, myślenie jest uwolnione od tych cholernych fizycznych czynności).

Pisanie jest męczące, nieprzyjemne i niewygodne. Nie lubię pisać.

Podsumowanie czerwcowego pisania

W czerwcu miałam skończyć opowiadanie na nabór do antologii „Cały człowiek”, ale termin został przesunięty na 21 lipca, w związku z czym straciłam całą motywację do pisania. Dodatkowo tydzień spędziłam w łóżku, ponieważ mój organizm nie przepada za gorącem i w związku z tym lubi się przeziębić w środku lata. Potem przez kolejny tydzień męczył mnie ból gardła i umiarkowany katar. W sumie to dalej mnie męczy. Doskonałe warunki do pracy nad czymkolwiek…

Pisanie w terenie.

Mimo to skończyłam opowiadanie 1 lipca. Głównie dzięki dwóm wyjściom poza dom. Bo w domu mam do roboty absolutnie wszystko, tylko nie pisanie. Już szybciej pozmywam, wstawię pranie czy odkurzę. Albo będę oglądać po raz milionowy „Hotel Hell”. Albo układać puzzle. Po prostu kiedy układam puzzle, całkowicie się wyłączam i relaksuję i widać to mi potrzebne w życiu.

W moim domu pojawiły się też pająki, a jako że mam arachnofobię, nie mam natomiast już męża, który mordowałby dla mnie te bydlaki, spędziłam zdecydowanie zbyt dużo czasu na cierpieniu w samotności. Przepraszam, ale nie mam już sił mentalnych na pisanie, skoro spędziłam cały wieczór na powracaniu do równowagi psychicznej po nierównej walce z pająkiem, a każde wejście do łazienki wiąże się ze stresem. Naprawdę, ilość energii, jaką zużywam na radzenie sobie z fobią, zaczyna się robić problematyczna.

Wracając jednak do opowiadania… jest ukończone, choć nie ma tytułu i wymaga drobnych poprawek. Dalej mi się też nie podoba. Zakończenie „nie działa” i sama nie umiem dokładnie wskazać, co jest z nim nie tak. Wydaje mi się, że lekka zmiana charakteru jednej z postaci powinna z tym pomóc? Może to też kwestia ostatecznego dopieszczenia, dodania paru szczególików tu i tam, które zepną ładniej całość? Nie mam pojęcia. Mam za to dwa tygodnie na te poprawki (tak, od 1 lipca nawet nie otworzyłam tego tekstu…). Bardzo mało, biorąc pod uwagę, że nie jestem w stanie skupić się na niczym poza puzzlami, ponieważ jestem absolutnie bezużytecznym ziemniakiem zużywającym tlen. Ponieważ jednak w końcu dorobiłam się drukarki, planuję wydrukować to opowiadanie, wziąć czerwony długopis i zaszyć się w jakiejś knajpie. Będę miała do wyboru albo gapienie się w przestrzeń, albo pisanie. Plus wydane pieniądze zawsze trochę motywują…

W ramach prokrastynacji napisałam/zaczęłam jednak parę artykułów, nie mogę więc powiedzieć, że był to zmarnowany miesiąc. Po prostu tradycyjnie włożyłam więcej pracy w nie to, co powinnam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *