Piszę

NaNoWriMo 2021 – tydzień 1. W poszukiwaniu zaginionego

Nie wiesz, czym jest NaNoWriMo? Zapraszam postu „Co, czemu i po co?” oraz tutaj.


Dziwne jest to NaNoWriMo. Miałam go w ogóle nie pisać, ale w ostatniej chwili innym uczestnikom udało się mnie przekonać. Nie piszę jednak ani szybko, ani dużo. Bo wiecie, coś porządnego ostatni raz spłodziłam chyba w lutym. Potem nastąpił długi okres posuchy, kiedy nie tknęłam żadnego projektu. I to nawet nie tak, że odpoczywałam czy zbierałam siły – zwykle tak się tłumaczę, gdy nie piszę. Po prostu czasem moment nie jest właściwy, trzeba sobie pozwolić na przerwę i poczekać aż wena wróci.

Ale nie w tym roku. W tym roku po prostu przestałam pisać. Tak w ogóle. Siedziałam w domu, pracowałam, oglądam seriale i zwyczajnie nie było we mnie tego czegoś, co zawsze chce pisać. To coś umarło i czułam się z tym nawet pogodzona. Po prostu spędzę resztę mojego życia oglądając na zmianę recenzje filmowe na YouTube, wyścigi Formuły 1 i Archiwum X. Czasem poczytam nawet książkę. Ale sama już nic nie stworzę. Trudno. Skoro przez tyle lat niczego nie osiągnęłam, to widać teraz zrobiłam się już na to za stara.

Po czym zostałam wciągnięta do NaNoWriMo, bo przed NaNo ciężko uciec. Atakuje z każdego zakątka social mediów, przyjaciele i znajomi tylko o tym rozmawiają, a lodówka bez zawieszonego specjalnego kalendarza na listopad wygląda po prostu podejrzanie. O tym, co będę pisać, zadecydowałam w ostatniej chwili i zaczęłam to robić mocno na siłę. I oczywiście nie tyle, by wyrobić dzienną normę, lecz cokolwiek. Bo główne postanowienie tej edycji było takie, by pisać codziennie, choćby to miał być tylko jeden akapit, tylko 100 słów. Choć początkowo udawało mi się nawet więcej.

Natomiast w środę napisałam zaledwie 121 słów, ale wbrew pozorom był to mój najlepszy dzień. Bo to były słowa uzupełniające scenę – wcześniej była ona taka prosta, pozbawiona wyrazu czy ducha. Dopiero gdy dodałam tu i tak parę ekstra przymiotników, jakiś opis, króciutki dialog, w końcu nabrała rumieńców. Zaczęła wyglądać jak prawdziwa scena, taka z opowiadania. Językowo może nie wybitna, ale przyzwoita. Co więcej, chyba nawet w moim stylu. I tak po raz pierwszy od dawna poczułam się zadowolona z czegoś, co zrobiłam.

Także może nie cała nadzieja umarła. Może coś jeszcze dam radę napisać. Na razie dłubię powolutku jedno opowiadanie, trochę próbując „znaleźć je w praniu”, bo ani postaci nie są wyraźnie zarysowane, ani fabuła jeszcze się nie wyklarowała, ani ogólny sens. Nawet styl narracji zdążyłam już zmienić. Ale o tym będzie tegoroczne NaNoWriMo – o powolnym odnajdywaniu zaginionego.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *