Czytam

Sprawozdanie czytelnicze: „Dolina niesamowitości”, Anna Nieznaj

„Dolina niesamowitości” rozgrywa się w nieodległej przyszłości, w 2079 roku. W wyniku eksperymentów genetycznych stworzono grupę żołnierzy zwanych Czarnymi Kotami – transgenicznych szpiegów ze zmodyfikowanym układem nerwowym i kocim DNA. Dzięki temu są szybsi, silniejsi i zwinniejsi niż jakikolwiek człowiek, mają wyostrzone zmysły (zwłaszcza węch) i posiadają zdolność „kociej dominacji”, czyli wpływania na wolę innych. Choć na pierwszy rzut oka Koty zdają się spełniać postawione przed nimi zadania, to nad projektem zbierają się czarne chmury. Pada coraz więcej pytań o nie do końca udane misje, podejrzane śmierci, wreszcie – stan psychiczny szpiegów. Bo co, jeśli grzebanie w genach spowodowało niebezpieczne skutki uboczne, których wcześniej nie dostrzeżono? Szczególnie jedna osoba, niechętna Kotom od początku, chce usunięcia ich ze służby…

Zaczynają się więc aresztowania. Sanja Popović, Tomasz Lewicki i Peter Rueckner próbują uniknąć schwytania. Tymczasem czwarta Kotka, Louise Mannaud, chroniona jest przez Zjednoczone Królestwo. W mediach pojawiają się informacje o życiu prywatnym Kotów, oczerniające materiały przedstawiające ich jako psychopatów, a nawet dyskusje o tym, czy można ich w ogóle uznać za ludzi.

Ucieczki i pościgi w nieodległej przyszłości

Największą przyjemność sprawiało mi czytanie scen akcji. A że książka zaczyna się od próby aresztowania Sanji i jej ucieczki, to od początku mocno się wkręciłam. Zwłaszcza że jednocześnie generał Mykicioniuk sprytnie wymknął się aresztowaniu, inne postaci też wykonują różne ruchy. Akcja jest dobrze napisana, wciągająca, czułam podniecenie na myśl, co się za chwilę wydarzy. Jednak gdy tempo zwalniało, zaczynałam się nudzić, a nawet męczyć – przez środkowe fragmenty książki przebijałam się z trudem… aż do kolejnej serii ucieczek i pogoni. Końcówkę książki czytałam więc znów z ciekawością, fragment z pułapką po raz kolejny był dobrze napisany i emocjonujący.

Kolejna rzecz, którą doceniam, to świat przedstawiony. Polityczny obraz globu trochę się zmienił, ale nie aż tak bardzo – pozycja USA została osłabiona w wyniku pandemii i zaangażowania w konflikty w Ameryce Południowej, muzułmański Kalifat oraz Chiny znacząco rozszerzyły swoje strefy wpływów, Unia Europejska jeszcze mocniej się skonsolidowała. Wszystko to w jakiś sposób osadzone w naszej rzeczywistości, którą zmieniła kolejna wojna czy zamachy terrorystyczne. Główny konflikt toczy się zaś o Róg Afryki – punkt zapalny, nad którym każda ze światowych potęg chce mieć kontrolę. Swoich interesów na tym obszarze chce też bronić szef mafii Olaf Lundeberg.

Przy czym dla mnie ciekawym wątkiem była też zmiana pokoleniowa. Unia rządzona jest przez „weteranów pierwszych wojen z Kalifatem”, ludzi już wiekowych, którzy kształtują życie młodszych roczników i nadają im rolę w dosyć starym już konflikcie. W to wpisuje się relacja Sanji i jej ojca. Generał Popović jest żołnierzem z cybernetycznymi ulepszeniami, któremu operacyjnie wszczepiono implant w pień mózgu. W międzyczasie powstało trochę żołnierzy genetycznie wzmocnionych, ale dopiero jego córka okazała się następnym etapem technologicznej ewolucji – szpiegiem modyfikowanym genetycznie za pomocą genów innego gatunku. Powieść dzieje się więc w ciekawym czasowo momencie, gdy istnieją jednocześnie nowe i stare technologie, następuje gwałtowny postęp.

I szkoda tylko, że niewiele z tego wynika. Książka skupia się przede wszystkim na samych Kotach i aferze wokół nich, świat przedstawiony jest tylko tłem – interesującym, pełnym smaczków, ale tak naprawdę czytelnik nie ma możliwości go eksplorować. W którymś momencie miałam nadzieję, że Sanja uda się do Afryki i będziemy mogli przyjrzeć się trochę bliżej panującej tam sytuacji, ale ostatecznie do tego nie dochodzi. Rozczarowało mnie to. Wolałabym mniej osobistej dramy bohaterów, a więcej tego świata.

Z kolei bardzo nie podoba mi relacja pomiędzy Sanją a jedną ze strażniczek więziennych. Sanja nazywa ją bez przerwy „głupią krową”, robi uwagi o jej wyglądzie i inteligencji. Ogólnie wyładowuje na niej swoją frustrację i złość, choć wydawałoby się, że Sanja powinna doskonale wiedzieć, że ta strażniczka jest tylko trybikiem w wielkiej maszynie i stoją za nią dużo ważniejsze osoby, które są odpowiedzialne za sytuację Kotów. Ogólnie nie jestem fanką sposobu, w jaki autorka opisuje kobiety, więc pewnie też dlatego mi to przeszkadza. Przy czym w „Błędzie warunkowania” było dużo gorzej, także doceniam, że w kolejnej książce nastąpiła poprawa.

Seria czy „stand alone”?

W 2014 roku autorka wydała „Błąd warunkowania” – zbiór opowiadań o Czarnych Kotach. Odpowiadając na pytanie, jak bardzo ta książka jest powiązana z „Doliną”, odpowiedziała:

Uprzedzając ewentualne pytania o to, jak mają się do siebie prequelowy zbiór „Błąd warunkowania” i powieść „Dolina niesamowitości” – słowami autorki: jakby patrzeć na BW jako na serial bez puenty, to DN jest jak film kinowy, który jest samodzielny, ale też zamyka serial. Absolutnie nie trzeba znać „Błędu…”, żeby czytać „Dolinę…”, natomiast rozwija i dopełnia ona pewne wątki z opowiadań.

Moim zdaniem bardzo trafnie oddaje to sytuację. Przy czym… nie wiem, trochę mam wrażenie, że to nie moja rola, by „naprawić” te książki, ale z drugiej strony chcę przedstawić moją opinię. Uważam, że gdyby połączyć niektóre opowiadania o Kotach – skrócone i przeredagowane – z „Doliną niesamowitości”, całość byłaby lepsza. Bo choć w powieści dostajemy liczne wyjaśnienia, co wydarzyło się w przeszłości, z czego wynikają działania postaci itd., to mam wrażenie, że ich historia przedstawiona chronologicznie byłaby ciekawsza. W powieści zostajemy wrzuceni w środek akcji, w środek historii. Tymczasem w opowiadaniach znajdują się wszystkie szczegóły, a przede wszystkim – foreshadowing. Podoba mi się idea powoli rozrastającej się fabuły, stopniowego przedstawiania jakiś dziwnych i podejrzanych sytuacji, które czytelnikowi jeszcze nic nie mówią, ale w którymś momencie nagle zaczynają łączyć się w całość. I tak czytelnik w rozdziale 15. mógłby doznać nagłego olśnienia „rzeczywiście! W rozdziale 2. była taka sugestia na temat na temat śmierci jednego z Kotów, ale nie do końca ją wyjaśniono, zamieciono to pod dywan, zapomniałem/am o tym na parę rozdziałów, a teraz ktoś dotarł do dokumentów i w końcu wiadomo, co tam się wydarzyło! I będą z tego kłopoty!”

Także tak, można przeczytać samą powieść, bo wszystko jest w niej wyjaśnione, ale jeśli najpierw przeczyta się opowiadania, to ma się wrażenie tej ciągnącej się latami intrygi, narastających problemów, ukrywanej prawdy o zamachach czy niepowodzeniach. Dodatkowo, śmierć Mai Szymczyk i innych Kotów jest istotna dla fabuły, ale ponieważ wydarzyła się w opowiadaniu, to zastanawiam się, czy dla osób, które przeczytały tylko powieść nie jest to tylko puste nazwisko… ot, jakaś postać, która kiedyś tam zginęła i teraz wszyscy ją wspominają, ale w sumie czytelnik niewiele o niej wie… Znowu, umieszczenie tych wszystkich śmierci bezpośrednio w powieści dodałoby jej trochę ciężaru – na pewno więcej, niż gdy są tylko wspomnieniem z przeszłości.

A czemu chciałabym skleić te dwie książki w jedną? Czemu nie mogę po prostu powiedzieć, byście jednak przeczytali opowiadania? Bo nie mogę wam z czystym sumieniem polecić „Błędu warunkowania”. Jest zwyczajnie dużo słabszy od „Doliny niesamowitości”, o czym pisałam tutaj. Marzy mi się po prostu ta opowieści w znacznie większej skali… jakaś wersja tych książek, którą stworzyłam sobie w głowie, wydaje mi się po prostu ciekawsza. Czytając oryginał cały czas czegoś mi brakowało.

Przyczajony Kot, ukryty autyzm

Od pierwszych stron tej książki w mojej głowie rozdzwoniły się wszystkie dzwonki, krzycząc do mnie: ej, czy ta bohaterka nie wykazuje pewnych charakterystycznych cech? Czy ta bohaterka przypadkiem nie zachowuje się w określony sposób? No wiesz, czy ona nie jest przypadkiem… autystyczna? Pozwólcie więc, że przedstawię wam – na przykładzie cytatów z dwóch książek – moją własną interpretację autystycznych cech Sanji Popović:

mutyzm wybiórczy. Jest to stan, w którym osoba autystyczna przestaje tymczasowo mówić, ze względu na stres, zmęczenie, przebodźcowanie, wszelkiego rodzaju silne emocje itd. U Sanji mutyzm pojawiał się już od dzieciństwa, późno zaczęła też mówić.

[DN] Popović w chwilach towarzyskiej paniki albo przestawała mówić w ogóle, albo odzywała się nieprzesadnie mądrze.

[DN] – No raczej było jej trudno. Ale jakby bardzo chciała… tyle że nie chciała. Ona ma taki styl, rozumie pan. Czasem nie mówi. Jak zastrzelili tego arabskiego pedałka, też jej odłączyło komunikację na jakiś czas.

[BW] – To był pierwszy raz, kiedy Sanja się odezwała. Przestała mówić, tak w ogóle. Cokolwiek i do kogokolwiek.

wrażliwe zmysły. Osoby autystyczne zwykle są bardziej wrażliwe na bodźce zmysłowe, zwracają większą uwagę na zapachy, dźwięki, światła, zatłoczone przestrzenie itd. Troszkę więcej na ten temat tutaj.

[DN] Ubranie, materac – gorzej: sama Sanja, jej skóra włosy, wydzielały woń antybakteryjnego mydła. Dla normalnego człowieka był to może nawet przyjemny zapach, Kotkę drażnił.

[BW] Popović pomyślała, że w pochmurne dni jest jej łatwiej.Można się schować przed światem. W sumie miała słońcu za złe, że świeci.

[BW] – Aha – zawiesił głos, ale nie doczekawszy się rozwinięcia tematu, spytał: – I jak galeria?

– Głośno. Dużo ludzi, świateł i pachnie klimatyzacją.

– Za dużo bodźców?

–Yhm.

– Przeszkadza bardziej niż normalnie?

– No… Tak.

[DN] Filmy lubię, bardzo. Ale nie rozumiem, co jest fajnego w chodzeniu do kina. Tłum ludzi, hałasują, trudno się skupić.

przeciążenie sensoryczne. Związane z powyższym – bardziej wrażliwe zmysły odbierają więcej bodźców i osoby autystyczne często mają problem z ich przetwarzaniem, co może prowadzić do przeciążenia (zmęczenie, ból głowy, zagubienie, złość, w najgorszym przypadku meltdown):

[DN] Nad dzielnicą ze stłumionym rykiem startował samolot, odnóża prowadzącego ich kraba stukały nierytmicznie, chyba jechało też coś na sygnale, zapewne kolejne wsparcie. Koty wytrenowano w umiejętności oddzielania informacji istotnych od nieistotnych, ale było to na dłuższą metę bardzo męczące.

[DN] Skaner wył obłędnie, huczał, piszczał, raz tak, raz inaczej. Rzężenie przebnijało się z łatwością przez dyskotekę w słuchawkach, ba – Sanja wiedziała, że nie tylko Rueckner, lecz także zwykły człowiek słyszałby pogłos tego jazgotu przez ściany poczekalni.

Dla Kota jak mała tortura, jednak była przecież przyzwyczajona.

nieumiejętność naturalnego rozpoznawania cudzych emocji czy komunikacji niewerbalnej. Przy czym Sanja, jako szpieg, została w tej kwestii przeszkolona, w związku z czym doskonale sobie z tym radzi (także dzięki węchowi). W tym przypadku bardziej chodzi mi o to, że nie jest to dla niej naturalna zdolność, ale wyuczona. Osoby autystyczne często muszą włożyć dodatkowy wysiłek w naukę „czytania” innych ludzi:

[DN] Teoretycznie znała mechanizm, który pozwalał jej na wyczuwanie cudzych emocji. Drobne zmiany napięcia mięśni twarzy, sposobu poruszania się, rozszerzania źrenic, zapachu potu. Nauczyła się tego z materiałów szkoleniowych, ale było to dla niej dość abstrakcyjne.

stimmowanie, czyli wszelkiego rodzaju powtarzalne ruchy, mające na celu rozładowanie napięcia, zmniejszenie stresu, zrelaksowanie się czy dostymulowanie układu nerwowego. Więcej na ten temat tutaj.

[DN] Miała obgryzione paznokcie, pozdzierane skórki.

[BW] A potem usiadła, tak jak stała, na zalanym deszczem betonie. I zaczęła się kiwać.

[BW] Sanja nie sprawiała kłopotów. Po prostu siedziała na OIOM-ie, zazwyczaj na sali. Cicho, spokojnie, na krześle przy łóżku i otaczającej je maszynerii. I tylko jeździła sobie ostrym kluczem po grzbiecie dłoni, w górę i w dół, w górę i w dół. Godzina po godzinie.

problemy z utrzymaniem kontaktu wzrokowego. Więcej na ten temat tutaj.

[DN] – Nie mam lęki przestrzeni – odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy, a Sanja uświadomiła sobie, że odruchowo ucieka spojrzeniem. Nie miała ochoty bawić się w Kocią dominację, a jej własna natura bezpośredni kontakt wzrokowy tolerowała z trudem.

maskowanie – niektóre osoby autystyczne są bardzo dobre w naśladowaniu neurotypowych ludzi, przy czym muszą wkładać dodatkowy wysiłek w to, by zachowywać się „normalnie”, nie jest to dla nich naturalny sposób bycia. Tu oczywiście cytat dotyczy całej grupy Kotów i bardziej wiąże się z ich treningiem na szpiegów, dalej jednak jest w tym opisie Sanji coś dla mnie uderzającego.

[DN] W naturalny sposób, jak to Kotka – instynktownie zaczęła dopasowywać się do grupy, podłapywać gesty, odzywki. Mimikra. To własnie dlatego mimo wszystkich ludzkich uprzedzeńzawsze udawało im się tak łatwo wtopić. Wchodzili w kolejne grupy, środowiska, stawali się ich częścią, niewidzialni. Być może dlatego, kiedy Kociość nagle się ujawniała – lęk uderzał ze zdwojoną siłą.

problemy z higieną. To może brzmieć trochę dziwnie, ale nie chodzi mi o to, że osoby autystyczne nie dbają o swoją higienę, a że często mają z nią problemy ze względu na słabe funkcje wykonawcze (więcej o funkcjach wykonawczych tutaj), albo nie potrafią się na tym skupić, zajęte swoimi specjalnymi zainteresowaniami, albo nie rozumieją znaczenia „wystrojenia się”, albo wolą ubrania znoszone, bo są po prostu wygodniejsze itd. Często też w wykonywaniu podstawowych czynności (mycie się, jedzenie, ubieranie) bardzo pomaga rutyna, schematyczność. Sanja nie przejmuje się swoim wyglądem tak jak jej matka, nie do końca rozumie też zasady higieny, w związku z czym pomaga sobie rutyną, by wpasowywać się w oczekiwania społeczne:

[BW] Już dawno zdażyła sobie wbić do głowy, że ludzie stosują jakieś inne niż ona kryteria czystości. Generałowa Popović należała do bardzo nieekologicznych pedantek, których dbałość o higienę graniczy z obsesją, więc wielokrotnie komentowała niewystarczającą jej zdaniem schludność córki. […] W efekcie biedna Kotka, przekonana, że ludziom po prostu smierdzi, nauczyła się na pamięć, jak często należy się myć i zmieniać ubrania, żeby postepować w sposób społecznie akceptowalny. Włosy występowały w grafiku co drugi dzień. A najlepiej codziennie.

skomplikowane relacje z matką. Przyznam, że fragmenty o dzieciństwie Sanji i tym, jak myśli o niej matka, były dla mnie naprawdę fascynujące. Nie tylko podkreślają, że Sanja od małego była postrzegana jako „inna”, ale też rodzice często nie mogą pogodzić się z tym, że ich dziecko nie jest „normalne”, „takie jak inne”, „dziewczynka nie zachowuje się po dziewczyńsku”. W przypadku matki Sanji, porównuje ją ona do jej neurotypowej siostry. Przy okazji znowu wychodzi przeciążenie sensoryczne, a także problemy ze znalezieniem przyjaciół, późne zaczęcie mówienia, duża inteligencja jak na swój wiek, ignorowanie nakazów, których się nie rozumie (bo są np. nielogiczne, nieuzasadnione). Jak dla mnie dosyć trafiony obraz autystycznej dziewczynki.

[DN] Ale to dziecko było takie inne. Przez pierwsze trzy miesiące nie dało się przespać spokojnie ani jednej nocy, przy nieustannym wrzasku straumatyzowanego noworodka, który – jak twierdził uśmiechnięty Mikołajczak – po prostu nie radził sobie z przetwarzaniem zbyt wielu bodźców ze świata zewnętrznego. Dziecko więc odreagowywało – na matce. Tak to widziała wtedy pani Popović.

[DN] Ale czy to jest normalne, żeby kilkuletnia dziewczynka była… taka? Generałowa miała problem z ujęciem tego w słowa.

Największy kontrast było widać przy Dunji. Młodsza córka błyskawicznie nauczyła się mówić, była spokojna i dużo się śmiała. Bunt u niej polegał na rzucaniu się z płaczem na łóżko. Miała koleżanki.

Sanja zaczęła mówić późno, uważnie słuchała. Rozumiała dużo, domyślała się rzeczy, których dziecko nie miało prawa się domyślić. Była czasem tak przerażająco obca w niektórych zachowaniach […] Sanja nie buntowała się z tupaniem i krzykiem, słuchała rozkazów i patrzyła, tak po swojemu. A potem okazywało się, że te rozkazy kompletnie ignorowała.

[DN] Tylko że przecież ona całe życie łaziła po drzewach, a całe lato po tej budowie. Nikt jej nigdy nie powiedział, że małe dziewczynki nie umieją chodzić po dachach.

– Sanja sama siebie postrzega jako inną:

[DN] Ja nie bardzo wiem, jak to jest być normalnym człowiekiem…

– Neurotypowym – podpowiedział bardzo zadowolony z siebie Sławek. – Ładniej brzmi, prawda?

Okej, wiem co sobie myślicie. Przesadzam! W końcu wiele z tych cech wynika z tego, że Sanja jest zmodyfikowana genetycznie, że jest szkolona do bycia szpiegiem i super-żołnierzem, że Kotom ogólnie ingerowano w układ nerwowy. Zresztą dlatego podałam ten ostatni cytat, bo nawet jeśli Sanja nie jest autystyczna, to po prostu w inny sposób wpisuje się w wielką, neuroróżnorodną rodzinę (autyzm, ADHD, dysleksja, bycie Kotem!).

Mimo wszystko, gdy czytałam o Sanji, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że moje być autystyczna. Cytaty nie mogą oddać wszystkiego, bo nie mogę wam zacytować połowy książki. Chodzi mi o ogólne odczucia, jakie wzbudziło we mnie zachowanie Sanji, sposób w jaki mówi, sposób w jaki wchodzi w relacje z innymi, jej nieśmiałość, niepewność, przywiązanie do rutyny i obowiązków, wszystkie te szczegóły ukryte gdzieś pomiędzy słowami. Plus wszystkie te cechy powinny dotyczyć wszystkich Kotów, a Sanja jakoś mi się od nich odróżnia. Może dlatego, że spędzamy z nią najwięcej czasu, znamy jej myśli i uczucia, przez co łatwiej pewne rzeczy zauważyć. Zresztą, jest jedna interesująca rzecz w samej książce, która troszeczkę wskazuje, że mogę mieć rację. Co mnie szczerze mówiąc niesamowicie bawi.

Otóż okazuje się, że u dwóch chłopców, urodzonych w ramach projektu Czarne Koty, zostaje w dzieciństwie zdiagnozowany „niskofunkcjonujący” autyzm. Widzicie, choć akcja książki dzieje się 50 lat w przyszłość, to autorce udało się dobrze oddać współczesną sytuację – otóż chłopcy są częściej diagnozowani od dziewczynek. Z różnych powodów – bo kryteria diagnostyczne powstały głównie na podstawie badań chłopców, bo Hans Asperger zajmował się głównie chłopcami, bo w diagnozie przeszkadzają kwestie społeczne czy kulturowe, które wpływają na odbiór zachowań dziewczynek i oczekiwania względem nich, być może chodzi też jakieś różnice między płciami. Dziewczynki, jeśli są w normie intelektualnej lub bardzo inteligentne i potrzebują niewiele wsparcia, często prześlizgują się przez diagnostyczne sito. O autyzmie często dowiadują się dopiero w dorosłości, gdy przypadkiem przeczytają coś, z czym się identyfikują, udadzą się na terapię w związku z czymś kompletnie innym lub doczekają się własnych dzieci, które zostaną zdiagnozowane. Fakt więc, że Sanja pozostała niezdiagnozowana, a jej „koci bracia” tak, zupełnie nie jest dziwny.

Przy okazji chciałam powiedzieć, że to trochę smutne, że w wizji autorki za 50 lat nic się nie zmieni w kwestii diagnozy kobiet czy używania terminów „wysoko-” i „niskofunkcjonujący”… Jednak moim zdaniem duże zmiany nadejdą znacznie szybciej, gdyż już obecnie dużo się o tym dyskutuje.

Także w moim osobistym „fanonie” Sanja Popović jest niezdiagnozowaną, dorosłą autystyczną kobietą i… nikt nie może mnie powstrzymać przed taką interpretacją, nawet jeśli się nie zgadza. ; )

Podsumowując

Ostatecznie „Dolina niesamowitości” wpada – przynajmniej dla mnie – do najgorszej kategorii książek. Książek, które po prostu istnieją. Można je przeczytać, można ich nie czytać, większej różnicy to nie zrobi. Pewne rzeczy mi się podobały, ale nie na tyle, bym się szczerze zachwyciła. Pewne rzeczy mi się nie podobały, ale nie na tyle, bym się głęboko oburzyła. Na pewno autorka zrobiła wyraźny postęp względem „Błędu warunkowania”, jej kolejna książka jest dużo lepiej napisana i ciekawsza. Być może do trzech razy sztuka – może kolejna pozycja od Anny Nieznaj w końcu zrobi na mnie odpowiednio dużo wrażenie.

PS. Okazuje się, że „Dolina niesamowitości” jest po prostu tłumaczeniem angielskiego uncanny valley. Przyznam, że nigdy tego terminu w tłumaczeniu nie widziałam, ale niezbyt mi się podoba, jak dla mnie nie oddaje dobrze sensu oryginału. Może dlatego, że brakuje mi dobrego odpowiednika słowa „uncanny” w polskim. Byłam też zaintrygowana tym tytułem i spodziewałam się nim czegoś więcej.

PS2. Ale jednak mówienie przez Martina do Sanji „kotku”, tak jak się mówi np. „kochanie” to jest straszna żenada.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *