agnieszkazak.com
Sprawozdanie z lektury: "Błąd warunkowania", Anna Nieznaj – Agnieszka Żak
Miałam przeczytać powieść Anny Nieznaj „Dolina niesamowitości”, stwierdziłam jednak, że zacznę od jej wcześniejszej książki, „Błędu Warunkowania”, wydanego w 2014 roku. Przy czym chciałabym zaznaczyć, że książki te, choć łączą je postaci i świat, to nie ciągła fabuła, więc można czytać je oddzielnie, bez znajomości tej drugiej. Uznałam po prostu, że chcę się bliżej zapoznać z backstory, zwłaszcza że „Błąd” miałam już na Kindle, kupiony wiele lat temu w pakiecie Bookrage’a. „Błąd warunkowania” to zbiór opowieści o grupie zmodyfikowanych genetycznie żołnierzy/szpiegów. W wyniku skrzyżowania ludzkich i kocich genów zyskali oni wyjątkowe zdolności, np. rozpoznawania licznych szczegółów dotyczących człowieka (jego pochodzenie, choroby, stan emocjonalny) tylko na podstawie zapachu. Potrafią też za pomocą odpowiedniego tonu głosu i siły sugestii zmuszać ludzi do powiedzenia im prawdy lub zachowania się w określony sposób. Jednocześnie ingerencja w układ nerwowy powoduje pewne problemy – jak konieczność bardzo długiego, niezbędnego do normalnego funkcjonowania snu, czy też wyjątkowo silną więź między członkami grupy. Więź, która potrafi powodować czasem więcej cierpienia niż pożytku. Czytelnik śledzi losy przede wszystkim pierwszej piątki Kotów (bo tak nazywa się tych żołnierzy). Ciąża i narkotyki Przede wszystkim, w tej książce panuje straszny bałagan. Przez większość lektury towarzyszyło mi poczucie, że nie do końca wiem, o co chodzi. Pozycja składa się z dziewięciu rozdziałów, czy też raczej opowiadań – bo są one rozrzucone w czasie oraz przestrzeni i nie wiążą się ze sobą bezpośrednio. Sześć dotyczy Kotów, a trzy pracowników Lundeberga, który zajmuje się produkcją i sprzedażą narkotyków. Zacznę od omówienia tej drugiej grupy. Przyznam, że nie rozumiem, czemu te rozdziały służą, ponieważ ich bohaterowie gdzieś tam przelotem mijają się z Kotami, ale w praktyce nie mają z nimi nic wspólnego (spotykają się w końcu dopiero w „Dolinie”). Najdziwniejsze jest chyba opowiadanie w całości poświęcone ciąży Dagny („Droga w śniegu”) – jak w nią zachodzi, w niej jest, a na koniec rodzi, a jej były chłopak wysyła jej pogróżki i prześladuje. Zwłaszcza że wcześniej nigdzie nie było wspomniane, że jej związek był przemocowy, a wątek psychopatycznego eks rozkręca się do 120% intensywności i jednocześnie zamyka na kilkunastu stronach. Nie tylko ciężko mi to traktować poważnie, ale też kompletnie nie rozumiem, czemu to przeczytałam. Czy to nie miała być książka o zmodyfikowanych genetycznie żołnierzach? Po co czytam o tej ciąży? Czy ona ma związek z czymkolwiek? Jest z jakiegoś powodu ważna? Nie wiem. Sama fabuła z dystrybucją narkotyków czy osobiste problemy pozostałych postaci („Złe duchy” i „Koszty współpracy transgranicznej”) też mnie osobiście jakoś specjalnie nie wciągnęły. Wojskowe misje i życie codzienne Jeśli chodzi o opowiadania dotyczące Kotów, to mają one dla mnie jakiś dziwnie „wyluzowany” klimat. Bo z jednej strony w Koty wpakowano olbrzymie pieniądze, czas, badania. To kosztowny, ryzykowny i nowoczesny projekt, którego trzeba na każdym kroku pilnować, a jednocześnie Kotom częściej grożą choroby ciała czy psychiczne. Wydawałoby się więc, że rygory życia i kontroli nad Kotami będą wyśrubowane w kosmos. Tymczasem Koty a to się żenią, a to urządzają sobie popijawy, i ogólnie łażą sobie gdzie chcą, mieszkają sobie gdzie chcą. Jeden z bohaterów adoptuje niepełnosprawne dziecko, bo najwyraźniej ma czas się nim zajmować? Najwyraźniej bycie jednym z góra kilkunastu super-żołnierzy nie zajmuje całego jego życia? To rozluźnienie po prostu mi nie pasuje do poważnej szpiegowskiej pracy. Choć misje też wydają się nie wykorzystywać w pełni możliwości Kotów. W opowiadaniu „Nocą wszystkie koty są czarne” bohaterowie używają swojego super-węchu do identyfikacji zmarłych, po czym i tak są przeprowadzane inne testy potwierdzające ich diagnozę. Aha. Skoro nie ufają umiejętnościom Kotów i sprawdzają po nich robotę, to chyba ich zatrudnianie to strata czasu… Na koniec Sanja znajduje poszukiwaną osobę i niebezpieczne urządzenie kompletnym przypadkiem, mijając ją na ulicy, gdy wracała z mieszkania mężczyzny, z którym się przespała. Nie, że w wyniku śledztwa, tylko przypadkiem. Pod względem fabuły najbardziej podobało mi się „Lwie serce” – bohaterowie muszą się potajemnie przedostać do innego kraju, zmienić tożsamość, dostać do strzeżonego budynku. A to wszystko, by powstrzymać międzynarodowe zagrożenie terrorystyczne. Korzystają też z futurystycznej technologii, ale po drodze dochodzi do komplikacji… jest to dokładnie to, czego bym się spodziewała po grupie szpiegów. Stawka jest wysoka, bohaterowie są proaktywni, a niebezpieczeństwo śmiertelne. To jedno opowiadanie czytało mi się zdecydowanie przyjemniej i z autentycznym zainteresowaniem. Z kolei opowiadanie „Polowanie na wróble” jest w zasadzie kryminałem o seryjnym mordercy kobiet, które urywa się dokładnie w momencie, gdy jedna z postaci zdobywa ważną wskazówkę. Przyznam, że takie urwanie się tekstu w połowie kompletnie zbiło mnie z tropu, bo zakładałam, że następny rozdział będzie o czym innym… i był, ale na początku niby dostajemy rozwiązanie tej poprzedniej sprawy. Tylko czemu zostało to rozbite na dwa teksty, skoro ogólnie historie nie są ze sobą powiązane? Czemu „Polowanie” nie mogło dostać normalnego zakończenia? Chyba że sama ta ujawniona na końcu wskazówka (w dosyć oczywisty sposób wskazująca potencjalnego sprawcę) miała być dla czytelnika szokująca? Plus ujawnione potem nazwisko mordercy też jakoś nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia, bo ta postać nie została wcześniej porządnie rozbudowana, ledwo wspomniana w jednym rozdziale… gdyby to był ktoś, z kim zdążyłam się zżyć, rozwiązanie zagadki wzbudziłoby we mnie pewnie jakieś uczucia. A tak zostało głównie zagubienie, czemu tę kryminalną fabułę tak dziwnie rozpisano. Na podobny problem cierpi drugie w tomie opowiadanie „Błąd warunkowania”, gdzie jeden z głównych bohaterów ginie. Ponieważ dzieje się to już w drugim rozdziale, niespecjalnie zdążyłam się do niego przywiązać, więc jego śmierć jest mi dość mocno obojętna. Powoduje to raczej kiepski kontrast między odczuciami czytelnika a wyraźnie ciężko przeżywającymi tę śmierć pozostałymi Kotami. W ogóle jest to najgorzej napisane opowiadanie i czyta się je naprawdę ciężko. Głównie przez ciągłe skakanie w czasie. Nie mam nic do retrospekcji, mogą się bardzo dobrze sprawdzać, ale tutaj autorka pisze tak pourywanymi fragmentami i tak „tajemniczo”, że momentami naprawdę ciężko jest zrozumieć co tam się wydarzyło. Strasznie się na „Błędzie” męczyłam. W ogóle powiedziałabym, że niepisanie czy nietłumaczenie rzeczy wprost jest jednym z większych problemów stylu tej książki, przynajmniej dla mnie. Pozostałe opowiadania to „Czarne koty” oraz „Uśmiech kota bez Kota” – oba w sumie całkiem niezłe, po prostu nie mam nic konkretnego do powiedzenia na ich temat. Koci bohaterowie Co do samych bohaterów, to niespecjalnie ich polubiłam. Głównie dlatego, że ciężko mi traktować nastoletnie heheszki czy zaczepki jako posiadanie przez postaci charakteru. A może jestem już po prostu za stara, by móc się z nimi utożsamić, choć nastolatkami są w sumie tylko w dwóch pierwszych opowiadaniach… Z drugiej strony – dorośli bohaterowie prezentują podobny poziom, więc chyba ogólnie ta książka charakteryzuje się typem humoru, który mi nie podchodzi. Nie jestem też wielką fanką niepotrzebnego seksualizowania postaci, np. Dagny, leżąc w szpitalu, jest opisywana jako seksowna, ubrana w kusą nocną koszulkę, ze zgrabną nóżką kusząco wystającą spod pościeli… po co taki opis osoby chorej, w sytuacji zupełnie nieerotycznej? Nie wiem. W ogóle dużo w tej książce (dosłownego) gadania o dupie Maryni. Jakbym miała wybrać osobistego ulubieńca, to pewnie padłoby na Sanję, ale na ten temat rozpiszę się szerzej za tydzień – przy okazji opinii na temat „Doliny niesamowitości”. Podsumowując Jest tu parę opowiadań lepszych, parę gorszych, parę zbędnych. Osobiście się nie zachwyciłam i zwyczajnie nie wciągnęłam. Świat –podzielony na konkurujące ze sobą Unię, Kalifat i Chiny, uczynienie Polski ważnym graczem, z futurystyczną technologią i eksperymentami genetycznymi – jest ciekawy, ale nie oferuje niczego wyjątkowego. Styl autorki też po prostu nie trafia w moje gusta. Wszystko to sprawia, że mam bardzo wysokie oczekiwania względem „Doliny niesamowitości”. Zakładam, że po tylu latach zaoferuje mi coś lepszego. Na razie cieszę się, że to powieść, a nie znowu opowiadania, bo jak dla mnie ta forma się nie sprawdziła w tym przypadku.
Agnieszka Żak