Czytam

Sprawozdanie czytelnicze: „Światło wirtualne”, William Gibson

Jest to książka Williama Gibsona. Jest to cyberpunk. Myślę, że to w zasadzie wszystko, co musicie wiedzieć o tej powieści, bo całkowicie ją definiuje.

W „Świetle wirtualnym” znajdziemy więc korporacje z wielkim, potajemnym planem, niezależnych hakerów, futurystyczną technologię wymieszaną z obskurnymi mieszkaniami, podział na nieprzyzwoicie bogatych oraz strasznie biednych, potężne media, a także dziwaczną religię. Główni bohaterowie to zaś pechowcy, którzy przypadkowo wchodzą drogę niewłaściwym ludziom i wpadają przez to w kłopoty. Wszystkie klasyczne elementy gatunku. Do tego dochodzi pokręcona architektura San Francisco i jego słynnego mostu (od którego zresztą pochodzi tytuł „Trylogii Mostu”, którego „Światło” jest pierwszym tomem), który stał się czymś na kształt faweli, zamieszkanej przez buntowników i rządzącej się własnymi prawami.

Dlatego najciekawsze wydało mi się, jak autor postanowił wpleść w historię świata nawiązania do epidemii AIDS. Książka została napisana w 1993 roku, a więc Gibson zapewne inspirował się tym, co działo się wokół niego w tym czasie. W powieści ta choroba jest jeszcze groźniejsza i powszechniejsza niż w rzeczywistości, zdaje się być też znacznie szerzej komentowana, gdy współcześnie mam wrażenie, że popadła trochę w – przynajmniej medialnie – zapomnienie. W książce pojawia się też wątek człowieka, dzięki któremu wynaleziono szczepionkę. Jest on traktowany jak święty, obchodzone są święta ku jego czci. W rzeczywistości co prawda powstały leki kontrolujące HIV, ale mam wrażenie, że nie do końca przebiły się do powszechnej świadomości i wirus to dalej temat tabu. Porównanie przewidywań autora z rzeczywistością jest po prostu dodatkową ciekawostką.

Chciałam cyberpunku i dostałam cyberpunk, także nie mogę narzekać. Teraz zabieram się za tom drugi, „Idoru”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *