Czytam

Sprawozdanie czytelnicze: „Powiernik”, Franciszek M. Piątkowski

„Powiernik” to pierwszy tom przygód Marka Lichockiego, młodego adwokata, który prowadzi całkiem normalnie życie, dopóki nie dowiaduje się, że… został wybrany przez bogów. Tajemniczy starszy pan zjawia się w jego kancelarii, by nauczyć go wszystkiego o rodzimowierstwie – historii, ziół, obrzędów, sekretów bogów i walki ze stworami.

Powieść ma prostą, typową fabułę, co samo w sobie nie byłoby wadą, gdyby całość była ciekawiej napisana. Co mnie kompletnie zaskoczyło, to kompletny brak barwnych opisów obrzędów, przygotowywania ziół, a zwłaszcza – świąt. Jare Gody, Rusalia, Noc Kupały – choć bohaterowie biorą w nich udział, to są one opisane albo kompletnie nijak, albo wcale. Dlatego w trakcie lektury moje myśli zaczęły odpływać w stronę cyklu Wilcza Dolina Marty Krajewskiej (którego trzeci tom ma się w końcu niedługo ukazać!), bo choć ma on swoje wady, to nie można mu odmówić słowiańskiego klimatu.

„Powiernik”, jak na książkę w całości poświęconą rodzimowierstwu, słowiańskim obrządkom, bogom i demonom, ma zaskakująco mało klimatu. Dodatkowo akcja toczy się bardzo leniwie, większość miejsca zajmują przydługie i nieporadne dialogi, co chwila powtarza się motyw „jeszcze nie czas, dowiesz się we właściwym czasie”. Choć książka ma tylko 200 stron, brnęłam przez nią z trudem, ciągle czekając, aż wydarzy się coś ciekawego albo aż fabuła w końcu się rozkręci. Coś zaczęło się dziać dopiero w połowie, rozkręca się w sumie sama końcówka. Moim zdaniem autorowi zabrakło trochę umiejętności i pisarskiego warsztatu, by przedstawić swój pomysł w bardziej atrakcyjny i wciągający sposób.

Mam też problem z bohaterami. Są idealni. Ale naprawdę. Marek jest młody, inteligentny, uczciwy, dobry, godny zaufania, a na dodatek robi świetną karierę i jest wspaniałym prawnikiem. Jego narzeczona Joasia jest piękna, mądra, wyrozumiała, wspierająca, pomocna, również robi karierę i lubi się bzykać. Jan jest statecznym, honorowym, odpowiedzialnym, hojnym starszym panem, który stara się być dla Marka jak najlepszym nauczycielem, dbającym o tradycje. Wszyscy cały czas zwracają się do siebie słodkimi przezwiskami i są tacy mili… Wydają się przez to strasznie jednowymiarowi, prości. Bohaterowie w tej książce po prostu są – nie mają wad, nie ma między nimi żadnych konfliktów. Ciężko mi ich lubić, ale równie ciężko – nie lubić.

Nie pomaga fakt, iż Marek jest jak na głównego bohatera bardzo bierny. To inne postaci ciągną go za sobą, mówią mu, co ma robić, pomagają ze wszystkim. Owszem, decyduje się wyruszyć na ciężką wyprawę po wodę życia, ale kompletnie się do niej nie przygotowuje, a w jej trakcie – ani razu nie proponuje rozwiązania jakiegoś problemu, towarzysze podróży robią wszystko za niego. Marek jest nam z jednej strony przedstawiany jako wyjątkowy – Powiernik i Widzący, jakiego nie było od tysiąca lat – a z drugiej po prawie roku nauki niewiele wie, mało potrafi, zapomina ważnych informacji i ogólnie sprawia wrażenie niezbyt kumatego.

Wydanie

O ile dobrze rozumiem, jest to self-publishing. Książka ma niezbyt wygodny format oraz sztywną okładkę, przez co trzeba ją cały czas dosyć mocno przytrzymywać, by się nie zamykała. Strasznie mnie to irytowało, bo powodowało wręcz ból palców. Mogłabym tę książkę przeczytać znacznie szybciej, ale już po paru stronach zaczynałam rozglądać się za czymś, co po prostu wygodniej się trzyma i nie stawia mi oporu.

Zabrakło też finalnej korekty, która wyłapałaby literówki oraz poprawiła przecinki oraz niektóre dziwne zdania. Przeszkadzał mi też zapis myśli od myślnika, zupełnie jak dialogi. Przez to w pierwszej chwili można odnieść wrażenie, że bohater powiedział na głos to, co w rzeczywistości tylko sobie pomyślał. Błędów nie ma jakoś specjalnie dużo, ale całość mogłaby być bardziej dopracowana.

Podsumowując

„Powiernik” mnie rozczarował – irytowały różne niedoróbki techniczne i średni język, bohaterowie mnie nie zainteresowali. Najlepiej czytało mi się w sumie końcówkę, bo tam wreszcie jest trochę akcji, a także jeden z bogów wyjawia sporo interesujących informacji (przy okazji przygotowując grunt pod drugi tom). Jednak te kilka interesujących fragmentów tu i tam to zwyczajnie za mało.

To dopiero pierwszy tom cyklu o Marku Lichockim. Przyznam, że nie jestem przekonana, by sięgnąć po kolejne. Jeśli już, to w postaci ebooka, bo Kindle’a trzyma mi się zdecydowanie wygodniej. Szczerze jednak mówiąc, gdybym miała kupować nową książkę, to wolałabym trzeci tom Wilczej Doliny. Tam przynajmniej jest więcej klimatu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *