
Sprawozdanie czytelnicze: „Międzylądowania” Ursula K. Le Guin
„Międzylądowania” to zbiór opowiadań połączonych ze sobą w dosyć nietypowy sposób. Jest to zapis podróży głównej bohaterki z niesamowitych krajów, do których można się dostać wyłącznie… z lotniska. Ale nie tak normalnie, samolotem. By poznać te lądy, należy użyć metody Sity Dulip, czyli usiąść na niewygodnym, plastikowym krzesełku o metalowych nogach przykręconych do podłogi, wśród innych zmęczonych i zirytowanych pasażerów, czekających na swój opóźniony lot. Kluczowe jest, by odczuwać połączenie napięcia, niewygody, niestrawności i nudy. Po osiągnięciu tego stanu wystarczy lekko ześlizgnąć się z siedziska i… cóż, międzylądować.
Główna bohaterka – jak przystało na postać z prozy Le Guin – ma mniej turystyczne, a bardziej kronikarskie i antropologiczne podejście do odwiedzanych miejsc. Nie tyle w nich wypoczywa, co stara się jak najlepiej poznać ich mieszkańców i ich kulturę. Nie boi się odwiedzać nawet nieprzyjaznych, groźnych lądów, unikanych przez innych podróżnych. Zadaje zawsze mnóstwo pytań, obserwuje lokalne obyczaje i przytacza legendy. W związku z tym opowiadania rzadko mają typowe fabuły, za którymi można by podążać. To nie akcja jest tu ważna, ale odmienność i próba jej zrozumienia.
W związku z tym większość opowiadań to różne dziwaczne pomysły – ludzie, którzy dzielą sny albo nie śpią w ogóle, posiadają skrzydła albo posługują się niezwykle skomplikowanym językiem. To taki czysty wyrzut wyobraźni, nieograniczona zbytnio żadnymi zasadami zabawa ideami. Część jednak zawiera krytykę takich zjawisk jak eksperymentowanie z DNA, konsumpcjonizm i kapitalizm, narzucanie innym kulturom swoich, „jedynie słusznych” wzorców. Przy czym nie są to komentarze nachalne, raczej gładko zintegrowane z opowieścią. Do moich ulubionych tekstów zaliczyłabym: „Pory roku Ansorów” o ludziach, którzy migrują podobnie jak ptaki, a wędrówka rozdziela różne etapy ich życia; „Budowla”, o dwóch gatunkach humanoidów, z czego jeden poświęca całe stulecia na tworzenie tajemniczego labiryntu; „Wyspa nieśmiertelnych” o diamentach i muchach.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że „Międzylądowania” aż tak mi się spodobają. W pierwszej chwili nie byłam do nich przekonana, ale szybko pochłonęła mnie magia unikalnego stylu Le Guin. Czuć, że autorka dobrze się bawiła, wymyślając te różnorodne światy, a wyrywkowość i odejście od schematów fabularnych dały jej dużą swobodę. Tak jak fakt, że główna bohaterka posiada ograniczoną (a czasem pewnie też mylną) wiedzę, a także męczy się z barierą językową. Dzięki temu nie każda tajemnica lądów zostaje odsłonięta, nie wszystko jest wyjaśnione wprost. Zostaje miejsce na interpretację czytelnika.
Chciałabym też pochwalić tłumaczenie tytułu. Angielskie „Changing planes” to gra słów opierająca się na połączeniu samolotu z „planes of existance” (płaszczyzny istnienia). Polskie „międzylądowania” dobrze oddają sens oryginału, łącząc lądowanie samolotu z lądem rozumianym jako inny świat/kraj. Książka zawiera też bardzo pomysłowe ilustracje. Z jakiegoś powodu nie jest jednak podany ich autor. Czyżby była nim sama Le Guin?
„Międzylądowania” to podróż po czasem zabawnych, czasem fascynujących, czasem przerażających światach, ujmujących odmiennością i niezwykłością. I co prawda bardzo rzadko mam okazję latać samolotem, ale przy najbliższej okazji spróbuję znaleźć sobie jakieś niewygodne krzesełko…
PS. W Polsce „Międzylądowania” ukazały się w zbiorze „Wracać wciąż do domu”, wydanym przez Prószyński i S-ka.
Zobacz również

Sprawozdanie z lektury: „Każde martwe marzenie”, Robert M. Wegner
19 lipca 2019
Sprawozdanie z lektury: Cztery drogi ku przebaczeniu, Ursula K. Le Guin
2 marca 2018