Czytam

Sprawozdanie czytelnicze: „Triumf Endymiona”

„Triumf Endymiona” to opowieść o trzydziestodwuletnim mężczyźnie, który desperacko próbuje walczyć z pożądaniem, jakie odczuwa względem szesnastoletniej dziewczyny, którą opiekował się niczym córką odkąd miała dwanaście lat. Wszystko jest jednak okej, ponieważ rzeczona dziewczyna pamięta przyszłość, z związku z czym wie, że kiedyś zostaną parą, w związku z czym kochała go już w dzieciństwie, a może i już w trakcie życia płodowego, kto zrozumie te chore pomysły. Scena, w której szesnastolatka mówi facetowi dwa razy starszemu od siebie, że go kocha i go całuje, wcale nie jest kwaśna. Nie ma o czym rozmawiać.

Zielony Wszechświat

Skoro rzyganie mamy już za sobą, możemy iść dalej. Tak jak się spodziewałam, „Triumf” – jako ostatni tom, w którym pewne rzeczy już z pewnością muszą się wydarzyć – jest lepszy od „Endymiona”. Oto nadszedł moment, by wyjaśnić, czym tak naprawdę jest Pustka, Która Łączy, a intrygi Paxu oraz TechnoJądra, a także plany buntowników i tajemniczych „Lwów, Tygrysów i Niedźwiedzi” splotą się ze sobą po raz ostatni. Przede wszystkim jednak, to czas na ostateczne starcie sił konserwatywnych, zachowawczych i odtwórczych ze zmianą, chaosem i ewolucją.

W całym cyklu autor eksploruje idee sztucznych inteligencji jako organizmów pasożytniczych oraz ludzkich mózgów połączonych w wielką sieć obliczeniową, podróży w czasie i przestrzeni, eksploracji i zaludniania kosmosu, nanotechnologii i inżynierii genetycznej, idei nieśmiertelności i jej wpływu na rozwój ludzkości. Ale sięga też do różnych religii i filozofii, poezji i architektury, by snuć rozważania nad możliwymi drogami ewolucji nie tylko gatunku ludzkiego. Cała seria „Hyperion” to wielka pochwała życia i jego różnorodności.

Przyznam, że cykl powala rozmachem – zazieleniony Wszechświat, zbudowany na miłości i empatii, pokoju i różnorodności, gdzie wszyscy ludzie i inne istoty są połączeni ze sobą i „nieśmiertelni”, bo każdy żyje wiecznie we wspomnieniach i uczuciach innych… Nie chcę powiedzieć, że to wizja naiwna, więc powiem, że jest mocno… optymistyczna? Urocza? (Swoją drogą, czy ja dobrze rozumiem, że w tym świecie prywatność już nie istnieje? I nikt nie ma z tym problemu?) Przyznam, że nie do końca wiem, co myślę o tym nowym, wspaniałym świecie. Nie zmienia to faktu, że szczerze doceniam złożone wątki i przedstawione idee – w całym cyklu pada wiele interesujących i będącym dobrym punktem wyjścia do rozważań pomysłów. Przede wszystkim odniosłam wrażenie dużej pokory wobec Wszechświata, dzięki czemu rola i miejsce ludzi przedstawione zostały jako niekoniecznie dominujące i najważniejsze.

Postaci

Niestety, całą przyjemność z lektury zabrały mi główne postaci. Nie potrafię zapałać do nich nawet minimum sympatii. Endymion jest nudny i nijaki, a także niezbyt lotny, co sam przyznaje (nie, nie czyni go to lepszą postacią). A pierwsze, co osiąga w tej powieści, to dostanie kamicy nerkowej. Nic zresztą dziwnego, skoro Enea wysłała go w podróż przez pół galaktyki z dwiema butelkami wody. Gratuluję inteligencji. Poza tym na charakter Endymiona składa się to, że kocha Eneę, myśli o niej i jest o nią zazdrosny. Przy czym biorę pod uwagę, iż jestem osobą mało romantyczną – innym czytelnikom może się ten wątek romansowy podobać, bo w sumie nie jest napisany bardzo źle ani wulgarny. Momentami to jest nawet przesłodzony, gdy bohaterowie w kółko wyznają sobie miłość. A jak oni się za ręce trzymają! A jak oni się pieszczą godzinami! Jak ktoś lubi takie urocze scenki, to będzie mu się podobać. Ja jednak nie potrafię przejść do porządku dziennego nad różnicą wieku czy przeznaczeniem z góry łączącym dwie osoby. A teksty o tym, że Endymion z „ojca”-opiekuna stał się teraz kochankiem-opiekunem to już jest dla mnie wyższy poziom groteski.

Z kolei Enea to mistrzyni „wiem, ale nie powiem”: „nie mogę ci powiedzieć”, „później”, „teraz nie jest odpowiedni moment”, „nie bo nie, na ch*j drążyć temat?”. Najlepsze jest to, że Enea zna przyszłość, tyle że nie do końca – tu jej się coś przyśni, tam widziała jakiś urywek… okej, rozumiem, że nie chce robić ludziom za wieszczkę, ale naprawdę nie można kogoś na wszelki wypadek ostrzec? „Elo, wiesz co, możliwe że zagrozi ci takie a takie niebezpieczeństwo, ale nie jestem na 100% pewna, także po prostu uważaj na tę konkretną rzecz”? No ale w sumie po co, niech się jej ukochany przypadkiem zabije. Generalnie nie jest to problem tylko Enei, ale samego autora – uwielbia on chodzić dookoła ciekawego tematu i pisać o wszystkim, tylko nie o tym, co najistotniejsze. Przez co najpierw przez trzy tomy czytelnik dostaje skrawki informacji, a potem nagle na łeb zwalają mu się kilkunastostronicowe infodumpy. Autor ma też tendencję do powtarzania w kółko tych samych informacji – a to, że Enea jest córką Brawne Lamii i cybryda Johna Keatsa, z którymi stało się to i to… A to, że w pielgrzymce brali udział ci ludzie… A to, że Starowina kazała się Raulowi wkuwać „Pieśni” na pamięć… Tak, WIEM. Czytałam poprzednie tomy. A nawet, jakbym nie przeczytała, to powtarzasz to, autorze, osiemnasty raz. Naprawdę mam wrażenie, że można by to napisać zgrabniej.

Podsumowanie serii

Lekturę całej serii „Hyperion” porównałabym do czytania serii o Takeshim Kovacsu albo Wspomnienia o Przeszłości Ziemi. Tyle w nich dobra, są wspaniałe i ciekawe, ale potem któryś z bohaterów okazuje się zupełnym bezmózgiem, ktoś kogoś gwałci albo dzieją się inne głupie rzeczy. I przyjemność czytelnicza zostaje doprawiona łyżką dziegciu, a serie te zmuszona jestem lubić nie „dlatego że” lecz „pomimo że”. I tak też jest z „Hyperionem” – to świetna seria, jednak pełna wad.

Jeśli chodzi o poszczególne tomy, to „Hyperion” jest dla mnie najlepszy, „Upadek Hyperiona” plasuje się zaś na mocnym drugim miejscu. W sumie powinno się je i tak czytać razem, jako dylogię – i oba trzymają poziom. „Endymion” jest zdecydowanie najsłabszy, ale jak już się przez niego przebrnęło, to już warto sięgnąć po „Triumf Endymiona”, choć jak dla mnie bardziej podpada po romans science-fiction niż czystą fantastykę, zwłaszcza biorąc pod uwagę zakończenie. Mam wrażenie, że gdyby te dwa ostatnie tomy skrócić o połowę, skupić się głównie na eksploracji idei i świata przedstawionego, to byłyby znacznie lepsze.

I tak oto mam za sobą kolejną serię, która pozostawia mnie z niedosytem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *