Czytam

Sprawozdanie czytelnicze: „Endymion”, Dan Simmons

„Endymion” przenosi nad prawie 300 lat w przyszłość, licząc od wydarzeń z „Upadku Hyperiona”. Ludzkość przetrwała Upadek, a katolicki Pax zaprowadził nowy porządek w kosmosie. Nadchodzi jednak nowe zagrożenie – Grobowce Czasu znów się otwierają, by mogła z nich wyjść… dwunastoletnia dziewczynka.

Plusy

Największą zaletą tego cyklu jest dla mnie świat przedstawiony. Zwłaszcza że przez 300 lat wiele zdążyło się zmienić – ludzkość została pozbawiona wielu zdobyczy technologicznych i rozwiązania, które dla bohaterów wcześniejszych części były oczywiste, teraz wydają się dziwacznymi wymysłami. Zaś wydarzenia z Grobowców Czasu stały się legendami i herezjami, nie są zaś historycznymi faktami.

Najciekawsze są jednak wizyty na zdobytych jeszcze w czasach Hegemonii, terraformowanych planetach, które po Upadku zostały pozostawione same sobie. Zamieszkujący je ludzie zaczęli albo ginąć na skutek plag czy zmian klimatu, albo zaczęli deewoluować i tworzyć znów proste, plemienne społeczeństwa. Bo i terraformacja okazuje się procesem niestałym, a planety są materią oporną na zmianę – pozbawione nadzoru, powracają do swojego pierwotnego stanu, stając się znów nieprzyjazne człowiekowi. Okazuje się, że próba dostosowania galaktyki do ludzkich wymagań niekoniecznie jest dobrym rozwiązaniem. Łączy się to oczywiście z wątkiem Wygnańców, którzy jednak w tym tomie się nie pojawiają. Zakładam, że odegrają ważną rolę w wielkim finale całej serii.

Plus jest oczywiście INTRYGA. Przy czym w tym tomie jest jej wyjątkowo mało – tu czy tam pojawi się jakaś sugestia, że coś się nie zgadza, coś jest podejrzane. Albo któraś postać rzuci parę zdań świadczących o tym, że SI wcale się nie wycofały i dalej pociągają za sznurki. Simmons uparcie dawkuje to, co najciekawsze w jego książkach.

Minusy

Poza tym „Endymion” jest niestety w moim odczuciu słabszy od „Hyperiona” i „Upadku Hyperiona”. Z dwóch głównych powodów. Po pierwsze – bohaterowie. Enea i A. Battik nie są specjalnie ciekawi, z kolei Raul Endymion często mnie zwyczajnie irytował. Chyba żeby było zabawniej, kilkakrotnie przyznaje się on do własnej bezużyteczności. Na przykład został zatrudniony do tego, by bronić Enei, tymczasem to ona ratuje z opresji jego. Z jednej strony fajnie, że autor odwrócił schemat, ale z drugiej – może po prostu trzeba było napisać Raula lepiej? Dać mu coś do roboty? Zwłaszcza że przecież Simmons stworzył wcześniej tak cudowną plejadę postaci! Siódemka pielgrzymów, Meina Gladstone, John Keats. Wszyscy mieli swoje niezwykłe historie i charaktery. Tym bardziej dziwi mnie tak mocny spadek formy.

Po drugie – bolesna wręcz bierność głównych bohaterów. Niczego nie wiedzą. Niczego nie planują. Stosują taktykę „jakoś to będzie, zobaczymy na miejscu, może coś się wymyśli”. W praktyce przez większość czasu płyną po prostu z prądem (momentami dosłownie) fabuły. I odnoszą sukcesy tylko dlatego, że mają szczęście. Powieść jest po prostu słabo pod tym względem zbudowana, przy czym im dalej, tym trochę jednak lepiej. Po raz kolejny trudno mi się nie odwołać do wcześniejszych książek – w „Hyperionie” autor stworzył powieść szkatułkową, której poszczególne historie nawiązywały do różnych podgatunków literackich. Co za świetny pomysł! Struktura! Pielgrzymi działali też aktywnie, wymyślali różne plany i działali w celu osiągnięcia sukcesu.

W związku z tym najlepiej czytało mi się fragmenty z ojcem-kapitanem de Soyą, bo choć próbuje on powstrzymać głównych bohaterów i zasadniczo jest po stronie „tych złych”, to był po prostu dużo ciekawszy. Przynajmniej podejmował jakieś decyzje, próbował coś osiągnąć! Jeszcze lepiej zrobiło się, gdy do jego zespołu dołączyła tajemnicza kobieta zwana Rhadamanth Nemes, gdyż łączy się ona bezpośrednio z wielką intrygą SI, Paksu i kto wie, kogo jeszcze. Tak jak mówiłam – świat jest tu najlepszy. Natomiast gdy tylko kończyłam rozdziały o de Soyi i wracałam do Enei oraz Endymiona zaczynałam się zwyczajnie nudzić.

Jest jeszcze jedna rzecz, która powodowała u mnie w trakcie czytania skręt kiszek. Otóż książka ma formę wspomnień Raula, w związku z tym wie on o rzeczach, o których czytelnik jeszcze nie miał szansy przeczytać. Na przykład o tym, że on i Enea będą w przyszłości parą… przy czym gdy się poznają, ona ma lat jakoś 12-13, on zaś – 27. W związku z tym Raul tłumaczy raz na jakiś czas, w ramach krycia samemu sobie dupy, że w tamtym czasie nie łączyło ich nic seksualnego, że jak ją złapał za rękę to nie było erotyczne, że dla niego była wtedy dzieckiem, więc nie myślał o niej jako potencjalnej partnerce… Strasznie jest to wszystko kwaśne. No po prostu nie mogę przejść nad tym do porządku dziennego i nie rozumiem, po co autorowi ten wątek romansowy, z którego tytułowy bohater musi się co chwila tłumaczyć, był potrzebny do szczęścia.

Tłumaczenie i błędy

Parę słów o tłumaczeniu: „Endymion” był tłumaczony przez Grzegorza Komerskiego, w przeciwieństwie do wcześniejszych tomów, tłumaczonych przez Wojciecha Szypułę. W związku z tym nastąpiły pewne zmiany w nazwach własnych, np. „TechnoJądro” stało się „TechnoCentrum”, a „Boży Gaj” – „Bożą Knieją”… w jakiś 50% przypadków. Z jakiegoś powodu nazwa tej planety jest nazywana naprzemiennie raz starą, a raz nową nazwą. Raz nawet pojawiają się obie w jednym akapicie! Nie mam pojęcia, jakim cudem korekta tego nie wyłapała. Najbardziej jednak zirytowała mnie Meina Gladstone zamieniona na mężczyznę (i awansowana z przewodniczącej Senatu na premiera!) Rzeczywiście, ze zdania płeć postaci jasno nie wynikała, ale to może należało się co do tego upewnić… zwłaszcza że parę stron później jest już opisana jako kobieta.

Podsumowując

„Endymion” strasznie mnie wymęczył, a przede mną przecież jeszcze „Triumf Endymiona”, kolejne 600 stron… zwyczajnie nie chce mi się w tej chwili dalej tego czytać. Choć końcówka dała radę na nowo rozbudzić moje zainteresowanie – przy czym, tak jak wspominałam – ze względu na nowe intrygi i wyjaśnianie różnych szczegółów świata przedstawionego, a nie bohaterów. Zobaczymy, może dorosła Enea będzie mi miała więcej do zaoferowania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *