
Z notatek pisarzyny: podsumowanie NaNoWriMo 2020
Na jednym z WIP-ów (który odbył się oczywiście online) w pisarskim gronie doszliśmy do wniosku, że czasem trzeba coś napisać, by zdać sobie sprawę, że do niczego się to nie nadaje. Bo w głowie wszystko wydaje się piękne – dopiero akt przelania treści na papier/ekran komputera ukazuje wszystkie niedoróbki. Całe tegoroczne NaNoWriMo właśnie takie dla mnie było – pisałam różne rzeczy tylko po to, by odkryć, że nie działają i muszę wszystko przerobić… plus jest przynajmniej taki, że nie planuję wyrzucić żadnego z moich tekstów do kosza. Może i w obecnej formie do niczego się nie nadają, ale jest dla nich nadzieja.
Dziwność
To było moje najdziwniejsze NaNoWriMo. Przez cały czas czułam się jakoś mentalnie oddzielona od wszystkiego. Z początku planowałam więcej udzielać się na forum, ostatecznie jednak weszłam na nie może dwa razy. Nie było też we mnie tego podniecenia, że piszemy! działamy! gonimy kreskę! Nie czytałam fragmentów cudzych tekstów, nie kibicowałam, nie wymieniałam się riserczem, nie brałam udziału w wyzwaniach (choć trochę przypadkiem wyszła mi Wędrująca Łopata Śmierci), nie biegłam w pisarskiej sztafecie. Pisałam samotnie, obok głównych wydarzeń, tylko regularnie uzupełniając licznik słów. Siadałam i męczyłam dzienną normę, byle zrobić i nie myśleć już tego dnia o pisaniu.
Może to brzmieć jak mało przyjemne doznanie, ale prawda jest taka, że potrzebowałam czegoś takiego. Jakiegoś bodźca, który zmusi mnie do pisania, choć mi się nie chce. Gdyby nie to, prawdopodobnie niczego bym nie tknęła przez cały listopad. Bo pisanie, owszem, czasem jest takim natchnionym procesem, że słowa same człowiekowi spod palców wyskakują. A czasem jest ciężką pracą, którą po prostu trzeba wykonać. Cieszę się więc, że mnie NaNoWriMo do tej pracy zmusiło, bo inaczej przeleżałabym cały miesiąc w łóżku, nie robiąc nic.
Z drugiej strony – nie odcięłam się tak całkowicie, bo wzięłam udział w paru wirtualnych WIP-ach, także aspekt społeczny wydarzenia jak najbardziej był obecny. Choć przyznam, że głównie przypomniał mi, jak świetnie było się spotykać i wspólnie pisać w różnych kawiarniach… Naprawdę tęsknię za siedzeniem nad laptopem z grupą ludzi w ulubionej piwnicy, popijaniem prosecco i dyskutowaniem o wszystkim, czasem nawet o naszych tekstach. ; ) Ech, stare dobre czasy…
Co napisałam?
W sumie zakończyłam NaNoWriMo na 50165 słowach. To najmniej ze wszystkich moich wyzwań, nie licząc jednego przegranego (o czym za chwilę). Większość czasu byłam lekko nad kreską i ogólnie nie wyrywałam się zbytnio do przodu.

Planowałam napisać trzy opowiadania:
- Taksówkarka
- Łowcy
- Potwory spod łóżka
“Taksówkarkę” – krótkie opowiadanie o taksówkarce jeżdżącej po wielkim, dziwacznym i wiecznie walczącym z kataklizmami mieście – napisałam w całości, a nawet zdążyłam przerobić dwie pierwsze sceny, w związku z czym mam nie tylko pierwszy szkic, ale nawet początek drugiego i jestem z tego co napisałam bardzo zadowolona. Resztę tekstu będę stopniowo poprawiać jakoś w lutym, gdyż niewątpliwie wymaga on sporej dawki przeróbek, ogólnie jednak mi się podoba.
Za “Łowców”, kolejne opowiadanie o Zbyszku, tym razem z gościnnym występem innych łowców (trudno się nie domyślić…), chcę się zabrać w miarę szybko, jeszcze w grudniu. Ogólnie napisałam to opowiadanie w całości, ale po drodze koncepcja się zmieniała, np. najpierw dodałam, a potem wyrzuciłam jedną z postaci, zmieniałam też miejsce akcji. W związku z tym sceny nie łączą się w logiczną całość i czeka mnie bardzo dużo przerabiania, ale już mniej więcej zaczyna mi się w głowie układać, co i jak poprawić.
“Potwory spod łóżka” – również opowiadanie zbyszkowe – są w stanie okropnego rozgrzebania. Muszę tam wymyślić, co zrobić z narracją, bo być może warto spróbować przeskakiwania między dwoma perspektywami… albo na odwrót, połowę wywalić i wszystko dać tylko z jednego punktu widzenia? Nie mam pojęcia, co dałoby lepszy efekt. Nie wiem też, kiedy wezmę się za poprawki, bo tu potrzeba planu… a wydawało mi się, że już mam nie najgorszą rozpiskę. : /
7 lat z NaNoWriMo
Pierwszy raz wzięłam udział w NaNoWriMo w 2014 roku. Po raz pierwszy zmierzyłam się wówczas z napisaniem powieści i – jak widać – do dziś ponoszę na tym polu wyłącznie porażki. Zaczynałam od 55744 słów, a w kolejnych latach ta liczba nieznacznie spadała. Przegrałam jednak w sumie tylko raz, w 2018 roku, kiedy to napisałam zaledwie 23 tysiące słów. Jednak to właśnie wtedy powstała “Długo wyczekiwana samotność“, uważam więc, że wbrew pozorom był to mój najlepszy rok.
W ramach NaNoWriMo rozgrzebałam w sumie pięć powieści, które teraz popatrują na mnie z wyrzutem. Dwie z nich chciałabym kiedyś rzeczywiście skończyć, za jedną może nawet się zabiorę w przyszłym roku… Kiedyś w końcu trzeba, prawda? Zawsze znacznie lepiej radziłam sobie z opowiadaniami i w trakcie kolejnych listopadów powstało ich całkiem sporo. Opublikowane zostały – poza “Długo wyczekiwaną samotnością” – także “To co stare i zapomniane“, “Fasolka i tofu“, “Bibliotekarka” oraz “Dorastanie w czasach cyborgizacji“. Możliwe, że więcej – dziś już ciężko mi ustalić, co dokładnie kiedy było pisane. “Gruczoł godności” ukazał się na blogu. Opowiadań, które czekają na dokończenie, jest jeszcze więcej.
NaNoWriMo używałam więc w dwóch celach. Po pierwsze – do zmierzenia się z powieściami, co szło mi średnio. Po drugie – do tworzenia pierwszych szkiców opowiadań, co już sprawdzało się wybitnie. W listopadzie potrafiłam z siebie wyrzucić aż kilka opowiadań jednocześnie, a potem cały rok stopniowo je poprawiać. Jak widać po liście wyżej – ze świetnym skutkiem.
Podsumowując
W tym roku pracowałam nad trzema opowiadaniami. Biorąc pod uwagę statystyki z lat ubiegłych, mogę dosyć optymistycznie powiedzieć, że będziecie mieli je okazję za jakiś czas przeczytać. Zwykle w grudniu robię sobie przerwę, ale że jeden z konkursów ma termin do końca stycznia, to chyba od poniedziałku siadam do pierwszych poprawek…
Zobacz również

Z notatek pisarzyny: październik ’20
30 października 2020
NaNoWriMo 2020 – tydzień 4
30 listopada 2020
2 komentarze
Iwona
Świetnie Ci idzie 🙂 Pamiętaj, że taki Ziemniak jak ja, nie potrafił nigdy pogodzić pisania i pracy na etacie 😉
Czekam, aż będę mogła gdzieś te nowe teksty przeczytać, a na Twoją pierwsza powieść to tym bardziej!
Pingback: