Piszę

NaNoWriMo 2020 – tydzień trzeci

Powiedziałabym, że cały miniony tydzień jest do zapomnienia, ale mój mózg już go dla mnie zapomniał… 

Kryzys trzeciego tygodnia

Generalnie przez cały czas czułam się zmęczona i niewyspana. Rozkrawiłam też sobie nos, ponieważ praktycznie cały czas smarkam, w związku z czym bolał mnie i irytował strupek wewnętrz nosa. Bolały mnie też oczy, cały czas były suche i piekące, a Małż nie kupił ani filtrów do nawilżacza, ani kropel do oczu, choć wielokrotnie mu o tym przypominałam… Większość czasu nie byłam w stanie powiedzieć, jaki jest dzień tygodnia i co w zasadzie mam do zrobienia. Teoretycznie wstawałam o dziewiątej rano, ale w praktyce jakąkolwiek jasność umysłu zyskiwałam w okolicach trzynastej, czasem dopiero piętnastej! Fakt, iż robi się ciemno przed szesnastą też mi nie pomaga, bo patrzę za okno i myślę sobie „o, pora spać!”, po czym okazuje się, że jest dopiero późne popołudnie. Hurra! Ach, no i miałam więcej rzeczy do zrobienia w pracy, a kiedy jesteś przytomny tylko parę godzin dziennie ciężko wyrobić się jednocześnie z pisaniem NaNoWriMo i pracowaniem.

Dlatego też pisanie w tym ostatnim tygodniu było równie płynne i przyjemne jak przysłowiowa krew z nosa. Pisałam kilkadziesiąt słów i szłam na drzemkę, kolejne sto i oglądałam trzy filmiki na YouTube, znowu parędziesiąt… I tą metodą, sądząc po troszku słowa przez cały dzień aż do północy, udawało mi się zwykle minimalnie wskoczyć nad kreskę. Pod którą natychmiast spadałam następnego dnia. Naprawdę mam nadzieję, że w tym tygodniu będzie lepiej, bo inaczej nie mam szans ukończyć tego NaNoWriMo. W każdym razie w tym tygodniu napisałam 11079 słów, a w sumie mam ich 36764. Całe 90 słów nad kreską…

Co napisałam?

Udało mi się skończyć „Łowców”, przy czym określenie „skończyć” jest bardzo wspaniałomyślne, biorąc pod uwagę, iż tekst nie stanowi posiadającej logiczny ciąg całości. Niektóre sceny mam napisane po dwa czy trzy razy, ponieważ najpierw dodawałam postaci, a potem je usuwałam; zmieniałam miejsce akcji, więc musiałam tworzyć nowe opisy; wpadałam na nowe pomysły; decydowałam, że bohaterowie muszą jednak powiedzieć co innego zupełnie inaczej. Mam też trochę kompletnie losowych dialogów i opisów, rozrzuconych gdzieś po tekście… I chyba brakuje mi jednej sceny, ale w sumie kto wie? Haha.

Dlatego też na tę chwilę obecną zdecydowałam, że kończę z tym tekstem. Mam całe wielkie sceny, które muszę z niego wywalić, muszę dużo ujednolicić i przerobić… a to nie jest robota na czas NaNoWriMo, to trzeba zrobić bardzo na spokojnie i powoli. Także do „Łowców” wracam w grudniu.

Poza tym napisałam jedną krótką notkę na mojego autystycznego bloga. A także prawdopodobnie jakąś inną notkę albo chociaż notatki do niej, ale nie jestem pewna – jak powiedziałam, mój mózg już wymazuje ten tydzień z pamięci.

Co dalej?

Zostało mi jeszcze trzecie opowiadanie zaplanowane na ten listopad – origin story Zbyszka, „Potwór spod łóżka”. Który to tekst mam już bardzo dokładnie rozplanowany i rozpisany, więc powinien być łatwy do napisania, prawda? Po prostu rozszerzam te streszczenia scen, które już mam. Tyle że nie mam na jego pisanie najmniejszej ochoty, ponieważ głównie ochotę mam spać.

Nie wiem też, jak w tym nadchodzącym tygodniu będzie wyglądać moja praca. Jeśli będę mieć dużo do zrobienia, to… NaNoWriMo raczej nie umrze całkowicie, ale może spaść do poziomu jakichś 500 słów dziennie – więcej raczej z siebie nie wycisnę. Zwyczajnie spadłam do poziomu funkcjonalności, który uniemożliwia mi robienie tych dwóch wymagających myślenia rzeczy jednocześnie. No chyba że listopad przestanie być listopadem i na chwilę przestanę się czuć jak kupa.

Koniec marudzenia. Do usłyszenia za tydzień. 

Jeden komentarz

  • Iwona

    Zatem widzę, że to nie tylko ja.
    NaNo zaczęłam z taką energią, że szybko dorobiłam się 4-5 dni zapasu. W 3 tygodniu cały ten zapas przepadł i ostatnie dni walczyłam z kreską… Pisanie boli.
    Powiedz, że teraz już będzie lepiej…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *