Podsumowanie lipca CampNaNoWriMo 2020
Piszę

Z notatek pisarzyny: lipcowy CampNaNoWriMo ’20

W tegorocznej edycji CampNaNoWriMo ustawiłam sobie jako cel napisanie 10 tysięcy słów. Ostatecznie miesiąc zakończyłam z wynikiem 14766 słów na liczniku. Powinnam więc być zadowolona, ale ilość to jedno, a jakość – drugie. Ile więc tak naprawdę udało mi się zrobić?

Statystyki CampNaNoWriMo

Artykuły i pomysły

Zacznijmy od pomniejszych projektów. Napisałam opinię o „Słowodzicielce” oraz analizę „Daliana”, a także rozszerzoną opinię o „Prędkości mroku”, która ukaże się w ten czwartek. Rozgrzebałam też opinię o „Czerń nie zapomina”, artykuł o wstydzeniu się fantastyki oraz artykuł o „specjalnych zainteresowaniach”.

Wiem, że większość osób nie wlicza takich rzeczy do Campa i wykorzystuje go wyłącznie do pisania jednego tekstu fabularnego, ale ja potrzebowałam jakiejś ekstra motywacji – co zresztą widać po tym, że nie wszystko udało mi się ukończyć. Dzięki Campowi udało mi się w ogóle te blogowe notki i artykuły zacząć. Jestem jednak rozczarowana, że ich nie pokończyłam. Liczyłam, że przygotuję w lipcu jeszcze parę rzeczy.

Poza tym zapisałam sobie też trzy pomysły na opowiadania. Nie wiem jeszcze, czy i kiedy rzeczywiście je napiszę, ale zanotowałam sobie wstępny pomysł na fabuły, postaci, jakieś drobne scenki czy króciutkie dialogi. Jakbym tego nie zapisała, to pewnie bym wszystko po jakimś czasie zapomniała. A tak mam podstawy na przyszłość.

Opowiadanie

O statusie „Łowców” rozpisywałam się już szerzej w podsumowaniach tygodniowych. Z jednej strony cieszę się z tego, co zrobiłam, bo mi się po drodze zaczęły różne rzeczy układać. Z drugiej – dotarłam tylko do połowy tekstu, a nawet to co mam wymaga masy redakcji. Niby jest to całkowicie normalne jak na pierwszy draft, poza tym lubię wykorzystywać Campa na radosne rozpisywanie się, bez zbytniego przejmowania się, czy stylistycznie wszystko jest pięknie. Tylko jednak szkoda, że nie udało mi się napisać więcej.

Mam nadzieję, że w sierpniu uda mi się kontynuować pracę nad tym tekstem. Co prawda jest pewna inna rzecz, za którą chciałabym się zabrać (bo na konkurs i deadline, więc priorytet), ale lubię ten tekst, lubię Zbyszka i chcę go skończyć. Zobaczymy, czy mi się uda, zwłaszcza że chcę też nadrobić zaległości na oba blogi.

Fragment

Poniższy fragment wrzucałam już jakiś czas temu na fanpage na Facebooku, a także profil na Ko-fi, ale jeśli przegapiliście, teraz możecie się z nim zapoznać. 🙂

– […] Monika zawiozła go oczywiście od razu do szpitala. I tu zaczyna się ta dziwna część.

Zbyszek gestem ręki zachęcił ją do kontynuowania.

– Piotr wykradł Miłka ze szpitala. Była straszna afera, nawet trafiło to do gazet, policja go szukała – wstała i wyciągnęła ze sterty książek i notatek segregator. Położyła na stole dwa wycinki i parę wydruków z internetowych serwisów. – A potem nagle cisza. Monika wycofuje oskarżenia, wszyscy stwierdzają, że to tylko nieporozumienie. A, i Miłek jest cały, zdrowy jak ryba. Tyle że do matki już nie wrócił, mieszka u Piotra. Do przedszkola też nie chodzi. A Monika nie wróciła do pracy.

Sonia usiadła z powrotem, wyraźnie dając znać, że skończyła.

– I to tyle? Co ja niby mam z tym zrobić? Powiedziałbym, żebyś zadzwoniła na opiekę społeczną, ale nawet nie wiem, co można by im powiedzieć. Rozwiedziony, trochę niesolidny, ale kochający ojciec w dobrych stosunkach z byłą żoną dogaduje się z nią, że parę dni zajmie się własnym dzieckiem. Zbrodnia.

– Zbyszek! Piotr jest łowcą. Zna zaklęcia, rytuały, mikstury. Mógł ich użyć…

– Łowcy nie robią takich rzeczy!

– Może ty nie. Ja bym nie zrobiła. Ale nie ma magicznego regulaminu łowców, za złamanie którego grozi grzywna i odebranie legitymacji klubowej – teraz Sonia straciła cierpliwość. – Nie mówię, że koniecznie chciał kogoś skrzywdzić. Mógł mieć dobre intencje, chcieć uzdrowić syna…

– Okej, nieważne, ludzie z dobrymi intencjami są najgorsi – Zbyszek przetarł oczy palcami. Już czuł się tym wszystkim zmęczony. – A już zwłaszcza ojcowie. Dobrze. Co mam dokładnie zrobić?

– Porozmawiaj z Piotrem. I obejrzyj Miłka. Jesteś dobry w widzeniu aury, prawda?

– Nie aury, tylko… nieważne. Tak, jestem dobry.

– Świetnie. Ach, i później obejrzałbyś też Monikę.

Zbyszek siedział chwilę w milczeniu, stukając palcami w blat. Wpatrywał się konfrontacyjnie w Sonię, ale ta nie odwróciła wzroku.

– Jeśli Piotr miał dobre intencje i chciał tylko uzdrowić syna, to czemu miałbym sprawdzać jego żonę?

– Na wszelki wypadek.

– Aha. A czemu w zasadzie sama nie możesz porozmawiać z tymi ludźmi?

– Widzenie aury…

– Jest wiele metod wykrywania czarów. Sądząc po rozmiarze twojej biblioteki, znasz co najmniej kilka. Nie potrzebujesz konkretnie mojej zdolności.

– A… – Sonia zaczęła mówić, ale ostatecznie z jej ust wydobył się tylko nieartykułowany jęk, jakby powstrzymała się w ostatniej chwili. Tym razem spuściła wzrok na kolana, na zaciśnięte w pięści dłonie.

Cudownie, pomyślał Zbyszek. Cała ta sytuacja była dokładnie tym, czego nie potrzebował.

– Gdzie znajdę Piotra?

*

Zbyszek nie był głupi – domyślał się, że na Piotra trzeba uważać, inaczej Sonia nie martwiłaby się aż tak bardzo jego skręconą kostką. Obawiała się, że może dojść do fizycznej konfrontacji. I wyraźnie mu nie ufała. Nie wiedział tylko czemu i nie wyglądało na to, by dał radę wycisnąć z koleżanki po fachu jej sekrety.

Stojąc przed drzwiami domu Piotra doszedł poniewczasie do wniosku, iż nie, jednak nie nudził się aż tak bardzo, by wziąć tę robotę. Chyba jednak był głupi.


PS. Ponieważ w sobotę wyszłam z domu po raz pierwszy od czterech miesięcy (w sensie – na zewnątrz, nie do innego budynku, i spędziłam na powietrzu cały dzień), spaliłam sobie twarz. Ale naprawdę jestem obrzydliwie czerwona i obolała, także pogratulujcie mi inteligencji. Jutro zapewne zacznie ze mnie schodzić skóra, będę wyglądać jak niskobudżetowe zombie. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że rano niebo było w całości zachmurzone i wiał wiatr, więc siedziałam w kurtce, bo było mi wręcz zimno. Słońce wychodziło tylko chwilami spoza chmur, po prostu napieprzało przez te kilka minut na 200%.

W związku z tym jestem bardziej umęczona niż zwykle i pisanie tekstów idzie mi jeszcze wolniej, więc nie wiem, kiedy się ukażą. Ale w tym miesiącu na bloga powinny wjechać teksty o „Czerń nie zapomina”, „SeeIT” oraz wstydzeniu się fantastyki.

Zdjęcie autorstwa Jessica Lewis z Pexels

Jeden komentarz

  • Iwona

    Ja też w trakcie Campa pisałam rzeczy inne, ale ich nie wliczałam. Bo dla mnie to zawsze test jak bardzo mogę się skupić na mojej prozie 😉 Ale Tobie się nie dziwię, bo tekst o Dalianie jest długaśny i w ogóle czuć w nim poświęcony czas 😉
    Ten Camp był jakiś taki dobry, i ja pierwszy raz patrze optymistycznie na listopadowe NaNoWriMo.

    A w ogóle to czekam na te Twoje sierpniowe teksty na blogu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *