
Sprawozdanie czytelnicze: “Zbudzone furie”, Richard Morgan
Po pierwsze – co mną kierowało, by czytać tę książkę w trakcie NaNoWriMo? Wiadomo, że listopad to czas na dużo lżejsze lektury… nastał jednak grudzień i mogłam dokończyć trzyczęściowy cykl o Takeshim Kovacsu. Jak można się było spodziewać, “Zbudzone furie” nie są bezpośrednio połączone fabularnie z wcześniejszymi książkami, rozwijają jednak pewne przewijające się przez nie wątki.
Wydaje się, że ta książka ma wszystko, by być świetna. Po pierwsze, trafiamy w końcu na rodzinną planetę głównego bohatera, Świat Harlana. Dziwaczne miejsce, którego większość stanowią kierowane trzema księżycami oceany, zamieszkane przez ludność o słowiańsko-japońskich korzeniach, rządzone przez nieśmiertelne Pierwsze Rodziny, yakuzę i gangi, z nieba zaś pilnowane przez starożytne marsjańskie stacje orbitalne, która zestrzeliwują wszystko, co wzniesie się z powierzchni planety na co najmniej czterysta metrów. Dlaczego? A któż wie, o co chodziło Marsjanom…
Po drugie, Świat Harlana to świat Quellcristy Falconer, filozofki, poetki, przywódczyni rewolucji. W dwóch pierwszych książkach o Takeshim Kovacsu wielokrotnie przywoływane są cytaty z Quell, a postaci wspominają o walkach i robią komentarze o pochodzeniu Kovacsa, spodziewając się po nim rewolucyjnych przekonań. Poczułam podekscytowanie na myśl, że Quell nie będzie znów tylko odległym wspomnieniem, lecz jednym z głównych elementów fabuły.
A do tego wszystkiego dochodzi jeszcze podwójne upowłokowienie (swoją drogą rozczarowało mnie zakończenie tego wątku), skomplikowana intryga, polityczne wątki, osobista zemsta, pokrętne powiązania między łowcami zbuntowanych maszyn a pozostałościami marsjańskiej technologii, do tej pory przez rasę ludzką w pełni niezrozumianą. To miks tak szalony i przepełniony interesującymi elementami, że nie może zawieść, prawda? A jednak… przez większość lektury się nudziłam. Zwłaszcza środkowa część, przygotowania do akcji odbicia porwanej bohaterki, strasznie mi się dłużyła. Powiedziałabym, że najciekawsza była końcówka, ostateczna konfrontacja i gdy wszystkie elementy zaczęły się ze sobą łączyć i mieć sens. Albo przynajmniej część sensu, bo “Zbudzone furie” mają otwarte zakończenie, wciąż wiele może się wydarzyć, wciąż nie rozumiemy wszystkiego.
A teraz ostrzeżenie, bo będzie o gwałtach:
W recenzji “Upadłych aniołów” wspominałam o, nazwijmy to, “niestosownych” scenach erotycznych. Jakimś cudem w “Zbudzonych furiach” jest gorzej. Otóż jedna z bohaterek, Sylvie, zostaje zhakowana/łapie wirusa/cholera wie, co jej się przydarzyło i teraz w jej głowie mieszka druga świadomość, której czasem udaje się przejąć kontrolę nad ciałem Sylvie. I tak druga osoba uprawia seks z Kovacsem. Czyli oboje używają ciała Sylvie bez jej zgody i wiedzy. Czyli jest to praktycznie podwójny gwałt. Super, świetnie, właśnie takie rzeczy chcę czytać. Ja bym naprawdę chciała zrozumieć, czemu Richard Morgan pisze takie rzeczy i moim zdaniem on chyba po prostu lubi pisać sceny seksu (które, o dziwo, same w sobie nie są jakoś szczególnie złe), ale brakuje mu wrażliwości, by zauważyć, jak niewłaściwe są te sceny.
Oddzielną kwestią jest charakter Kovacsa – te seksualne eskapady nijak nie pasują do jego charakteru. To były Emisariusz z całym swoim super uwarunkowaniem, które pozwala mu zachować spokój w trudnych sytuacjach i panować nad niechcianymi emocjami… ale z jakiegoś powodu nie nad chucią? To nie ma sensu. Kovacs nie powinien mieć najmniejszego problemu z powstrzymaniem się przed stosunkiem. Najgorsze jest to, że Takeshiego Kovacsa ogólnie jako postać całkiem lubię, więc tym bardziej mnie irytuje, gdy się tak brzydko rozchodzi w szwach, bo autor musi mieć w książce SeKsY.
Ale, ale, zaraz zrobi się ciekawiej. Otóż w książce pojawiają się postaci LGBT (co prawda w rolach trzecioplanowych, ale zawsze coś), a sam Kovacs wojuje z fanatykami religijnymi uciskającymi kobiety i odbierającymi im prawo do samostanowienia. Co prawda głównie z powodu osobistej zemsty, ale już od pierwszej książki wiadomo, że Kovacs jest religii raczej niechętny. Halo, panie Morgan? To w końcu szanujemy kobiety, czy je gwałcimy? No kupy się to nie trzyma.
Cóż, “Zbudzone furie” wyszły w 2005 roku, a od tamtej pory autor jeszcze kilka książek napisał i trochę mnie nawet ciekawi, czy przez ostatnie piętnaście lat czegoś się jednak nauczył i w nowszych powieściach już takich paskudztw nie ma. Czytaliście coś z jego nowszych pozycji? Możecie coś polecić?
Podsumowanie
Gdybym miała powiedzieć, która część jest moja ulubioną, to chyba jednak wygrywa “Modyfikowany węgiel”, bo to skrzyżowanie science-fiction z kryminałem i mi takie klimaty odpowiadają. “Upadłe anioły” znajdują się na mocnym drugim miejscu, bo jestem szczerze zachwycona wizją kosmitów i tego, jak ludzie ich traktują, jak korzystają z ich technologii, jak dziwne wymyślają na ich temat teorie. W ogóle ci Marsjanie u Morgana są bardzo niedopowiedzeni, a jednocześnie wszechobecni.
Co zaś do “Zbudzonych furii”… jak dla mnie ta książka to zmarnowany potencjał. Mamy tu w końcu Quellcristę Falconer! Mamy Virginię Vidaurę! Pojawia się zrozumienie marsjańskiej technologii! Wszystko to jednak ginie w przegadaniu i zbyt wielu zbędnych scenach erotycznych. Można było wziąć dokładnie tę samą fabułę i po prostu napisać ją ciekawiej.
Mimo to dwie pierwsze książki o Takeshim Kovacsu (no i końcówka trzeciej) dalej plasują się wśród moich ulubionych tytułów.
Zobacz również

Sprawozdanie czytelnicze: “Upadłe anioły”, Richard Morgan
28 października 2019
Sprawozdanie czytelnicze: “Stulecie detektywów”, Jürgen Thorwald
30 sierpnia 2021