Sekretnik współczesnej czarownicy
Czytam

Sprawozdanie czytelnicze: „Sekretnik współczesnej czarownicy”, Keylah Missen

„Sekretnik współczesnej czarownicy” to wstęp do współczesnych praktyk magicznych dla początkujących. Niestety, trochę zbyt ogólnikowy i chaotyczny.

Nie bardzo wiem, czym ta książka próbuje być. Gdy się ją przekartkuje, wydaje się świetna – wszystko podzielone na konkretne tematy i rozdziały, mnóstwo wiedzy, uporządkowanej także w wygodnych tabelkach, rysunki. Problem kryje się chyba w słowie „mnóstwo”. Ponieważ Missen starała się napisać o wszystkim, wiele tematów poruszonych jest po łebkach, byle jak. I bez większego sensu. Podczas czytania czułam się coraz bardziej i bardziej przytłoczona ogromem prezentowanej mi wiedzy, a jednocześnie mocną jej ogólnikowością. Na przykład o kartach tarota znajdziemy tu parę akapitów wstępu, a potem jednozdaniowe opisy poszczególnych kart (tylko wielkich arkan). Sama autorka przyznaje, że temat wymaga osobnej książki – po co więc go w ogóle zaczyna, skoro może mu poświęcić tylko trzy strony? Tak samo jest z bogami z różnych kultur – jednozdaniowe ogólniki. Na wiele się to nie przydaje.

Nie rozumiem też układu – czemu ta książka zaczyna się akurat od czakr, widzenia aury i reiki? Rozumiem, że autorka jest dobra w reiki i chce się tym pochwalić, ale to są jednak trochę skomplikowane zagadnienia dla początkujących, zwłaszcza że poświęcono im zaledwie kilka stron, więc jak kogoś te tematy interesują, to i tak ich tu nie zgłębi. Bardziej pasowałyby gdzieś na koniec, może razem z jakąś listą lektur uzupełniających.

A już największym kuriozum jest dla mnie wspomnienie o ayahuasce w JEDNYM zdaniu. Nawet nie tłumaczącym, co to jest, tylko mniej więcej w takim tonie: „Można też użyć ayahuaski, ale ja polecam to i to”. Tak się składa, że riserczerowałam kiedyś dokładnie ten temat, więc wiem, co to jest i z czym się je. Ale reszta czytelników? Na co im to egzotyczne słowo wrzucone w tekst ni w pięć ni w dziesięć? To już sensowniej w ogóle o nim nie wspominać. Podobny problem miałam z niektórymi symbolami – dostajemy rysunki run wikińskich, mamy opis ich znaczenia, ale nie ma nazwy czy sposobu czytania… Znaki alfabetu kabalistycznego mają nazwy, ale runy i niektóre symbole nie?

Z drugiej strony, w książce znajdziemy bardzo szczegółowe zasady odprawiania rytuałów i czarów, z listą wszystkich niezbędnych świec, kamieni i innych akcesoriów, a także gotowymi formułkami do wypowiadania. Z jednej strony to świetnie, z drugiej zaś, czytając to głęboko się zniechęciłam, bo nie ma szans, żebym nie tylko zapamiętała te wszystkie zasady, ale jeszcze trafiła z czarem w odpowiedni dzień/godzinę/fazę księżyca jednocześnie. Ain’t nobody got time for that. Oczywiście rozumiem, z czego ta drobiazgowość wynika, kiedy jednak czytałam „Przyszłość czarostwa”, jego autorka Doreen Valiente potrafiła przedstawić swoje doświadczenie czarowania w sposób dużo bardziej wyluzowany i radosny, poza tym wymagający bardzo podstawowych narzędzi. W tamtej pozycji oczywiście też znajdują się opisy rytuałów (jeszcze do nich nie doszłam) i nie wątpię, że również starają się maksymalnie trzymać zasad sztuki, ale czytając „Sekretnik” miałam wrażenie, że to czarowanie to jakaś straszna orka na ugorze.

Ach, no i przy każdym przedmiocie używanym do magii jest napisane, żeby nie trzymać go ze zwykłymi przedmiotami/w kuchni/z innymi magicznymi akcesoriami/nie na żyle wodnej. To chyba po całym domu musiałabym mieć porozkładane te rzeczy i obawiam się, że by mi szafek i innych skrytek nie starczyło.

Podsumowując, do „Sekretnika” raczej nie będę chętnie zaglądać, chyba że żeby na szybko sprawdzić sobie coś w którejś z tabelek. Zamiast tego wolę dokończyć bardziej klasyczne pozycje, jak „Przyszłość czarostwa” czy „Taniec spirali”.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

%d bloggers like this: