Piszę

NaNoWriMo 2019 – tydzień czwarty – meta oraz podsumowanie całości

Pisałam sobie z ludźmi na nanowym kanale na Discordzie i jak to ja, narzekałam, że idzie mi za wolno, że nie zrealizowałam planu, że mogłoby być więcej/lepiej, a poza tym czuję się wiecznie zmęczona, obolała i wszystko jest osiem razy trudniejsze niż normalnie. I wówczas jeden z rozmówców napisał mi, że w takim razie powinnam być wyjątkowo z siebie dumna i zadowolona, że dałam radę zrobić tyle, ile zrobiłam. I ja tak siedziałam przed komputerem, patrzyłam na te parę słów na ekranie i pomyślałam sobie: no tak, znowu to sobie robię.

Bo jakby tak się zastanowić, to przecież wygrałam, dobiegłam do mety i mam 50178 słów. Żadnego dnia też nie spadłam pod kreskę. Niezadowolenie wynika więc wyłącznie z mojej chujowej osobowości i przekonania, że nic, co robię, nie jest wystarczająco dobre. Inni mi jednak wyjaśnili, że jest, także tak to NaNoWriMo podsumuję – poszło mi wystarczająco dobrze. I się z tego cieszę.

Ostatni tydzień

Pisałam przede wszystkim kolejne sceny do „Trzynogiego boga”, bez planu, niejako szukając powieści w trakcie jej tworzenia, mając nadzieję, że któryś z bohaterów powie lub zrobi coś, co mnie natchnie. Nie jest to wybitna metoda, ale na NaNoWriMo nadała się idealnie – tworzyłam więc sceny, by zobaczyć, gdzie mnie zaprowadzą, a jeśli trafiałam w ślepy zaułek, cofałam się i pisałam inną wersję wydarzeń albo notatki, co w scenie trzeba będzie jednak zmienić, żeby się kleiła z późniejszą, inną wersją wydarzeń. Oczywiście bez kasowania czegokolwiek, w związku z czym czeka mnie w przyszłym roku ciekawa zabawa – będę musiała odnaleźć właściwą wersję poszczególnych scen w całym tym chaosie…

Ogólnie jednak coś tam zaczęło mi się nawet układać i planować, poszczególne elementy stopniowo wskakują na swoje miejsca i rzeczywiście w paru momentach bohaterowie wyratowali mnie z opresji, sami wpadając na to, co się musi wydarzyć następnie. Trochę to przeczy mojemu przekonaniu, że najlepiej mi się pisze, gdy mam szczegółowy plan, ale kto powiedział, że nie można mieszać różnych technik?

W ostatnim tygodniu gwałtownie też przyspieszyłam, pisząc bardzo dużo i celując powyżej 2k słów dziennie. Chciałam skończyć przed sobotą, bo w weekend odbywały się Warszawskie Targi Fantastyki i nie chciałam się w ich trakcie  martwić brakującymi słowami, zwłaszcza że miałam dyżur na stoisku Śląskiego Klubu Fantastyki. Jak widzicie na wykresie, po ostatnim mocnym skoku, dwa ostatnie dni wklepałam symboliczną liczbę słów, tylko po to, by zdobyć odznakę za pisanie każdego dnia… ale teraz widzę, że w tym roku już takiej odznaki nie ma. Ech, cały miesiąc nie narzekałam na nową stronę NaNo i teraz też już sobie odpuszczę, ale brak wszystkich odznak czy oficjalnego licznika słów głęboko mnie oburza.

Co dalej?

Teraz robię sobie tydzień niepisania. Będę sobie czytać, szydełkować, nadrabiać seriale na Netfliksie i może zrobię porządek na regale, bo się oczywiście książki nie mieszczą… Muszę też porobić trochę zdjęć do Sprawozdań czytelniczych, bo w listopadzie w końcu niczego nie dałam (zresztą dużo nie czytałam, mam jedną zaległą pozycję z października, do której brakowało mi zdjęcia). W grudniu myślę, że zmieszczę trzy książki. A poza tym będę SPAĆ. Będę spać cały tydzień.

Chciałabym dłużej, ale muszę się zabrać za „Dorastanie w czasach cyborgizacji”, bo chcę skończyć to opowiadanie w tym roku, w styczniu uprosić dwie osoby, żeby mi zbetowały, wprowadzić poprawki (lub skreślić projekt, jeśli się nie spodoba…) i do końca stycznia wysłać na konkurs. Nie wiem, czy to w ogóle realny timeline, ale spróbuję.

Poza tym BYĆ MOŻE w styczniu w końcu ruszę „Przechył”, ale prawdopodobnie ten tekst umrze zanim się narodzi… Po prostu mi jego pisanie nie leży, choć sam pomysł cały czas mi się podoba… Ech.

Potem zaś ruszam ambitnie z „Trzynogim bogiem”, bo mój plan na 2020 jest taki, by napisać tę powieść od początku do końca. Dzięki NaNoWriMo wiem już, jak mi to mniej więcej wychodzi, co muszę poprawić, co dodać, co jeszcze zriserczerować… ale już dziś jestem zadowolona z tego, co mam i myślę, że może mi się w końcu udać.

W nowy rok będę więc wchodzić zmęczona, ale zadowolona i pełna nadziei, że oto przede mną TEN projekt. Najwyższa pora, choć znając życie, będę tęsknić za pisaniem opowiadań i braniem udziału w konkursach. Niby to upierdliwe, ale jednak jakoś się w to wkręciłam – wymyślanie krótszych historii pod temat i czekanie potem na ogłoszenie wyników sprawia mi, o dziwo, przyjemność.

Pora jednak ruszyć w stronę nowych wyzwań. Kolekcja niedokończonych powieści jest zdecydowanie za długa. A tegoroczne NaNoWriMo, choć może rzeczywiście strasznie umęczone, nadało mi kierunek na cały przyszły rok.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *