Czytam

Sprawozdanie czytelnicze: „Sente”, Michał Cholewa

Powiem tak – seria „Algorytm Wojny” to nie Meekhan. O ile nie miałam problemu, by odnaleźć się w szóstym tomie cyklu Wegnera bez czytania poprzednich (i jeszcze mi się podobało!), o tyle serię Cholewy zdecydowanie należy zacząć od tomu pierwszego. „Sente” jest natomiast piąte w kolejności. Z tego względu moja opinia jest wyjątkowo mało przydatna…

Ogólną ideę oczywiście rozumiem – ludzie są podzieleni na trzy mocarstwa: Unię, Stany Zjednoczone i Chińskie Imperium. Mocarstwa te walczą ze sobą w kosmosie, a poza tym walczą ze sztuczną inteligencją i maszynami. Niestety odniosłam wrażenie, że bardzo mocno zabrakło mi wiedzy o wcześniejszych wydarzeniach, by w pełni cieszyć się lekturą. Przede wszystkim myliły mi się postaci i jakoś do nikogo się nie przywiązałam – bo nie było mi dane towarzyszyć im w dłuższej drodze. Zdecydowanie zaczynanie od piątego tomu to był błąd, ale zależało mi na przeczytaniu wszystkich powieści nominowanych do Zajdla.

Oddzielny problem miałam taki, że wolałabym tę opowieść oglądać niż czytać. Statki strzelające się w kosmosie? Abordaże? Skomplikowane manewry i zdrady? Jestem przekonana, że na ekranie wyglądałoby to świetnie. Czytało mi się to natomiast… uciążliwie. Głównie dlatego, że nie jestem fanką literatury bitewnej, nawet opisy walk jeden na jeden potrafię przeskakiwać, a co dopiero wielkie pola bitwy… ale też dlatego, że zauważyłam pewną powtarzalność. Jeden statek strzela, drugi wystrzeliwuje kontrrakiety, niszczy część pocisków wroga, część leci dalej, rakiety wchodzą w zasięg obrony punktowej, niektóre znowu są niszczone, niektóre rozpadają się na mniejsze i docierają do celu, a trafiony okręt zaczyna gubić oderwane części, a z rozprutego brzucha wypływa mu caellium. I tak wygląda w zasadzie każda bitwa, każda tak samo szczegółowo opisana. Dla fanów tego typu lektury to na pewno mnóstwo radości, ale dla mnie to trochę za dużo dobra.

Pochwalić trzeba postaci, bo z tymi w kosmosie bywa różnie – zwłaszcza w filmach występują bohaterowie, którym nie powierzyłabym nawet paprotki, a co dopiero statku kosmicznego. W „Sente” jednak doskonale wyszkoleni żołnierze nie popełniają głupich błędów, nie dają się ponieść emocjom i ogólnie rzecz biorąc nie są kretynami, tylko doskonale wyszkolonymi żołnierzami. To miła odmiana, popodziwiać profesjonalistów. Podobnie jest z dowódcami floty, którzy wymyślają coraz to bardziej skomplikowane podstępy, a jednocześnie rozpracowują jeszcze bardziej skomplikowane podstępy przeciwnika. To jest w zasadzie pojedynek samych geniuszów. Aczkolwiek wolałabym, żeby postaci czasem tłumaczyły swoje zawiłe plany przed akcją, a nie po niej, tak żebym ja też wiedziała, o co chodzi. Jest taka scena pod koniec, gdzie najpierw odgadywany jest plan wroga, a dopiero potem przedstawiony kontrplan. I to był ten moment, który najbardziej mi się podobał, bo się nie czułam zagubiona i mogłam docenić spryt bohaterów.

Z drobiazgów, które nie są istotne, ale jednak mnie irytowały, to ciągłe używanie narodowości zamiennie z nazwiskami. Ma to jeszcze sens w przypadku Amerykan czy Chińczyków, ale żołnierze Unii nie są po prostu Europejczykami, tylko Polakami, Szwedami, Holendrami itd. Przede wszystkim dziwi mnie tak głębokie rozdrobnienie i przywiązanie do ziemskich narodowości w odległych zakątkach kosmosu. Ludzie się tam nie mieszają? Nie czują „bezpaństwowi”? Nie rodzą się w tym kosmosie i nie identyfikują z planetą/stacją? Choć oczywiście moje zdziwienie może wynikać z niezrozumienia świata przedstawionego i być może bym to rozumiała, gdybym przeczytała wszystkie części.

A czy chcę je przeczytać? W przypadku „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” nie mam specjalnej ochoty, by nadrabiać wcześniejsze tomy, ale po następny (mam nadzieję – finałowy) chętnie sięgnę, by dowiedzieć się, jak to się wszystko skończy. W przypadku „Algorytmu wojny” przyznam, że się umęczyłam – tak jak powiedziałam, wolałabym to oglądać niż czytać. Akcja toczy się też dla mnie trochę za wolno, od przebiegu potyczek bardziej interesuje mnie ich wynik i następstwa. Nie jest to po prostu lektura w moich klimatach.


Kończąc „Sente” ukończyłam też tegoroczny Zew Zajdla, tj. przeczytałam wszystkie powieści i opowiadania nominowane do Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla:

Powieści:

Woda na sicie, Anna Brzezińska

Triskel. Gwardia, Krystyna Chodorowska

Sente, Michał Cholewa

Małe licho i tajemnica Niebożątka, Marta Kisiel

Toń, Marta Kisiel

Spektrum, Martyna Raduchowska

Każde martwe marzenie, Robert M. Wegner

Opowiadania:

Dzikie stworzenia, Krystyna Chodorowska

Jeden spalony rzut, Krystyna Chodorowska

Detektyw Fiks i sprawa mechanicznego skafandra, Anna Hrycyszyn

Moloch, Maciej Kaźmierczak

Pierwsze słowo, Marta Kisiel

Antologia z wszystkimi nominowanymi opowiadaniami jest dostępna za darmo tutaj.

Teraz muszę się zastanowić jak zagłosować… i ciekawe, kto wygra! Także wyruszam na Polcon (o czym trochę więcej jutro). Do zobaczenia!

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *