Piszę

CampNaNoWriMo lipiec ’19 – tydzień trzeci

Sprawozdanie trochę spóźnione, bo jak to ja, pół niedzieli o nim pamiętałam, ale wieczorem w końcu zapomniałam i nie napisałam. A w poniedziałek szłam na pisarskie spotkanie i też nie zdążyłam relacji skończyć przed wyjściem. Trzeci tydzień Campa zaczął się dosyć powolnie, ale wiedziałam, że sobie odbiję w weekend, kiedy to zabunkruję się na trzy dni w kawiarni i będę pisać, aż skończę.

Plan PRAWIE wykonałam, bo udało mi się napisać opowiadanie do końca (wersja na 58 292 znaków), następnie zaczęłam redagować co bardziej przydługie i chaotyczne sceny, czym udało mi się zejść do 44 999 znaków. Miałam nadzieję, że w niedzielę zetnę te nieszczęsne 5K znaków do końca, ale moja ulubiona kawiarnia miała rezerwację od szesnastej i musiałam się zebrać po niecałych dwóch godzinach 🙁 Szkoda, że nie wiedziałam wcześniej, to bym może poszła gdzieś indziej, a tak to nie chciało mi się zmieniać miejscówki i wróciłam do domu 42306 znaków na liczniku. Ach, gdybyście nie pamiętali, to wymóg konkursu, na który chcę wysłać ten tekst, to długość do 40k znaków, stąd moja mordęga.

A to jedna z miejscówek, gdzie pisałam. Na moim Instagramie znajdziecie dość bogaty przegląd zdjęć laptopa na tle jedzenia/alkoholu. 😉

ALE: Camp dotyczy pisania, nie cięcia, dlatego w którymś momencie przestałam już uzupełniać słowa w liczniku na stronie akcji, bo to by było bez sensu. Za to gdy na koniec dokonałam walidacji, liczba słów strasznie skoczyła mi do góry o jeszcze jakieś notatki, risercze i symbole, których Scrivener nie liczy (odwieczny problem – liczba słów/znaków różni się zawsze pomiędzy Scrivenerem, w którym piszę; Wordem, w którym wysyłam teksty; licznikiem Campa, który daje nagrody). Dlatego ostatecznie wyszło 16145 słów, choć samo opowiadanie ma na razie 6202. Skąd się wzięło pozostałe 10K słów? Mieści się w nich druga, dłuższa wersja opowiadania oraz masa pierdółek, które sobie przy okazji też liczyłam, bo czemu nie. Moim celem i tak było tylko 10 tysięcy słów ogółem, także wszystko się zgadza.

Ponarzekam sobie jeszcze na limity. Nienawidzę limitów. Był taki moment, gdy traktowałam pisanie pod temat i limit jako wyzwanie i naukę warsztatu, ale teraz mam już po prostu dość. Chciałabym, żeby przede wszystkim opowiadanie wyglądało w określony sposób i zdaję sobie doskonale sprawę, że gdybym nie musiała się ograniczać, to dodałabym jeszcze taki drobiazg tu, taką fajną rzecz tam, jakiś pomniejszy wątek rozbudowała albo opis ciekawszy napisała. Oddzielna kwestia jest taka, że nie bardzo umiem ciąć. Najlepiej mi w trakcie tego Campa szło przerabianie dialogów, które były chaotyczne, a teraz znacznie płynniej postaci przechodzą od tematu do tematu. I zajmują mniej miejsca. Poza tym – za nic nie umiem określić, co jest ważne, a co nie. Czy mogę sobie darować ten a ten element? Nie mam pojęcia. Wolałabym, żeby został, bo wtedy jest ciekawiej. Tnę więc dziwnie i boję się, że to ani stylistycznie, ani językowo nie wygląda potem dobrze. Pozostaje liczyć, że jakiś dobry redaktor kiedyś się nad tym tworem zlituje i doprowadzi go do porządku… Także po latach prób pisania pod limit dalej nie umiem tego robić i rozpisuję się nie tam gdzie trzeba i nie o tym, co trzeba. Brawo ja.

Chciałam też zauważyć, że napisałam opowiadanie w trzy tygodnie. Co prawda reanimowałam stary pomysł, miałam już postaci i w miarę przygotowany plan wydarzeń, ale dalej jest to dla mnie tempo szalone. Boję się trochę, że nie daje mi to stosownego czasu na nabranie dystansu i spojrzenie krytycznie na tekst. Ja jednak jestem długodystansowcem, zarówno jeśli chodzi o długość tekstu, jak i czas jego tworzenia. 40k znaków plus redakcja w trzy tygodnie? Jakaś masakra. Ale tak działa w końcu CampNaNoWriMo…

W tej edycji słabo udzielałam się na chacie chatki czy Discordzie. Tak jakoś wyszło, zresztą często mam problem ze zmęczeniem licznymi rozmowami i się łatwo wykruszam. Mimo to dziękuję wszystkim uczestnikom, bo samotne pisanie to mam na co dzień, a tylko te trzy miesiące w roku (kwiecień, lipiec, listopad) można napędzać się niezwykłą atmosferą wspólnej twórczej pracy. Nawet jeśli nie biorę udziału w dyskusjach, pokrzepia mnie więcej, że w tym samym momencie piszą też inni. 🙂

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *