Woda na sicie
Czytam

Sprawozdanie z lektury: Woda na sicie. Apokryf czarownicy, Anna Brzezińska

Kontynuuję czytanie powieści nominowanych w tym roku do Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla. I planuję przeczytać je wszystkie w ramach akcji Zew Zajdla. Na razie mam za sobą Triskel. Gwardia, Spektrum oraz Toń. Przejdźmy jednak do tematu tego wpisu.

Woda na sicie ma formę zeznań La Vecchi, kobiety zrodzonej z matki-kurwy i nieznanego ojca, oskarżonej o czary. Przed inkwizytorkim trybunałem opowiada historię całego swojego życia, poczynając od urodzenia się jako bękart, poprzez spotkanie ze smokiem, błąkanie się po świecie, przetrwanie zarazy i powrót do rodzinnej wioski aż po pojmanie. A historia ta wcale nie jest prosta i nigdy nie można mieć do końca pewności, co tak naprawdę się wydarzyło. Teoretycznie La Vecchia jest naszą przewodniczką, obalającą kolejne kłamstwa sąsiadów i odpierającą zarzuty inkwizytorów, z czasem jednak zaczyna zmieniać zeznania, zaprzeczać sama sobie i opowiadać różne wersje tej samej historii.

Do języka Wody na sicie trzeba się przez rozdział czy dwa przyzwyczaić, bo poza stylizacją, La Vecchia nie stroni od dygresji, a jedno zdanie potrafi się ciągnąć cały akapit. Kiedy już jednak się z nim oswoiłam, czytanie sprawiało mi prawdziwą przyjemność i popadłam w syndrom „jeszcze tylko jednego rozdziału”, bo chciałam się dowiedzieć, o co tak naprawdę chodzi, co się wydarzyło i kto jest w końcu kim.

Zauroczył mnie też świat przedstawiony. Zwłaszcza że nic w nim nie jest określone jednoznacznie. Przykładowo – być może we wnętrzu góry rzeczywiście leży smok, a wydobywana w kopalniach vermiglio to jego krew; a może to tylko taka metafora, lokalne wierzenia. Świetnie wypadły też fragmenty opowieści pokazujące, jak oświeceni różnili się od w wierze od członków trybunału, jak ich okłamywali, zwodzili i publicznie wypierali się herezji, w sercu jednak zawsze zostali wierni swoim wierzeniom i tajemniczemu związkowi z vermiglio.

Za największy mankament uznałabym brak zeznań innych uczestników procesów. Wiemy, że te teksty są odczytywane La Vecchi, bo są potem przez nią cytowane i tu wkrada się trochę chaos. Bo narratorka ma w zwyczaju opowiadać różne legendy, plotki, cudze wypowiedzi i oskarżenia jakby były prawdą, a ona właśnie mówiła, co jej się rzeczywiście przydarzyło. Po czym dopiero na końcu stwierdza, że to są wszystko kłamstwa, pomówienia i nic się takiego wcale nie wydarzyło. Być może jest to zabieg celowy, by czytelnikowi ciężej było wyłuskać prawdziwą wersję opowieści z tej gadaniny, ale dla mnie często było po prostu męczące.

Woda na sicie jest pozycją nietypową – przez formę, język, sposób w jaki opowiada historię i czym właściwie ta historia jest. Bo choć ogólnie czułam wyraźne zaciekawienie i momentami nie mogłam się oderwać od lektury, to ostatecznie pozostałam z niedosytem. Czuję się, jakbym może coś przegapiła i zabrakło mi wyrazistszego zakończenia (choć rozumiem, czemu jest takie, jakie jest). Mimo to bym tę książkę poleciła, bo niewątpliwie w kategorii wyśmiewanego ostatnio fantasy wyróżnia się na duży plus.

4 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *