Piszę

Z notatek pisarzyny: Maj ’19

Kurwa, nie wierzę, że dalej nie skończyłam tego opowiadania.

Notka ukazuje się z lekkim opóźnieniem, gdyż na parę dni postanowiłam się odciąć, by odpocząć od ludzi i zamieszania. Zregenerować się, wyciszyć, doczytać w spokoju książki, może nawet skończyć „Wirtualny błękit”. Niestety to ostatnie mi się nie udało, ale przysięgam, że już jestem na ostatniej prostej.

A zresztą, nie będę wam o tym marudzić. Lepiej poczekam na decyzję, czy go wydrukują, czy nie – a jak tak, to zamiast marudzić, będę się nim chwalić. Ha, taka jestem sprytna. 😉 A dziś pogadajmy sobie o pisaniu bardziej ogólnie!

Czas na naukę

A cóż takiego planuję pisać w następniej kolejności? Ano chwilowo za nic, co nie oznacza, że robię sobię przerwę od pisania. Wręcz przeciwnie, pracować będę ciężej niż kiedykolwiek. Brzmi bez sensu? Ano to dlatego, że planuję skupić się na teorii. Najwyższa pora, by poświęcić trochę więcej czasu podstawom. Wiecie, przybliżyć sobie te wszystkie trzy akty, metody płatka śniegu i tym podobne.

Tak, do tej pory zawsze pisałam mocno na czuja. Szczerze mówiąc, nie potrafiłabym wyjaśnić, jak decyduję o ułożeniu scen, kiedy się coś dzieje, a kiedy akcja zwalnia – zawsze pozwalałam opowieści po prostu płynąć i albo widziałam, że coś działa, albo wyczuwałam, że coś zgrzyta i zabierałam się za poprawki. Jak widać, zajechałam na instynkcie dosyć daleko – albo mam tak dobre wyczucie rytmu, albo moim czytelnikom nie przeszkadzała trochę chaotyczna struktura.

Stwierdziałam jednak, że pora wejść na inny poziom i rozwinąć swoje pisarskie zdolności. Tak było parę lat temu, gdy trenowałam pisanie do określonej liczby znaków, by nauczyć się ograniczać gadulstwo. Podobnie świetną nauką było pisanie na konkursy z narzuconym tematem, co wymuszało na mnie wyjście ze strefy komfortu i wysilenie szarych komórek. Może po prostu zaczęło mi brakować tchu – przyjęty przeze model pracy do tej pory się sprawdzał, natomiast powoli formuła się wyczerpuje i potrzebuję czegoś więcej. Nowej wiedzy, za którą idzie przecież nowa inspiracja, eksperymenty, świeże spojrzenie na własne teksty i pomysły.

A być może odzywa się we mnie odwieczna potrzeba struktury. Nic mi tak nie odpowiada, jak schematy, powtarzalność, jasne zasady, struktura właśnie. Próba upchnięcia tekstu w z góry założonych ramach, w tym momencie taki punkt planu, w tym momencie inny itd. może się w pierwszej chwili wydawać pozbawiona kreatywności, zbyt dogmatyczna. Myślę jednak, że to jest właśnie to, czego w tym momencie potrzebuję – czegoś, co pomoże mi zapanować nad chaosem pomysłów.

Źródła

Na razie mam na oku dwa źródła do nauki. Po pierwsze, autorkę K.M. Weiland, która prowadzi bloga Helping Writers Become Authors oraz wydała kilka podręczników dotyczących struktury. Część z nich dostępna jest za darmo, część jako ebooki za parę dolarów. Na razie przejrzałam jeden z tych darmowych (5 secrets of story structure) i podobało mi, jak bardzo był konkretny, bez zbędnego gadania, po prostu skondensowana wiedza o trzech aktach, co powinien zawierać każdy z nich i innych elementach. Bardzo mnie jej styl zachęca do sięgnięcia do pozostałe pozycje. Muszę też poczytać bloga.

Po drugie zaś, książka Lindy Aronson Scenariusz na miarę XXI wieku. Co prawda to książka o pisaniu scenariuszy, jak sama nazwa wskazuje, ale ktoś na Twitterze polecił mi ją jako dobry podręcznik pisania tak ogólnie. Zresztą: planowanie, struktura, bohaterowie – różne media mają mniej więcej te same podstawy. Na razie jestem po pierwszym rozdziale i książka zapowiada się dobrze.

Mam też Anatomię zbrodni Val McDermid, który chcę przeczytać już od jakiegoś czasu. O ile bardzo lubię czytać/oglądać kryminały, to z ich pisaniem radzę sobie średnio, myślę że właśnie dlatego, iż trzeba się tam porządnie trzymać struktury – kiedy jakie wskazówki, pchanie śledztwa do przodu, ale żeby się czytelnik za wcześnie nie domyślił… Ciągnie mnie jakoś w stronę dodawania wątków kryminalnych, także mam nadzieję, że trochę mi ta pozycja pomoże. Wiem też, że podobnie zorientowana jest Maszyna do pisania Katarzyny Bondy, do niej też pora zajrzeć.

Oczywiście chętnie przyjmę wszystkie sugestie, co jeszcze warto poczytać – może być o pisaniu, może być jakaś teoria literatury bardziej ogólnie, co tam ciekawego znacie to się podzielcie! (Tylko błagam, nie polecajcie mi Kinga, wiem, że ta książka istnieje. Wszyscy wiedzą.)

Research

Trochę na początku skłamałam, że nie planuję pisać niczego konkretnego. Tak naprawdę to całe te moje przygotowania wzięły się z chęci napisania powieści. Parę podejść w swoim życiu już do powieści robiłam i zawsze gdzieś w okolicach 2/3 tesktu wszystko mi się sypało. O ile jestem w stanie zapanować nad nawet długim opowiadaniem, o tyle powieści – wiadomo, wielowątkowe, skomplikowane – zawsze stawiały mi opór. Samo wyczucie w przypadku tak złożonego tesktu to niestety za mało. Liczę, że jak lepiej ogarnę teoretyczne podstawy, lepiej sobie poradzę z napisaniem powieści.

Wymyśliłam nawet, że najlepiej uczyć się na przykładzie, dlatego w listopadzie w trakcie NaNoWriMo ruszę z nową powieścią, rozplanowaną według świeżo poznanych zasad. Teraz zaczynam się jednak martwić, że do listopada jest za mało czasu. I nie tylko nie zdążę przeczytać tych wszystkich podręczników, ale też zrobić researchu potrzebnego mi już do samej treści.

Powiem tak – od jakiegoś czasu ściąga mnie w klimaty, że tak to nazwę, pogańskie. Wicca, magia księżycowa i tym podobne sprawy (przy czym niekoniecznie takie typowo słowiańskie). I chciałabym sobie coś z tego w powieści wykorzystać, ale że to dla mnie tematyka nowa i wcześniej nie ruszana, to brakuje mi masy informacji. Przede wszystkim zaś – mam mnóstwo losowych pomysłów, które w praktyce brzmią świetnie, ale jak to zlepić w całość? I żeby miało sens? I żeby ten mój system magii trzymał się kupy, a jednocześnie odwoływał do tradycyjnych zwyczajów? Chyba sobie za wysoko postawiłam poprzeczkę. Jestem jednak na tyle nakręcona na te pomysły, że będę sobie przez następne miesiące doczytywać różne rzeczy i planować, a jak do listopada nie zdążę, to najwyżej trudno. Do pisania właściwego zabiorę się kiedy indziej i też będzie dobrze.

Także wyruszam na nową przygodę, na kompletnie nowe wody! Machajcie do mnie czasem z lądu!

3 komentarze

  • art. now.

    The Art of Fiction Davida Lodge’a to jedna z najużyteczniejszych książek o pisaniu, jakie znam. Bardziej niż na strukturze skupia się na różnych technikach narracyjnych, ale może Cię zaciekawi. Bardzo interesująca jest też książka Benjamina Percy’ego pt. Thrill Me: Essays on Fiction. Mimo że często się z nią nie zgadzałem podczas pisania, to później wyszło na to, że jednak sporo z niej wyciągnąłem.

    Wonderbook Jeffa Vandermeera to też cudowna i bardzo inspirująca pozycja.

  • Iwona

    No to jesteśmy na podobnych ścieżkach do NaNo2019 🙂 U mnie na blogu we wtorek wpis pomocniczy przy planowaniu i riserczu – mam nadzieję, że pomoże ci przy tej magii szczególnie 😀
    Okej, nie polecę Ci Kinga, ale sama mam go na czytniku, więc na pewno podzielę się wrażeniami. Cały amerykański AuthorTube, który oglądam, poleca książke Save the Cat – muszę też go poszukać.
    Za to zachęciłaś mnie tą darmową publikacją od Weiland, która przecież też ma I powinnam przeczytać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *