Wydarzenia

Warszawskie Targi Książki 2019 – piątek

Ciężko w tym roku się te targi zaczęły. W czwartek nie dotarłam w ogóle, a piątek był dniem ciężkim jak kilo ołowiu i ostatecznie dotarłam dopiero o parę minut po 16. Jak już jednak się na Stadionie Narodowym znalazłam, od razu zrobiło się trochę ciekawiej.

Tradycyjnie zapraszam na sprawozdanie z panelu (dziś tylko jednego) oraz małego przeglądu różności. Więcej w relacji sobotniej!

Fantastyka nie gryzie

Z lekkim opóźnieniem, ale zdążyłam na panel „Fantastyka nie gryzie” z udziałem Magdaleny Kucenty, Grzegorza Kasdepke i Adama Podlewskiego, a prowadził Jerzy Rzymowski. Gdy przyszłam, toczyła się akurat dyskusja o tym, jak w ogóle zachęcić do czytania fantastyki (ale też w ogóle). Magdalena Kucenty słusznie zauważyła, że czytanie przedstawia się jako zajęcie dla tych mądrzejszych, jako wysiłek intelektualny, pracę, a to zniechęca. A przecież czytanie (fantastyki) to też rozrywka. Nie ma nic złego w czytaniu dla odstresowania się, w sięganiu po głupotki. Fantastyka też nie jest cała poważna, też sporo w niej głupotek do poczytania dla relaksu.

Od lewej: Grzegorz Kasdepke, Adam Podlewski, Magdalena Kucenty, Jerzy Rzymowski

Podkreśliła też rolę przenikania się mediów i siły różnych uniwersów – wiele osób zaczyna od oglądania Star Wars albo grania w Warhammera, od tego przechodzą do czytania powieści osadzonych w tych światach, a następnie do innych książek. Z tą opinią zgodził się Adam Podlewski, mówiąc, że dla niego też wszystko zaczęło się od gier komputerowych – miłości growe zamieniły się w miłości literackie. Wielkie hity komputerowe są dla wielu przepustką do świata głębszego sci-fi.

Zaproponował też, by mówić kontrowersyjne rzeczy, korzystać z tzw. „shock value”, np. że Lovecraft jest strasznie rasistowski, bo wtedy ludzie z ciekawości sięgają, by się sami przekonać, co tak naprawdę ten Lovecraft napisał. I w ten sposób się z czymś nowym zapoznają, czytają. Nazwał też Pew Die Pie błogosławieństwem dla literatury, bo ten ma miliony fanów, więc jeśli poleci jakąś książkę to nie można sobie wyobrazić lepszej reklamy do szerszego kręgu odbiorców.

Grzegorz Kasdepke podszedł do tematu od trochę innej strony, uwzględniając specyfikę pisanych przez siebie książek (dla dzieci) – nie tyle trzeba zachęcać dzieci, co rodzica, żeby chciał poczytać tę książkę dziecku. Pokolenie fascynatów fantastyki ma teraz swoje dzieci i chce im pokazywać podobne lektury, trzeba pisać nie tylko dla dzieci, ale dla całej rodziny, dla zmęczonych pracą tatusiów, by się w trakcie wspólnego czytania nie nudzili.

Kucenty pochwaliła też bardzo Storytel, w audiobookach doszukując się przyszłości książki, bo na co dzień jesteśmy zbyt zalatani, by usiąść i poczytać, a audiobooki pozwalają nam robić dwie rzeczy na raz. Dużo osób, które wcześniej nie czytały, w końcu sięgnęły po książki, bo mogą ich słuchać np. stojąc w korku.

Kolejne pytanie skierowane było głównie do Grzegorza Kasdepke, mianowicie czy trafienie na listę lektur szkolnych bardziej pomaga czy szkodzi? Autor stwierdził, że młodsze dzieci, klasy 1-3, są bardziej wyrozumiałe dla lektur, jeszcze je lubią, mają nauczycieli pasjonatów. Problem zaczyna się w późniejszych klasach, gdy trzeba już przerabiać lektury, bo to już jest kierat szkolny, nie ma w tym przyjemności. Trochę kontrowersyjnie pochwalił bryki, bo uważa, że nie każdy musi od razu czytać klasyki, ale że ze względu na wspólne kody kulturowe dobrze, żeby mniej więcej wiedział o co w tych dziełach chodzi. Na koniec pół-żartem pół serio stwierdził, że dla autora to raczej dobrze trafić na listę lektur, a na pewno dobrze dla jego wydawcy.

Dyskusja na chwilę zeszła też na temat okładek. Zdaniem Kasdepke fantastyka będzie odbierana poważniej, jeśli szata graficzna będzie dobra. Okładka powinna zachęcać czytelnika do zmierzenia się z książką. (Myślę, że w tej kwestii dużo się zmieniło na lepsze. Widzieliście okładki Piotra Cieślińskiego? Do cyklu o Takeshim Kovacsu, serii Neila Gaimana, zbiorczych wydań Le Guin, cyklu Expanse? Są takie piękne <3)

Kucenty przypomniała, że fantastyka ma długą tradycję bycia promowaną i sprzedawaną za pomocą cyców. Nic dziwnego, że literatury z takimi okładkami nikt nie chce traktować poważnie, choć na szczęście się od tego odchodzi. Jako przykład podała „Pokój światów” Pawła Majki, którego pierwsze wydanie miało cyce na okładce, choć to przecież skomplikowana, złożona książka (zgadzam się, na cyce sobie nie zasłużyła!)

Poniżej zrobiłam porównanie różnych wersji okładek i ta cycata była tylko w bardzo dziwnej wersji… być może był to jakiś wczesny projekt, który nigdy jednak nie trafił do realizacji. Za to ta najnowsza… Mmm!

Na koniec padło pytanie, czy naukowość fantastyki od niej nie odstrasza, bo jest uważana za trudną, hermetyczną? Na to Kasdepke odparł, że wydawcy chcą (przynajmniej od niego) teraz więcej laserów, a mniej magii. Nastąpił przesyt fantasy, czarami i smokami, dlatego teraz następuje skręt w stronę sci-fi. Jerzy Rzymowski wtrącił, że to też ze względu na odżycie wiary w eksplorację kosmosu – uaktywniło się znacząco NASA, działa Elon Musk, pojawia się coraz więcej seriali sci-fi.

Jednocześnie autorzy narzekali, że w science-fiction jest tak naprawdę głównie fiction, a prawie nie ma science. Kucenty zauważyła, że jak w filmie Marvela raz użyją słowa „kwantowy” to juz nazywają się sci-fi. Przykleja się łatwę science-fiction do wszystkiego, byleby nie nazwać czegoś fantastyką, bo wtedy brzmi poważniej i jest lepiej traktowane. Zresztą sami to sobie zrobiliśmy – sami się odnaukowiliśmy, nazywają Star Wars science-fiction i rozwodniając coraz mocniej ten termin.

Podlewski dodał, że prawdziwe science-fiction można poznać po tym, że ich autorzy ciągle sprawdzają, czy jakieś najświeższe odkrycie naukowe nie przekreśliło treści ich powieści, bo przecież nauka się dezaktualizuje.

Podsumowując: fantastyka bywa uważana za niepoważną, dziecinną, głupiutką – i czasem rzeczywiście taka bywa, ale nie ma w tym nic złego. Zwłaszcza gdy dla równowagi jest też cała masa ambitnych tytułów. Fantastyka przenika już właściwie całą kulturę, nawet jeśli unika się używania samego słowa.

Już po panelu miałam okazję chwilę porozmawiać z Jerzym Rzymowskim o Lemie, a Grzegorz Kasdepke poczęstował mnie paskudnym cukierkiem. Dziękuję i pozdrawiam!

Zakupy!

W piątek kupiłam od Wydawnictwa Akademickiego Dialog „Scenariusz na miarę XXI wieku”. Z jednej strony dla Małża, bo go to interesuje, a z drugiej strony dla mnie, bo ktoś na Twitterze mi polecił jako dobry podręcznik pisania tak w ogóle. A że ostatnio szukam takich pozycji i się dokształcam warsztatowo, to chętnie przeczytam.

Z zakupów nieplanowanych, dorobiłam się pięknej okładki na książki od Naturally by Anetta, która robi też za torebeczkę na ulubioną lekturę! Powiem wam, że odzwyczaiłam się od czytania papierowych książek. Mój Kindle jest lekki i wygodny, mogę go trzymać i przewracać strony jedną ręką, łatwo przeskakiwać między książkami… a te 500-stronicowe bele? Jak ja mam to trzymać?! Okładki wbijają mi się w brzuch albo ręce, ciężej kota trzymać na kolanach. Także mam nadzieję, że jak zawinę sobie książkę w taką mięciutką, wygodną okładkę, od razu będzie mi się czytać milion razy lepiej! 🙂

Zostały jeszcze dwa dni, także do koszyczka coś jeszcze może wpaść… zdjęcie wszystkich zdobyczy ukaże się więc w ostatnim podsumowaniu. Do jutra!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *