Spektrum
Czytam

Sprawozdanie z lektury: Spektrum, Martyna Raduchowska

W recenzji Łez Mai napisałam, że nie mogłam znieść głównego bohatera, a kiedy na samym końcu pojawiła się Maya, była jak powiew świeżego powietrza. Tym razem całą książkę spędzamy w towarzystwie Mai właśnie. I dalej wolę ją od Reda. Dalej mam też ten sam problem co wcześniej, który sprawia, że ciężko mi być obiektywną.

Książka zaczyna się od dokładnie tych samych scen, co Łzy Mai. Te same wydarzenia, dialogi, tylko przedstawione z perspektywy Mai. Pomyślałam sobie, że jak ktoś czytał te książki w odstępie lat, to pewnie się ucieszył, bo mógł sobie przypomnieć, o co chodziło. Problem (przynajmniej dla mnie) polega na tym, że praktycznie cała akcja książki dzieje się w dokładnie tym samym czasie co część pierwsza. Tylko że z perspektywy Mai. Oczywiście nie są to wszystko te same sceny (ale na początku i końcu jest ich sporo, odważne zagranie, ja bym się jednak bała, że znudzę/wkurzę czytelnika), bo Red i Maya się rozdzielają – zamiast New Horizon poznajemy bliżej życie w Dark Horizon. Mam tylko wrażenie, że fabularnie nie zdobyliśmy prawie żadnych nowych informacji.

Spektrum jest więc mniej kontynuacją fabuły (nad czym ubolewam), a bardziej historią o Mai – androidzie, replikancie, który nie powinien być ludzki, ale z jakiegoś powodu jest. I to nawet bez dającej uczucia reinforsyny, no bo przecież nasza bohaterka musi być special. Ale bez złośliwości – jeśli ktoś jest fanem androidów i rozkmin o tym, czy robot może mieć uczucia/duszę/elektryczną owcę, to będzie zachwycony. Bo Spektrum to już nie tyle cyberpunk, co opowieść o dziewczynie, która stara się przetrwać w trudnej rzeczywistości, zrozumieć samą siebie i pozostać wierna temu, co uważa za ważne. A przy okazji jest androidem.

Dlatego nie do końca wiem, co mam o tej książce powiedzieć. Bo to jest książka dobra. Dobrze napisana. I ja to potrafię docenić, potrafię spojrzeć i przyznać, że autorka się przyłożyła i przedstawiła rozwój Mai, jej plany, uczucia, nadzieje w interesujący sposób. A jednoście muszę przyznać, że w najmniejszym stopniu mnie to nie obchodzi. W Spektrum fabuła, która mnie szczerze interesuje, nie rusza prawie w ogóle na przód, za to mamy czującego androida. Nie znoszę idei androidów, no nie znoszę. Gryzie mnie więc, że nie potrafię być względem tej powieści sprawiedliwa.

Mam wrażenie, że z serią „Czarne światła” jest trochę jak z „Wilczą Doliną”. Czekam na trzeci tom, w którym w końcu wydarzą się rzeczy, o których chcę czytać… Mimo wszystko z chęcią zakończenie tej historii przeczytam, w nadziei, że skupi się na świecie i w końcu się dowiem, co też doktor Bennet i reszta podejrzanych ludzi wykombinowała.

4 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *