Rynek książki

Bilbo – społecznościowa biblioteka

Pojawiła nam się w Internecie nowa inicjatywa. Niedawno wystartował serwis Bilbo, dzięki któremu możemy pożyczać od naszych znajomych (a także obcych mieszkających w okolicy) książki. Zamiast wybrać się do przyjaciela i grzebać mu po półkach, możemy – nie ruszając się z fotela – sprawdzić w serwisie, co też się na nich znajduje i poprosić przez Internet o pożyczenie czegoś. Jak przystało na prawdziwego introwertyka.

Brzmi intrygująco, więc postanowiłam Bilbo przetestować. Poniżej znajdziecie poradnik krok po kroku, a także moje ogólne uwagi co to działania serwisu i jego idei. Będzie oczywiście z mojego punktu widzenia, także bardzo chętnie usłyszę, co wy o Bilbo myślicie.

Jaki jest cel istnienia Bilbo? Jak sami twórcy wyjaśniają:

Społeczność „Bilbowiczów” jest zbudowana z osób które lubią czytać. Dzięki pożyczaniu od siebie książek, tworzy się okazja do spotkania i rozmowy, choćby na temat np. wspólnie przeczytanych książek. Dzięki dodatkowym refleksjom moze to być okazja do głębszego przeżycia lektury, a także dla budowania i wzmacniania więzi międzyludzkich.

Za inicjatywą stoi misja promocji czytelnictwa. Twórcy, poprzez włączenie elementu relacji z naszymi znajomymi, a także ludźmi poznanymi już na platformie, pragną sprawić, aby czytanie książek stało się bardziej atrakcyjne oraz by dostępność książek, których zabrakło w bibliotece (albo zabrakło na nie pieniędzy w kieszeni 😉 ), nie była już  problemem.

Zakładamy konto!

Do Bilbo możemy się zalogować przez Facebooka albo maila, przy czym lepiej przez FB, o czym za chwilę. Zanim będziemy mogli porozglądać się po serwisie, musimy dodać do naszej biblioteczki co najmniej trzy książki, które jesteśmy gotowi pożyczać. Wszystkie tytuły, które wpisałam w wyszukiwarkę (wybrane z regału na chybił trafił) były w bazie. Oczywiście nie mogę sprawdzić wszystkiego, ale podałam jeszcze parę losowych tytułów w ramach testu i wszystkie były dostępne, także myślę, że w większości przypadków nie trzeba się martwić, że czegoś nie będziemy mogli dodać do naszej wirtualnej biblioteczki.

Następnie możemy przeglądać wszystkie książki dodane przez użytkowników. Na początek najlepiej wybrać swoją lokalizację z rozwijanej listy, by nie spróbować przypadkiem wypożyczyć książki z drugiego końca Polski (nasze miasto możemy też dodać w ustawieniach). Lista miast robi wrażenie, zwłaszcza jak na początkujący projekt. Obok Krakowa znajdziemy Kozy, a obok Wrocławia – Wojaszówkę. Jeśli zaś ktoś przebywa na emigracji, przynajmniej jedna osoba w Dublinie jest chętna do wymiany polskich książek. Oczywiście w tych większych miejscowościach mamy znacznie większy wybór, ale dobrze widzieć, że czytelnicy z mniejszych ośrodków też są inicjatywą zainteresowani.

Mamy już miasto, teraz możemy ograniczyć wyszukiwanie do konkretnego gatunku. Możemy też zaznaczyć kilka kategorii na raz. Na razie działa to tak sobie – np. Ojciec Chrzestny opisany jest jako “Powieść, Sensacja” i rzeczywiście w kategorii “Powieść” się znajduje, ale kategoria “Sensacja” w ogóle nie istnieje. Za to dwa razy pojawiają się “Poradniki”. (Z ciekawostek, w Warszawie ktoś udostępnia całą swoją kolekcję yaoi, szanuję bardzo.)

Widok w przeglądarce Safari (wymazałam nazwisko użytkownika, normalnie widzimy pełne dane)
Widok w przeglądarce Safari (wymazałam nazwisko użytkownika, normalnie widzimy pełne dane)

 

Widok w przeglądarce Firefox (wymazałam nazwisko użytkownika, normalnie widzimy pełne dane)
Widok w przeglądarce Firefox (wymazałam nazwisko użytkownika, normalnie widzimy pełne dane)

Książki ułożone są według popularności, czyli tego, ile osób je udostępnia. Przy książce widzimy podstawowe informacje na jej temat, opis, ocenę pobraną z Google Books lub LubimyCzytać.pl, a także listę osób, które mają ją w swojej biblioteczce. A także przyciski “Dodaj do naszej Biblioteki”, “Poproś o pożyczenie” i “Napisz wiadomość”. I tutaj pojawia się kilka drobiazgów do omówienia.

Po pierwsze, na pewno zauważyliście, że screenshoty widoku książki różnią się od siebie – jeden ma więcej informacji, ale jest bardziej “rozjechany”, drugi ma ich mniej, ale jest czytelny. To dlatego, że Bilbo bardzo się nie lubi z Safari. Ja wiem, że Safari to taki Internet Explorer dla Jabłuszka, ale jest to mimo wszystko przeglądarka, której na codzień używam. Główny problem jest taki, że kliknięcie czegokolwiek często kończy się wyświetleniem pustej strony. Muszę przeładować i liczyć, że za drugim razem zadziała. Jednak żeby móc serwis ocenić sprawiedliwie, odpaliłam Firefoksa. Teraz co prawda wszystko wyświetlało się bez problemu, ale znikły z jakiegoś powodu opisy książek. Także ostrzeżenie, że w zależności od przeglądarki różne drobiazgi mogą mogą wyglądać inaczej.

Po drugie, na samym początku pojawia się trochę niejasna informacja “Zaproś znajomych do Bilbo, aby móc pożyczać książki od nieznajomych”. Pomyślałam w pierwszej chwili, że żeby móc poprosić o pożyczenie od obcej osoby, muszę najpierw zaprosić ją do moich znajomych. Chodzi jednak o coś innego – tu warto przypomnieć, że Bilbo powstało głównie z myślą o kontaktowaniu ze sobą ludzi, którzy już się znają. Dlatego zanim będziemy mogli skorzystać ze wszystkim funkcji, musimy kogoś ściągnąć do serwisu. Gdy nasz kolega/koleżanka/inne również się zaloguje, komunikat zmieni się na “Domyślnie pożyczasz na miesiąc” (lub inny czas, który można odkreślić w ustawieniach – 6 tygodni lub dwa miesiące), a przycisk “Poproś o pożyczenie” staje się aktywny. Przy czym możemy pożyczać od każdego, nie tylko tej osoby, którą zaprosiliśmy.

Pożyczamy!

Stwierdziłam, że w ramach testowania serwisu nie będę zaczepiać nikogo obcego, poprosiłam więc koleżankę, by też założyła konto. Poza tym, jak już wiemy, nie miałam wyboru. By zaprosić znajomych, klikamy duży symbol plusa w prawym górnym rogu. Otwiera się okienko Facebooka, gdzie do linku możemy dodać wiadomość i zaspamować Massengera tak wielu osób, jak chcemy.

Trochę niewygodne jest to, że po tym jak moja koleżanka zalogowała się do serwisu, nie została automatycznie dodana do moich znajomych (mimo że to przecież ja ją zaprosiłam). Zamiast tego musiałam znaleźć ją po imieniu i nazwisku w wyszukiwarce, a następnie ponownie wysłać prośbę o kontakt. Trochę dużo tego klikania.

No dobrze, wszystko jest gotowe, pora więc pożyczyć książkę! Klikamy na okładkę, następnie na przycisk i czekamy, aż druga strona potwierdzi, że książka jest dostępna.

Dostajemy następnie taką oto wiadomość:

Jak to wygląda w drugą stronę, tzn. jeśli ktoś chce pożyczyć dany tytuł od nas? Ano możemy albo się zgodzić, albo stwierdzić, że niestety nie możemy tego zrobić.

Jeśli się zgodzimy, pokaże nam się informacja, na jak długo książkę wypożyczyliśmy, a po jej zwrocie potwierdzić, że wróciła do nas szczęśliwie. Wypożyczający zaś będzie otrzymywał przypomnienia, że termin zwrotu się zbliża/upłynął. My także możemy go pogonić, wysyłając wiadomość.

Wszystkie informacje o tym kto, co, kiedy i jak znajdziemy na naszym koncie. Z jednej strony – niby wszystko możemy sobie zobaczyć w oddzielnych zakładkach, a z drugiej mam wrażenie, że za dużo tego wszystkiego. Plus w “Poczekalni” w żaden widoczny sposób nie jest zaznaczone, które książki są dla nas, a które od nas.

Cofnijmy się teraz na chwilę, to znaczy do momentu, w którym “pora umówić się na spotkanie”. Chcę napisać wiadomość, a tam Zonk.

Jak się okazuje, możliwość rejestracji przy użyciu maila to nowa funkcja, która nie do końca jeszcze działa. Ogólnie Bilbo jest mocno zintegrowany z Facebookiem, np. pobiera z niego awatary (a ja za nic nie mogłam dojść, jak ludzie sobie te awatary pododawali, bo w ustawieniach nie ma takiej funkcji). Zgaduję, że dla zdecydowanej większości normalnych ludzi jest to bardzo wygodne rozwiązanie, ale ja z definicji nigdzie się przez FB nie loguję.

Z tego, co rozumiem, osoby zalogowane przez Facebooka dostają też przez Facebookowego Massengera informacje o prośbach w sprawie książek, natomiast ci zalogowani przez maila będą wysyłać i otrzymywać maile. Przyznam, że wolałabym, gdyby serwis miał swój wewnętrzny system wysyłania wiadomości, a mailem informował tylko, że ktoś próbuje się ze mną skontaktować. Takie częściowe wyjście funkcjonalności poza serwis jest dla mnie po prostu dziwne, ale ciężko mi to obiektywnie ocenić, może dla większości przerzucenie komunikacji do Facebooka jest wygodniejsze.

W każdym razie książki wypożyczyć mi się nie udało. Tzn. zawsze mogę się z moją znajomą skontaktować inaczej, ale w przypadku obcej osoby muszę poczekać, aż dodana zostanie możliwość wysyłania maili.

Rozwiązywanie problemów

Jak ze wszystkim w życiu, także w przypadku Bilbo należy stosować zasadę ograniczonego zaufania. Samo Bilbo zaleca, by w pierwszej kolejności pożyczać książki naszym rzeczywistym znajomym, a nie obcym (choć nie ma możliwości np. ukrycia biblioteki przed obcymi, nasze książki są widoczne dla każdego cały czas i każdy może napisać do nas wiadomość), a w przypadku niepełnoletnich w ogóle odradza umawianie się z nieznajomymi. Zaleca też, by – gdy komuś coś pożyczamy – samemu też coś od nich pożyczać, czyli w gruncie rzeczy wymienić się tytułami. Wtedy szansa na zwrócenie książki jest większa.

Ogólnie serwis zaleca wzajemną życzliwość i w razie problemów próbę dogadania się na spokojnie. Co jednak w sytuacji, gdy ktoś stwierdzi “nie mamy pana książki i co pan nam zrobi?”. Cóż, złodziej może się co najwyżej doczekać bana i usunięcia konta, by niczego więcej sobie nie przywłaszczył.

Czy to ma sens?

W zeszłym roku jeden z sąsiadów wpadł na świetny pomysł, by założyć grupę na Facebooku dla mieszkańców mojej dzielnicy, gdzie można odsprzedawać/oddawać/pożyczać książki. Grupa cały czas działa, regularnie ktoś wrzuca posty z książkami do odsprzedania za symboliczną kwotę albo czekoladę, czy też dopytuje, czy ktoś nie ma może takiej a takiej pozycji. Jak więc widać, zapotrzebowanie na tego typu inicjatywy musi być, skoro się ludzie oddolnie organizują.

Czy sama zamierzam z Bilbo korzystać? Właśnie szykuję się do wielkich książkowych porządków – chcę wszystko przejrzeć i poprzestawiać, a także wytypować książki do oddania. I właśnie dlatego raczej wybiorę lokalną grupę na FB, bo wolałabym pożyczyć te tytuły na tzn. wieczne nieoddanie, ew. wymienić na coś innego. Większość książek mam też w postaci ebooków, a to już inna bajka. Natomiast pożyczać dla siebie też nie ma dla mnie sensu, patrząc jak wielkie mam zaległości wśród tytułów, które już posiadam.

Bilbo może być jednak świetnym rozwiązaniem dla tych, którzy cierpią na brak pieniędzy i miejsca w domu. A jeśli serwis znajdzie sobie wiernym czytelników w małych miejscowościach, może pomóc tym, którzy cierpią przez brak dużego wyboru/nowości w niewielkich bibliotekach. Może się też nadać dla studentów albo osób, które są zainteresowane jakimś tytułem, ale niekoniecznie chcą go kupować na stałe, a także poszukujących nowych książkowych przyjaciół. Zwłaszcza to ostatnie może się okazać kluczowe, bo choć twórcy serwisu zapewniają, że chcą dać użytkownikom szansę na wspólne przeżywanie lektury i komentowanie, to sama platforma nie zapewnia nigdzie miejsca na wymianę myśli. Spotkanie się więc i pogadanie na żywo jest więc wymuszone i wpisane w formułę. Jeśli ktoś potrzebuje wymówki na wyskoczenie na kawę/piwo, to dyskusje o właśnie co wymienionych książkach mogą taką rolę spełnić.

Podsumowanie

Żeby Bilbo skutecznie działało, musi zgromadzić dużą społeczność. Tylko wtedy będzie można wybierać zarówno w książkach, jak i ich “dostawcach”. Trudno powiedzieć, jaka jest masa krytyczna dla takiego projektu, która pozwoliłaby mu sensownie działać. Przede wszystkim trochę może zniechęcać konieczność dodania wszystkich ręcznie. Dalej mam traumę po tym, jak się najpierw nadodawałam książek do BookLikes, a potem odkryłam, że nie mogę ich automatycznie przekopiować na GoodReads. Trzeba mieć też nadzieję, że nie będzie zbyt często dochodzić do nieprzyjemnych sytuacji… pewna obawa zawsze jest, choć zdarzało mi się już umawiać z nieznajomymi na przekazywanie książek i jeszcze nikt mnie nie zamordował. 😉

Ponarzekam na kwestie techniczne. Boli menu z gatunkami, które wymaga uzupełnienia i poprawek. Miejscami serwis jest nieintuicyjny, zaskakiwał mnie tym, co, kiedy i gdzie wyświetlał, działał inaczej w różnych przeglądarkach. To są oczywiście drobiazgi, które gdzieś tam po drodze można poprawić, ale mogą irytować.

Mam też drobne zastrzeżenie do nazwy… Serwis funkcjonuje pod adresem poznajbilbo.pl. Gdy wpisywałam w wyszukiwarkę samo Bilbo, wyskakiwał mi oczywiście głównie Tolkien, co może utrudnić zainteresowanym łatwe znalezienie serwisu. Musiałam też przejrzeć ten tekst z osiemnaście razy, by się upewnić, że poprawiłam wszystkie niepoprawnie napisane “Biblio” zamiast “Bilbo”.

Choć Bilbo chce być książkową bazą głównie dla znajomych, to osobiście jakoś nie mogę przestać o nim myśleć w kontekście pożyczania od nieznajomych. Wydaje mi się to dużo ciekawszą opcją, dającą znacznie szerszy dostęp do różnych tytułów. W przypadku ludzi, których znam, zawsze mogę ich po prostu spytać, co mają, albo przejrzeć ich wirtualne biblioteczki w jednym z milionów serwisów tego typu. Natomiast nie wiem, co ma do zaoferowania mój sąsiad.

Co wy o tej inicjatywie myślicie? Chcielibyście skorzystać z Bilbo, coś w ten sposób wypożyczyć? A może chociaż z ciekawości go przetestujecie i podzielicie się wrażeniami? Wróżycie serwisowi sukces?


Cytaty na początku pochodzą z blogu serwisu.

Nazwiska na screenshotach zostały wymazane.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

%d bloggers like this: