Piszę

Pisarskie podsumowanie roku 2018

Powinnam być zadowolona. Tak mi się przynajmniej wydaje na chwilę przed tym, jak zacznę przeglądać wszystkie moje posty „Z notatek pisarzyny”, by przypomnieć sobie, czego chciałam, a co osiągnęłam.

Sukcesy

Najważniejsze są oczywiście publikacje, a tych było w tym roku dwie: Weźcie los w swoje ręce w VIII tomie antologii „Fantazje Zielonogórskie” oraz Bibliotekarka w e-czasopiśmie „Silmaris”. Bonusowo na blogu przypomniałam jeden z moich starszych teksów, Lwy morskie.

Można by się kłócić, że dwa opowiadania to nie tak dużo, ale dla mnie ważne jest, że już przy pierwszej próbie napisania tekstu na „Fantazje” udało mi się odnieść sukces. Do „Silmarisa” też trafiłam po raz pierwszy, a niedługo trafię po raz drugi, bo nie ukazało się jeszcze opowiadanie z jednego wygranego w tym roku konkursu. Tak to jest z pisaniem, że wszystko się strasznie rozciąga w czasie, dlatego dodatkowo się cieszę z szybkich publikacji, a nie czekania rok na odpowiedź, a potem następny, zanim tekst się okaże.

2018 był też, trochę szokująco, rokiem umiarkowanego wychodzenia z domu. Po raz pierwszy w życiu pojechałam na konwent, na Polcon do Torunia. A parę miesięcy później na Bachanalia Fantastyczne do Zielonej Góry. Po raz pierwszy przeczytałam książki nominowane do Nagrody im. Janusza A. Zajdla i oddałam głos. Przede wszystkim zaś – poznałam tak wielu, wielu nowych ludzi. Głównie piszących, ale nie tylko. Zobaczyłam też na oczy ludzi do tej pory znanych tylko z awatarów. Dołączyłam do Śląskiego Klubu Fantastyki i uczestniczyłam z nim w Targach Fantastyki w Warszawie. Jako że jestem raczej słaba w relacje społeczne, jest to sukces naprawdę olbrzymi.

Niepewności

Kolejny rok próbowałam ukończyć Przetrwać sztorm i Wieloryba, który spadł z nieba. Te opowiadania to niekończące się źródło frustracji. Dłubię w nich, dłubię i nic. Wydawałoby się, że najwyższa pora się poddać, ale spokojnie, tak działa mój proces twórczy, że coś rozgrzebuję, porzucam, powracam, znowu porzucam… jeszcze się z tymi cholerstwami uporam. Nie wiem jak i jakim kosztem, ale je skończę.

Kolejny tekst wisi mi w limbo. Punkt niby komuś się gdzieś tam spodobał, ale żadna jasna decyzja w jego sprawie nie zapadła. Nie wiem więc, czy czekać, czy uderzać gdzieś indziej, czy może jakiś stosowny konkurs gdzieś się pojawi… Podobnie jest z Gruczołem godności. Nie mam pojęcia, gdzie by pasował. Może w nadchodzącym roku ktoś ogłosi konkurs ze stosowną tematyką…

Warto wspomnieć o jakichś kilkunastu tekstach, nad którymi w tym roku w mniejszym lub większym stopniu się pochyliłam. Strasznie ciężko jest dokładnie zliczyć, ile tego jest, bo tu coś zaczęłam od zera, tu redagowałam coś starego, tam coś kompletnie przerabiałam, a o jeszcze innym projekcie tylko intensywnie myślałam albo zapisałam gdzieś kilka ogólnych zdań. W którymś momencie mój piękny, uporządkowany plan się rozsypał i popadłam w pisarski chaos… Cóż, przynajmniej będzie nad czym pracować w przyszłości.

Plany

Już niedługo w „Silmarisie” ukaże się Moja ręka. Z jednej strony nie mogę się doczekać, z drugiej strony – będę musiała zrobić redakcję, a to może być traumatyczne, bo czytanie cudzych uwag zawsze jest ciężkim doznaniem. Trochę też martwię się, czy się czytelnikom Moja ręka spodoba. Znając życie, odzew duży nie będzie, ale jednak byłoby miło od kogoś coś miłego usłyszeć. W każdym razie ta premiera stresuje mnie dużo bardziej niż cokolwiek innego do tej pory. Być może dlatego, że to opowiadanie ze świata Mechanofobii i może jego pozytywny odbiór w końcu dałby mi kopa, żeby coś z powieścią zrobić…

Skoro jesteśmy przy Mechanofobii, to do końca stycznia muszę ukończyć kolejne opowiadanie w tych samych klimatach. A ponieważ ma szansę ukazać się w antologii, to mam nadzieję, że rozumiecie, jak jest dla mnie ważne. Co prawda praca idzie wolno, ale zaczyna mi się coraz bardziej podobać. Znów będę zbyt emocjonalnie podchodzić do własnego tekstu, aghr.

Muszę też ukończyć horror, który też miałby szansę trafić do antologii, gdyby nie to, że jest w sumie nie na temat, nie taki jak trzeba, a w sumie to nie istnieje, bo za dużo materiału to nie zebrałam. Logicznie powinnam po prostu zacząć pisać coś innego, bo ilość brakującego tekstu byłaby niewiele większa od tego, co mam teraz, a może chociaż wstrzeliłabym się lepiej w konkursowy temat. Niestety wymagałoby to myślenia, a to może być dla mnie w tej chwili za dużo… Także straszne rzeczy się mogą wokół tego opowiadania wydarzyć.

Co dalej? Potem to już pewnie przyjdzie pora na Fantazje Zielonogórskie. Czuję się rozzuchwalona trafieniem do tegorocznej antologii. Tym razem chciałabym wygrać. Nie jest to oczywiście łatwe, ale wpadłam na genialny pomysł – a gdybym tak przerobiła Przetrwać sztorm? Parę scen będę miała gotowych, przeniesienie akcji do Zielonej Góry nie będzie trudne, drugą połowę opowiadania trzeba będzie napisać od zera, ale widzę tu szansę na skupienie się na jednym temacie i nadanie temu tekstowi długo wyczekiwanego, sensownego kształtu.

Ponad to może nie będę planować, bo mam tyle innych projektów, że się w głowie kręci. Może najdzie mnie ochota na pisanie o Zbyszku, może dokończę Wieloryba, może spróbuję zgadnąć, co się stało z New Horizons, może pozabijam trochę ludzi w kosmosie… do czego ja mam jeszcze szkice? Do jakiś dziesięciu innych opowiadań? Żaden problem. A o tym, że marzy mi się powieść, może nie będę wspominać, żeby nie zapeszać…

Podsumowując

To był dobry rok. Przyznanie tego wcale nie było łatwe, bo mam taką naturę, że zawsze chcę więcej. Ściąga mnie więc nieuchronnie w stronę marudzenia, że dobry był w sumie tylko początek roku, bo wtedy najwięcej pisałam. Potem niby też było spoko, bo publikacje i wyjazdy, ale końcówka to już tragedia. Można było napisać więcej, wygrać więcej, wziąć udział w większej liczbie wydarzeń.

Jeśli jednak na chwilę zapomnimy o niedosycie, chyba mogę być zadowolona, prawda? I 2019 też zapowiada się całkiem nieźle.


PS. Spuśćmy zasłonę milczenia na to jedno opowiadanie, które powinnam poprawiać TERAZ, ale tego nie zrobię, bo nie jestem w stanie. Ugh, jestem tak głęboko zirytowana połączeniem niewłaściwego momentu dla tego projektu z rzucaniem sobie samej kłód pod nogi… Co za udręka.

2 komentarze

  • pkropka

    Najważniejsze, że idziesz do przodu. To wystarczający powód do zadowolenia 😉
    Czekam z niecierpliwością na Silamrisowe opowiadanie, z pewnością przeczytam i dam znać co myślę.

  • Iwona

    Ag, dla mnie i tak jesteś najlepsza 😀 Nie wiem jak ty to robisz z tym szydełkiem w tle, że coś kończyć. Zawsze jak czytam Twoje pisarskie wpisy, to się walę głowa w ścianę, bo u mnie znów była jakaś posucha…
    Powinnam nadrobić te Twoje opowiadania, co się gdzieś ukazały, a na pewno wyczekiwać tego nowego. Kopnij mnie czasem, przypomnij gdzie co jest i truj do znudzenia, żebym czytała 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *