Piszę

NaNoWriMo Schrödingera, czyli mgliste plany na 2018

Za parę dni rusza kolejna edycja NaNoWriMo. Jeśli nie wiecie, o co chodzi, zapraszam do tego posta, a jeśli nie rozumiecie, jaki to ma sens, zapraszam tutaj. W tym roku będzie to dla mnie już piąty pisarski listopad. Wszystkie pozostałe edycje wygrałam, pisząc czy to powieści, czy opowiadania o liczbie słów przekraczającej 50 tysięcy. Tym razem choć biorę udział, choć piszę, to wcale nie planuję wygrać. Macie prawo w takiej sytuacji zadać pytanie: po co?

Brać udział czy nie?

Najpierw długo wahałam się, co chcę pisać, potem zaś – czy w ogóle chcę pisać. NaNoWriMo, mimo całej swojej wspaniałości, narzuca pewne tempo i sposób pisania, które nie przy każdym projekcie się sprawdzają. W końcu jedną z podstawowych zasad jest „pisz, myśleć będziesz później”. Listopadowa eksplozja twórczej energii potrafi zdziałać cuda – pomóc w ogóle zacząć pisać, ukończyć rozdłubany projekt, pobawić się gatunkami i formą. Wszystkie poprzednie edycje wiele mi dały i wiele mnie nauczyły. Nie byłam jednak pewna, czy i w tym roku jest mi to potrzebne?

Początkowo więc postanowiłam pisać obok NaNoWriMo. Nie zakładać projektu, nie angażować się, po prostu w listopadzie zabrać się za dwa mniejsze teksty, które chcę do końca roku ukończyć. Pomysł upadł z dwóch powodów. Po pierwsze, od NaNoWriMo nie ma ucieczki. Skrzynka mailowa wypełniła się newsletterami, Discord zapełnił się wiadomościami, znajomi dyskutują co i jak będą pisać, pojawiają się pierwsze pomysły, inspiracje, projekty okładek. Ciężko jest udawać, że się tego nie widzi i nie zazdrości. Po drugie, właśnie ta wielka pisarska krzątanina daje najwięcej energii do tworzenia. Pisanie to takie dziwne zajęcie, że z jednej strony trzeba je wykonać samemu, a z drugiej – bez pomocy innych nie da się czasem ruszyć z miejsca.

Dlatego postanowiłam, że jednak założę projekt i oficjalnie wystartuję, bo NaNoWriMo to nie tylko pisanie, ale też ludzie, z którymi można się spotkać w kawiarni, wspólnie obgadać projekty, radzić sobie nawzajem i się wspierać, czytać fragmenty i marudzić. Ostatnio pisanie idzie mi słabo, także tego typu wsparcie bardzo mi się przyda. Poza tym listopad jest zwykle dosyć ponurym miesiącem, także dawka pozytywnej energii pozwala odgonić jesienną chandrę. Atmosfera wydarzenia jest po prostu zbyt niezwykła, by się w nią nie zanurzyć.

Skoro jednak biorę udział, wypadałoby napisać te wymagane 50 tysięcy słów, prawda? Cóż… sama zawsze tłumaczę, że na NaNoWriMo niczego nie trzeba, co najwyżej można.

Co pisać?

Tak jak wspomniałam wyżej, do końca roku zależy mi na ukończeniu dwóch tekstów. Na razie noszą one robocze tytuły, które możecie sobie zobaczyć na jakże pięknej okładce na NaNoWriMo. 😉 W tym roku przynajmniej nie musiałam się męczyć z Gimpem, tylko zrobiłam sobie okładkę w Canvie.

„Rozstaje”, jak być może można się domyślić z ilustracji, opowiadać będą o zrośniętych bliźniaczkach. I cyborgach, co by było ciekawiej. Większość riserczu mam już zrobioną, resztę zmyślę ;), wiem też mniej więcej, jakie sceny na pewno chcę mieć w tekście. Dobrze byłoby bardziej dokładniej go sobie rozpisać, ogólnie jednak czuję się przygotowana. Drugi to „Whale fall”, który będzie się dziać w kosmosie, będzie smutno i ktoś na pewno umrze, ale szczegóły są mi na razie nieznane, tak samo risercz jest ledwo tknięty. Głównie to mam to niego wizję artystyczną, co by było ładnie.

Problem polega oczywiście na tym, że te dwa teksty na pewno nie zsumują się do 50 tysięcy słów. Myślę, że jeden się spokojnie zmieści w 10 tysiącach. Istnieje też szansa, że „Whale fall” nawet nie tknę, jeśli nie uda mi się ustalić, czego w zasadzie chcę od tego tekstu. Możliwe też, że fala NaNoWriMo porwie mnie na tyle mocno, że nie tylko uda mi się ukończyć te dwa teksty, ale też zabrać za trzeci. Mam całkiem szczegółowo rozpisane opowiadanie o Zbyszku, o którym możecie też poczytać w tegorocznych „Fantazjach Zielonogórskich”. Nic tylko usiąść i pisać, żadnych limitów tam nie mam, ot jest to coś co chcę napisać, także idealny projekt na NaNoWriMo.

Nie odczuwam jednak żadnego przymusu, by dobić do 10, 20 czy 50 tysięcy słów. Plan minimum to skończyć pierwszą wersję „Rozstai”, bo mi w ich przypadku zależy na czasie, niezależnie od NaNoWriMo. Jeśli poza tym napiszę coś jeszcze, to świetnie. Jeśli nie, też dobrze, najważniejsze będę miała zrobione, a poza tym nacieszę się atmosferą imprezy i pokibicuję innym.

NaNoWriMo Schrödingera

Można więc powiedzieć, że NaNoWriMo jednocześnie i piszę, i nie piszę. Dopóki nie otworzymy pudełka i nie zajrzymy do środka, nie dowiemy się, z czym właściwie mamy do czynienia. Nie jest to wcale problem – w końcu to NaNoWriMo, tu wszystko jest możliwe.


Tradycyjnie raz w tygodniu publikowałam postępy z pisania. W tym roku jeszcze nie wiem, czy będę to robić, wypatrujcie więc notek.

Pochwalcie się też, co wy piszecie i jaką taktykę na tegoroczny listopad przyjmujecie. 🙂

5 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *