Piszę

Z notatek pisarzyny: Wrzesień 2018

Wrzesień był bardzo pisarsko emocjonującym miesiącem, choć po raz kolejny nie udało mi się przełamać kryzysu i ukończyć jakiegokolwiek tekstu… Ba, nie mogę powiedzieć, bym porządnie popracowała nad czymkolwiek. Pozostaje czekać z nadzieją na NaNoWriMo. Wtedy po prostu się pisze i nie ma się wyboru. Mimo to są powody do radości.

Jesień pełna opowiadań

Jeśli jeszcze nie wiecie, moje opowiadanie trafi do VIII tomu Fantazji Zielonogórskich! Właśnie we wrześniu ogłoszono wyniki, a premiera już w październiku. Spodziewajcie się olbrzymiej liczby zdjęć antologii na moim Instagramie. W końcu trafię na papier, będę mogła sobie postawić książkę z moim nazwiskiem na okładce na półce… Wiem, że to tylko jedno opowiadanie, ale jednak małe marzenie się spełni.

Tydzień później ukazał się 10. numer „Silmarisa”, a w nim moje opowiadanie Bibliotekarka. Po raz kolejny miałam powód do radości, bo w końcu mogę się czymś światu pochwalić, bo od miesięcy powtarzam wam, że „elo, elo, napisałam taką fajną rzecz, ale żeby ją przeczytać, musicie poczekać pół roku co najmniej”. XD Chyba się zgodzicie, że starczy tego czekania. „Silmaris” zaś do pobrania tutaj w PDF, ePub lub Mobi.

W tym samym numerze ogłoszono też wyniki konkursu „Nowy, ale czy wspaniały świat”, w którym opowiadanie Moja ręka zajęło trzecie miejsce. W tym momencie nie wiem, co jeszcze dobrego mogłoby mi się przydarzyć (no, jeszcze mogłabym dostać e-maila w sprawie pewnego innego tekstu 😉 lubię ten tekst i chcę żeby inni też go lubili, rozumiecie chyba!).

Fakt, iż wszystkie te rzeczy wydarzyły się w przeciągu tygodnia doładował mnie pozytywną energią, której potrzebowałam. Ciężko pracowałam przez wiele miesięcy, by doczekać takiego momentu, gdzie mnie na lewo i prawo publikują. ;D A tak poważnie, pisanie to zajęcie trudne i niewdzięczne, dlatego każda pochwała, każdy wygrany konkurs, każdy czytelnik, który daje znać, co myśli, ma dla mnie olbrzymie znaczenie. Zdarza mi się dryfować w stronę ponurych rozważań, że po co ja to w ogóle robię, jaki to ma sens, przecież i tak nie umiem pisać, i tak nigdy niczego nie osiągnę, nie wspominając o tym, żeby coś na tym zarobić, więc powinnam dać sobie spokój i zabrać za coś pożytecznego.

A potem przychodzą takie miesiące jak wrzesień i znowu mi się chce. Wrzesień był dobry.

Napisałam…

Jakieś półtorej sceny do Wieloryba, który spadł z nieba. Moja frustracja nad tym tekstem zaczyna przekraczać wszelkie dopuszczalne normy. Ostatecznie doszłam do wniosku, że w takiej formie ten tekst nie ma szans – muszę całkowicie zmienić charakter i motywację jednego z bohaterów, wyciąć jeszcze więcej z historii drugiego bohatera i chyba zmienić klimat, relację postaci, ustalić w końcu jasno temat… może wtedy ten tekst nabierze sensu. Kiedy ja to zrobię, nie wiem, bo na razie nie mogę już na niego patrzeć. Może na NaNo.

Poza tym zaczęłam robić trochę riserczu do innego tekstu i zdałam sobie sprawę, że w ogóle powinnam pójść ostro w risercz, żeby sobie zebrać rzeczy do paru projektów. Może właśnie dlatego w pierwszej połowie roku pisało mi się tak dobrze, bo byłam znacznie lepiej przygotowana. Koniec z próbami tworzenia na ślepo, wracamy do porządnego planowania.

Także przede mną grzebanie po dziwnych artykułach, robienie notatek w zeszyciku, rozpisywanie tekstów scena po scenie i tworzenie wielopoziomowych folderów w Scrivenerze. Czyli wszystko to, co jeszcze żmudniejsze od samego pisania…

Ogłoszenia parafialne

W październiku na blogu może zrobić się cicho, ponieważ jestem w rozjazdach i mam robotę szydełkową. Mogę też się niezbyt wyrobić ze wszystkimi planami czytelniczymi – zwłaszcza seria o e-czasopismach może się przesunąć na terminy bliższe końcowi roku. Najaktywniej będę pewnie siedzieć na Insta. Do usłyszenia i szykujcie się do NaNoWriMo!

 

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *