Czytam

Sprawozdanie z lektury: Czarownica znad Kałuży, Artur Olchowy

I tak oto przeczytałam wszystkie książki nominowane w tym roku do Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla. Pozostały mi już tylko opowiadania, a potem przyjdzie pora wybrać, na co chcę zagłosować.

Czarownica ma dosyć nietypowy klimat. Teoretycznie można by to podciągnąć pod podgatunek „postapokalipsa”, ale nie uświadczymy tu stalkerów w maskach gazowych walczących z radioaktywnymi mutantami. Na początku lektury można nawet odnieść wrażenie, że będzie to pseudo-średniowieczne fantasy. Tymczasem jest to po prostu łagodna i cywilizowana wersja tego, co się stanie po wyniszczającej ludzkość wojnie. Ludzie zebrali się w całkiem sprawnie funkcjonujące społeczności, małe wsie i miasteczka, które co prawda nie mają prądu, ale z uprawą roli sobie radzą, a czasem to nawet pobierają podatki i urządzają przedszkola.

Fabularnie jest to wariacja na temat motywu „pana, wójta i plebana”. Dostajemy więc klasyczne starcie nauki z religią, wiedzy z zabobonem. O wpływy i kontrolę walczą przedstawiciele władzy świeckiej i boskiej, licytując się, kto jest ważniejszy. Na szczęście bohaterowie potrafią czasem – mimo różnic – zawiązać sojusze na rzecz wspólnego dobra. Można by więc powiedzieć, że bomby i zabójcze drony mogłyby zniszczyć znany nam świat, ale ludzkiej natury zbytnio by nie zmieniły.

I jest tylko jeden problem, który w ogóle nie bierze się z winy książki, a moich osobistych preferencji. Są po prostu pewne wątki, których czytać/oglądać nie lubię, bo mnie one niewyobrażalnie męczą i irytują. Nie lubię na przykład postaci takich jak wikary czy burgmajster – wszechwładnych, niezrównoważonych szaleńców, którym jak odbije, to tu coś zniszczą, tam coś spalą, kogoś zastrzelą. No przecież wiadomo, że trzeba będzie się ich pozbyć i mam ochotę wleźć na karty powieści, żeby własnoręcznie ich udusić, bylebym nie musiała czytać 200 stron o ich nieprzewidywalnych, niszczycielskich działaniach. Raz, że to bezcelowe, bo wiadomo, jak się skończy, a dwa, że budzi to we mnie jakieś dziwne niekomfortowe uczucia. Mam wrażenie, że ta bezsilność i frustracja, które w związku z sytuacją odczuwają bohaterowie, przenoszą się na mnie. Dlatego właśnie nie chcę, żeby to było odebrane jako krytyka książki, bo zdaję sobie sprawę, że innym czytelnikom może to nie przeszkadzać, a nawet się podobać. Ja jednak takich rzeczy zdzierżyć nie potrafię.

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *