Piszę

Z notatek pisarzyny: Maj 2018

Follow my blog with Bloglovin

Zbyszku, czemu mi to robisz? – zapytałam z desperacją, patrząc, jak maj zbliża się ku końcowi, a dłubane od ponad miesiąca opowiadanie na Fantazje Zielonogórskie za nic nie robi się lepsze. Może to rzeczywiście klątwa Zbyszka, bo do tej pory na pięć tekstów, w których go umieściłam, ukończyłam tylko jeden. Ponury, kościsty człowieku, czemu nie chcesz ze mną współpracować?

Maj minął mi wyłącznie na pisaniu opowiadania na Fantazje Zielonogórskie i jak widać nie była to przyjemna robota, aż do… ostatniego dnia miesiąca. Tak, dopiero 31 maja wstąpiły we mnie nowe siły i napisałam ostatnią scenę, nad którą tak długo się biedziłam. Dobrze, że wydłużono termin przyjmowania prac z 1 na 10 czerwca, to akurat zdążę jeszcze wprowadzić poprawki.

Fakt, iż szło mi tak wolno, wynika chyba przede wszystkim ze sposobu, w jaki piszę. I trochę z winy Zbyszka, bo ilekroć próbuję dać mu główną rolę w jakiejś fabule, stawia mi zacięcie opór. Cóż, nie spodziewałabym się po nim mniej… Wracając jednak do tematu – dla mnie podstawą pisania jest myślenie. Nie potrafię za bardzo pisać „na spontan”, zresztą Małż się ze mnie śmieje, że jak cokolwiek chcę zrobić spontanicznie, to sobie na to wcześniej planuję czas. Owszem, tu i tam zapiszę jakiś pomysł, kawałek sceny albo opisu, ale żeby stworzyć cały tekst, muszę myśleć.

Myślenie zwykle nie odbywa się przed klawiaturą, lecz przy składaniu prania, zmywaniu naczyń, myciu zębów. Postaci ciągną swoje monologi w mojej głowie, wyobrażam sobie ich wygląd i miejsce akcji do późniejszych opisów – te same sceny i dialogi w kółko (przy czym nie zapisuję ich na bieżąco, bo to się kłóci z ideą myślenia w spokoju, przez co czasem zdarza mi się jednak zapominać różne szczegóły…).

Bywa jednak tak, że moje myśli odpływają w stronę zupełnie innego tematu. Najgorzej, jak się zatnę na zupełnie innym tekście, no bo najpierw trzeba przecież napisać ten, terminy gonią, ale ja się nie mogę skupić, bo bohater z jakiegoś starocia niespodziewanie zaprząta mi głowę. Tak chyba trochę było z FZG, że ciągle nęciły mnie inne historie, czekające na opowiedzenie, bezczelnie wyrywające się z kolejki. A trochę zupełnie tego tekstu nie czułam. W głowie miałam pustkę.

Jak widać potrzeba było półtora miesiąca, by trybiki w końcu zaskoczyły. Najpierw zainspirowało mnie przegadanie tekstu ze znajomymi pisarkami/pisarzami i postanowiłam trochę zmienić styl i klimat, potem przebudowałam charaktery i motywy postaci, dzięki czemu w końcu mogłam się z nimi dogadać. Dalej już poszło z górki.

Pozostaje tylko dopieścić szczegóły, a potem czekać, jak sobie tekst poradzi w samym konkursie. Czy jest dobry? Nie mi oceniać, zresztą sama nie wiem, co o nim myślę. W założeniach miał być lżejszy, bardziej skupiony na akcji. A chyba wyszedł przygnębiający jak sam Zbyszek. W każdym razie będę szczęśliwa, gdy go wyślę i będę mogła ruszyć ku kolejnemu projektowi. Co prawda też do takiego z gatunku stawiających opór, ale skoro tu udało mi się odzyskać wenę, może tam też. Plus Zbyszek doczeka się drugiego ukończonego opowiadania ze swoim udziałem.

4 komentarze

  • anzai12

    Myślę, że Twój „Małż” ma sporo racji, warto pisać na spontan, bo wtedy zawsze można to poprawić (albo zepsuć 😉 ). Z drugiej strony jak coś nie idzie w „zamówionych”, to nie należy się tym przejmować tylko zająć się czymś i oczekiwać na Panią Wenę, bo ona też czasem się zaniedbuje.
    A luźne myśli to bogactwo naturalne, które trzeba pieczołowicie pieścić.

    • Ag

      Przysięgam, że nie ma w mym ciele jednej spontanicznej kości. 🙁
      Co do oczekiwania na Panią Wenę, to się jednak nie zgodzę. Jakbym miała tylko siedzieć i czekać, to bym nigdy niczego nie skończyła – dla mnie lepiej działa pchanie na siłę do przodu, właśnie z myślą, że jak już zaskoczy, to najwyżej poprawię te napisane na siłę fragmenty. Wierzę, że sukces to tylko 1% talentu i 99% ciężkiej pracy. Poza tym nie mam czasu czekać na Wenę. 😀

      • anzai12

        Pisząc: „… zająć się czymś i oczekiwać na Panią Wenę …” miałem na myśli oczekiwanie podczas … składania prania, zmywania naczyń, mycia zębów, itp. …
        Każdy zresztą ma swoje sposoby i każdy chyba wie, że z tą Panią na siłę nie można, a Tobie to wychodzi wspaniale.

        • Ag

          Aaaa, to przepraszam, mi się czekanie na Wenę kojarzy raczej z takim siedzeniem na tyłku i czekaniem na cud. Nie wiem czemu też od razu pomyślałam o porzuceniu tekstu i zajęciu się innym opowiadaniem… Coś się chyba nie wyspałam i doczytuję dziwne rzeczy między wierszami.
          Choć w trakcie tego mycia zębów właśnie trybiki w głowie pracują, żeby coś wymyślić, bo wiadomo, Wena to pani bojaźliwa i nieśmiała. 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *