Piszę

Z notatek pisarzyny: Kwiecień 2018

Kwiecień to oczywiście CampNaNoWriMo, dlatego zacznę krótko od podsumowania tej zabawy, zanim zatonę w narzekaniach. Darujcie mi, wszyscy wiedzą, że twórca musi cierpieć.

CampNaNoWriMo

Miałam napisać 15 tysięcy słów i tyle napisałam. Mimo to specjalnego powodu do radości nie ma. Pisało mi się tego Campa wyjątkowo źle – nie codziennie, lecz z doskoku raz na parę dni, nie skończyłam też jak w przeszłości wcześniej, lecz wbiegłam na metę 30 kwietnia, w ostatniej chwili. W założonych 15 tysiącach miały znaleźć się dwa opowiadania: „Gdy ucichnie sztorm” i „Moja ręka”. To pierwsze od miesięcy stawia mi zaciekły opór i po prostu nie chce dać się skończyć. Męczyłam się z nim przez pierwszy tydzień, ze trzy razy przepisując ten sam dialog i dalej nic.

Drugie opowiadanie zaś ukończyłam. Nie tylko skończyłam je pisać, ale też poddałam redakcji i wysłałam na konkurs. To największy mój kwietniowy sukces, po raz kolejny udało mi się wypchnąć tekst w świat. Teraz pozostaje czekać na odpowiedź…

Brakującą resztę słów uzupełniłam riserczem i jedną sceną opowiadania na Fantazje Zielonogórskie. To w sumie też można zaliczyć jako sukcesik, bo powinnam wziąć udział już w co najmniej trzech edycjach. Ale za każdym razem, jak trzeba było pisać, to bum, wpadało coś innego. O czym zresztą będzie za chwilę, a na koniec jeszcze statystyki:

Pozostaje mi jeszcze podziękować wszystkim zgromadzonym w campowym „domku”. Chyba pierwszy raz byłam w aż tak dużej grupie i fajnie było wpaść na czat, by zobaczyć, jak wszystkim idzie. Do popisania wkrótce!

Słaba wielozadaniowość

Kiepsko sobie radzę z robieniem kilku rzeczy na raz. Przede wszystkim łatwo dopada mnie poczucie przytłoczenia, że niczego nie skończę, nie zdążę na czas. Męczy mnie, gdy nie zamykam szybko projektów, a jednocześnie wiadomo, że jak się robi kilka rzeczy na raz, to schodzi dłużej. W grudniu i styczniu, gdy nie pisałam, bardzo dobrze mi się dziergało. W dosyć szybkim tempie zrobiłam parę szalików, otworzyłam sklep. Potem zaczęłam znów pisać i nagle szydełkowanie ciągnie się w nieskończoność… A tu jeszcze roślinki trzeba ogarnąć (o pomidorach i papryczkach już w ogóle nie mam czasu pisać), nie wspominając o tych wszystkich codziennych drobiazgach, jak zakupy czy inne szorowanie kibla. Nigdy nie będzie w tym domu porządku, nigdy.

Ciągle mam poczucie, że nie powinnam pisać, tylko szydełkować, bo przecież zamówienia to pieniądze. Z drugiej – gdy szydełkuję, myślę, że mam tyle tekstów do napisania, tyle opowiadań, powieści, muszę jeszcze przyspieszyć tempa, choć i tak już piszę sporo. I tak się nakręcam. Wiecznie niezadowolona, że mogłabym więcej, szybciej, lepiej.

Może to dlatego, że stuknęła mi trzydziestka, a to zwykle budzi w człowieku demony. Bo jak to tak, tyle życia już zleciało, a ja tak mało zrobiłam. I co gorsza, nie da się cofnąć i spróbować jeszcze raz, tylko się pogodzić, że co nie wyszło, to nie wyszło, została tylko przyszłość. Ostatnio ciężko mi to przychodzi i mnie pożera jakaś frustracja, że najlepsze lata za mną, że ich nie wykorzystałam, a teraz to już tylko starzenie się i udręka. I nawet nie wiem, gdzie ten czas ucieka, wstanę, ogarnę kuchnię, usiądę do jakiejś roboty i zaraz mi dzień mija i znów ze wszystkim nie zdążyłam. Co ja robię, co ja moi kochani w zasadzie robię i dokąd zmierzam?

Porządki

Zrobiłam w końcu porządki w tekstach, tzn. głównie zrobiłam kopie zapasowe wszystkich opowiadań w miarę sensowny sposób. Co prawda „Mechanofobia” dalej ma jakieś 4 różne wersje i za nic już nie pamiętam, która jest najlepsza, ale przynajmniej żadna mi nie zaginie.

Co do „Mechanofobii”… nie jestem nawet w stanie policzyć, jak stara jest jej pierwsza wersja. Potem ta duża to NaNoWriMo 2014,  czyli już prawie 4 lata leży i nic się z nią nie dzieje. Poza tym, że „Moja ręka” jest osadzona w tym samym świecie, ba, nawet Edan się tak pojawia. Ciągnie mnie coraz bardziej do tego tekstu, choć przecież powinnam co innego robić. A tu nagle nowe postaci mi wyrosły, nowe tematy, gdzieś z tyłu głowy chodzą pomysły, jak przerobić fabułę… I znów to nieprzyjemne uczucie, że nigdy tego wszystkiego nie skończę.

Przy okazji wypatrzyłam też parę tekstów, o których istnieniu zdążyłam zapomnieć, parę, których zupełnie nie kojarzę i parę, które ciekawie rokują i może warto by je odgrzebać z czyśćca katalogu „niedokończone”. Co prawda w tej chwili mogę sobie przypomnieć tylko jeden, naprawdę zły, ale chyba wiem, jak go odratować. Chętnie bym się za to zabrała, gdyby nie tysiąc innych rzeczy do zrobienia.

Pozytywy

Trochę mnie to samą zszokowało, gdy tak sobie zliczyłam, ale czekam w tym momencie na odpowiedzi w sprawie sześciu tekstów. Napawa mnie to trochę dumą, trochę przerażeniem, a głównie szarga nerwy, bo nie ma nic gorszego niż czekanie na wyrok. Za każdym razem jak dostaję maila, to mi ciśnienie skacze, że to może któraś redakcja odpisała. I tak mi cały kwiecień zleciał.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *