Czytam

Sprawozdanie z lektury: Urodziny świata, Ursula K. Le Guin

Kochałam tę książkę, gdy przeczytałam ją po raz pierwszy dziesięć, jak nie piętnaście lat temu, i kocham ją teraz.

Tym razem to nie powieść, a zbiór opowiadań, które w mniejszym lub większym stopniu poruszają szeroko pojętą tematykę płci. W każdej formie i odmianie – gdy chodzi o role społeczne, budowanie związków, seksualność, nierówności, stereotypy, posiadanie dzieci. Le Guin bawi się przy tym utartymi schematami, odwracając porządki, tworząc androginicznych ludzi, przyjmujących raz jedną, raz drugą płeć, zamieniając mężczyzn i kobiety miejscami w społeczeństwie albo budując skomplikowane relacje małżeństw składających się z czterech osób, z których nie wszystkie mogą uprawiać ze sobą seks.

Przyznam, że odczuwam zmęczenie za każdym razem, gdy czytam kolejny tekst pseudo-historyczno-patrialchalny, oparty na tych samych zasadach co zawsze. Dlatego tak mnie fascynują te opowiadania, które mącą, kombinują i starają się pokazać płeć – a poprzez nią w zasadzie wszystko, co ludzkie – z zupełnie nowej perspektywy.

Trochę różni się od pozostałych ostatnie opowiadanie w zbiorze, „Raje utracone”. Wysyłanie ludzi w kosmos jest łatwe, gdy można ich w jakiś sposób zahibernować – mogą wtedy lecieć setki lat do odległych planet. Co jednak, gdy nie mamy takiej możliwości? Idea statku pokoleniowego nie jest chyba szczególnie popularna, a przecież jest niezwykle interesująca. Bo jak postrzegać świat mają ludzie, którzy całe życie spędzili w zamkniętym, ściśle kontrolowanym środowisku statku kosmicznego? To ciekawy eksperyment myślowy.

Obok „Czarnoksiężnika z Archipelagu” czy „Lewej ręki ciemności” zdecydowanie zaliczyłabym „Urodziny świata” do must-read.

4 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *