Piszę

Z notatek pisarzyny – Luty ’18

Wspominałam w notce styczniowej o konkursach. Przede wszystkim chciałam napisać o tych, w których brałam już udział i podsumować moje doświadczenia. Chciałam też się obrazić i oświadczyć, że na konkursy więcej pisać nie będę. Zamiast tego będzie o konkursach, w których właśnie planuję wziąć udział. Także wszystko po staremu – robię nie to, co powinnam i brak mi konsekwencji.

Wszystko stanie się jednak jasne, gdy powiem, że parę dni temu Creatio Fantastica ogłosiło temat   następnego numeru – twórczość Ursuli K. Le Guin. Chyba bym skisła, gdybym niczego nie napisała. Zresztą Le Guin jest dla mnie źródłem inspiracji nie od dziś, w związku z czym mam już jedno opowiadanie, które idealnie się swoją tematyką wpisuje, zwłaszcza świeżo po lekturze Czterech dróg ku przebaczeniu. Powstało w ramach zeszłorocznego NaNoWriMo i wymaga sporo przeróbek, zwłaszcza jeśli ma się zmieścić w limicie. Przeklęte limity! Ale może pewne rzeczy wyrzucę, a bardziej skupię się na tych ważniejszych. Czasu trochę mam, a i tak planowałam, że się tym tekstem wkrótce zajmę. To czemuż miałoby się zmarnować – spróbować swoich sił w konkursie zawsze można.

Pierwszeństwo ma jednak inny konkurs, mianowicie ten ogłoszony w listopadzie przez magazyn  Silmaris. Wpadł w samym środku twórczego ferworu NaNo, napisałam więc od razu spory kawałek opowiadania w zasadzie z buta, co rzadko mi się zdarza, zwykle dłużej moje pomysły przeżuwam. Temat? Nowe technologie i osiągnięcia naukowe a zachodzące w związku z nimi zmiany w społeczeństwie. Limit bardzo miły, bo aż do 60 tys. znaków.

Tak się składa, że w tamtym czasie myślałam też o mojej nieszczęsnej powieści Mechanofobia. A że ona mocno o stosowne klimaty zahacza, wzięłam sobie tamtych bohaterów, świat i zabrałam się do pisania. Będzie o tym, co lubię najbardziej, czyli cyborgach, ale też traumach, życiowym zagubieniu, próbach nawiązania głębszej relacji, trudnym dzieciństwie i religii. Bohaterowie nigdy nie mają lepiej, nawet w pięknym, nowym świecie przyszłości.

Tu chciałabym się poskarżyć na pewną przykrą myśl, która mnie parę dni temu uderzyła. Bo od paru miesięcy krążę jak sęp wokół Mechanofobii, wyrywam kawałek tu, kawałek tam, próbując zlepić ten tekst od nowa, aż uderzyła mnie świadomość, że nie mam fabuły. Mam bohaterów. Mam świat. Mam niekończące się, ponure i bolesne dialogi. Mam zestaw tematów, który chcę poruszyć. Ale nie mam cholernej fabuły.

Co mam zrobić? Zacząć od nowa? Czy jednak spróbować odnaleźć jakiś sens w tym, co napisałam ponad 3 lata temu? Nawet nie wiem, jaką formułkę wpisać do gugla, żeby zacząć riserczować to, o czym podobno ten tekst miał być… Dopadło mnie więc przygnębienie i rezygnacja, bo bardzo chciałam do tego projektu wrócić, ale teraz nie wiem, jak się za to zabrać. Prawdopodobnie powinnam poczytać coś mądrego.

Zawsze oczywiście zamiast tego mogę pisać Lot Niedźwiedzia, w którym fabuła ma nawet jakiś sens, tyle że chwilowo zwyczajnie mnie do tego projektu nie ciągnie. I w najbliższym czasie pewnie nie pociągnie, skoro na konkurs piszę opowiadanie nawiązujące do Mechanofobii.

Fabuły, niestety, są moją słabą stroną. Mogę robić wszystko inne, tylko nie planować fabułę. Pewnie źle się do takich rzeczy przyznawać, ale w końcu lepiej znać swoje słabe strony niż się ich wypierać.

Lutowe pisanie

Tak się pięknie rozpisałam o przyszłości, że pewnie nawet nie zauważyliście, że nie podsumowałam tego, co zrobiłam w lutym. 😉

Miesiąc był trochę krótki i wziął mnie z zaskoczenia – we wtorek zdałam sobie sprawę, że zrobił się już 27 i luty już się kończy. Zaplanowałam sobie, że w tym miesiącu poprawię kolejne z NaNoWriMowych opowiadań, ale nie zdążyłam. Nic zresztą dziwnego, bo idzie mi wyjątkowo powoli – napiszę scenę tu, scenę tam, ale przed wielkim finałem się zacięłam. I szukam dowolnego powodu, by robić cokolwiek innego, tylko nie pisać. Muszę jednak do końca tego tygodnia skończyć, bo przecież inne teksty czekają.

Mam też inne usprawiedliwienie opóźnienia w pisarskim planie. Siemiomysła przesłała mi uwagi do opowiadania styczniowego, poprawiłam je więc, przejrzałam jeszcze raz i posłałam w świat. Zobaczymy, czy się doczeka publikacji. Poza tym poprawiłam też Punkt, co mi ukradło parę lutowych dni. Tekst na razie poleciał na poprawki do Iwony – mam nadzieję, że jak wróci, to nie spowoduje mi jeszcze większego opóźnienia marcowego, tylko już się z nim w miarę szybko uporam i też gdzieś poślę.

Także powolutku działam. Jeszcze jakbym się umiała skupić na tym, co sobie wcześniej zaplanowałam, to może nawet kiedyś bym coś zdziałała do końca. Jak zawsze, trzymajcie kciuki.

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *