Czytam

Zaległości czytelnicze – przegląd biblioteczki

Podobno nie ma czegoś takiego, jak za dużo książek. Na całe szczęście ilość miejsca na półkach zwykle nas ogranicza, więc nawet jeśli kupujemy za dużo, to i tak mniej niż byśmy kupowali, gdybyśmy mieli większe regały. Sprawę komplikują znacząco e-booki. Czytnik jest malutki i pojemny, przybywających tytułów nie czuć tak bardzo. Tylko potem człowiek się dziwi, gdy znajduje książki, o których posiadaniu zdążył kompletnie zapomnieć.

Lektur mam na 10 lat…

Od początku roku powolutku uzupełniam półki na GoodReads. Uzupełniałabym też na moim ukochanym BookLikes, gdyby nie działało tak wolno i nie wyczerpywało tym mojej cierpliwości. Na razie więc dążę do tego, by spis wszystkich posiadanych przeze mnie książek mieć na GR. Posiadanych, bo te, które chciałabym dopiero posiąść i przeczytać dodatkowo utrudniają tylko sprawę. Otóż na tę chwilę statystyki GR pokazują mi 711 książek ogółem, 435 już przeczytanych, a 271 – oczekujących.

435 książek przeczytanych. Jeśli przyjmiemy, że raczej nie dodawałam tytułów dla dzieci, lecz dopiero te bardziej dorosłe lektury, powiedzmy, od 15. roku życia, to by oznaczało, że w ciągu ostatnich 15 lat czytałam rocznie 29 książek. To oznacza, że przeczytanie tych oczekujących 271 zajmie mi ponad 9 lat, przy optymistycznym założeniu, że utrzymam stałe tempo czytania. A z tym, jak wiadomo, bywa różnie.

Minie więc co najmniej kolejna dekada zanim nadrobię to, co już zgromadziłam. A przecież nie należy zapominać o wszystkich tych interesujących premierach, które pojawią się w międzyczasie i bezczelnie wepchną w kolejkę. Co z tego, że jakaś książka czeka 3, 5, 10 lat na przeczytanie? Ta inna kusi bardziej. Ostatnio jednak czuję narastającą presję, przy okazji porządków i inwentaryzacji odnajduję kolejne zapomniane tomiszcza spoglądające na mnie z rosnącym wyrzutem. W takiej sytuacji czytanie nagle nabiera cech pracy, zadania do wykonania, a tym samym wymaga jakiegoś planu, uporządkowania. Trzeba przestać rzucać się od regału do regału, a zamiast tego przyjąć jakąś metodę.

Na dobry początek, zobaczmy, co się wśród tych 271 książek kryje. Najpierw analiza, potem działania – w części drugiej powiem, co konkretnie robię, by jakoś nad zaległościami czytelniczymi zapanować.

BookRage

Dawno, dawno temu, gdy wystartował BookRage, była to inicjatywa na tyle nowa, eksperymentalna i ciekawa, że kupowałam pakiety tylko po to, by akcję wspomóc i by mogła się dalej rozwijać. Oczywiście pomagało to, że BookRage wrzucał sporo fantastyki, która mnie interesuje. Kryminały w sumie też, a z czasem pojawiła się literatura faktu, a nawet pakiety z książkami Karakteru czy o tematyce miejskiej. Słowem, zawsze znalazło się coś ciekawego, choć są takie pakiety, które w sumie nie wiem, czemu kupiłam.

I niestety ze wspieraniem BookRage’a idzie mi znacznie lepiej niż z jego czytaniem. Obawiam się, że nawet nie wszystkie pakiety są załadowane na Kindle czy też wliczone w te 271 tytułów, bo jeszcze w swych porządkach do nich nie doszłam. Do tej pory przeczytałam parę Zajdli (które mam też w papierze), Conana Barbarzyńcę (też mam częściowo w papierze), jakieś opowiadania Grabińskiego, a teraz czytam „Walkę o ulice”, którą złośliwie kupiłam w wersji papierowej na jeden dzień przed pojawieniem się pakietu BookRage, w którym była. Zalogowałam się na moje konto i okazuje się, że kupiłam od nich już 157 książek.

W zasadzie można usiąść i płakać.

Karakter

Kocham wydawnictwo Karakter szczerą miłością. Na studiach zahaczyłam o tematykę dizajnu (na początku książkowego), miałam trochę zajęć z projektowania graficznego… i dalej już jakoś poszło. Co prawda sama z projektowaniem czegokolwiek radzę sobie słabo, brakuje mi zarówno talentu, oka, jak i narzędzi, ale o dizajnie poczytać sobie lubię, pooglądać okładki i plakaty, a od nich już tylko krok do mebli, sprzętu elektronicznego czy… budynków. Bo tak to się jakoś wszystko wymieszało, że mnie wciągnęła architektura. A jak architektura, to też trochę urbanistyka, teraz ściąga mnie bardziej w stronę całościowego spojrzenia na miasta, kwestie społeczne…

Tym samym moja kolekcja książek z Karakteru, jak i innych wydawnictw, a o tematyce podobnej, jest całkiem spora i jeśli o niczym nie zapomniałam, ma prawie 50 pozycji. Zarówno w papierze, jak i w e-booku. Ile z tego przeczytałam do tej pory? Nie jest źle, bo 20! I teraz czytam 21.

Oczywiście należy doliczyć 5 powieści z Karakteru, które się nie wpasowują w wymienioną tematykę, a które kupiłam, a jakże, w BookRage’u.

Grzechy zaniechania

Sporo mam też książek, które naprawdę bardzo chcę przeczytać, ale zawsze jakoś wypadają z kolejki. Kupowałam je zwykle z silnym postanowieniem, że się za nie od razu zabiorę – a tu klops. Tak stało się na przykład z Diasporą Grega Egana, zakupioną na targach książek 2-3 lata temu. Albo Zatopionymi miastami Paolo Bacigalupiego, nabytymi zaraz po skończeniu Nakręcanej dziewczyny. Jako że Nakręcana dziewczyna niesamowicie mi się podobała, chciałam lepiej poznać jej autora. I nic z tego nie wyszło.

Jeszcze dziwniejszym przypadkiem są Gentlemani i Gangsterzy Klasa Östergrena. Tych pierwszych zaczęłam bardzo dawno temu i szalenie mi się podobali. A mimo to nigdy ich nie skończyłam. Książki zdarza mi się porzucać w połowie bardzo rzadko i to zwykle tylko wtedy, gdy mnie nudzą lub irytują. Co więc tu się stało? Czemu? Nie ma w tym żadnego sensu ani logiki.

Trochę innym problemem jest Jürgen Thorwald. Choć to jeden z moich ulubionych autorów, przeczytałam na razie 4 z 9 posiadanych przeze mnie książek. Ale nic dziwnego, skoro po sukcesie Ginekologów zaczęto nagle wydawać/wznawiać Thorwalda masowo, zdarzało mi się więc kupować po 3 książki jego autorstwa na raz.

Więcej grzechów nie pamiętam, ale spokojnie, czekają na mnie na półkach i dyskach twardych. Mój zbiór literatury faktu i popularno-naukowej. Powieści fantastycznych. Opowiadań. Szereg książek o kosmosie i należących do Uniwersum Metro 2033. Trochę porzuconych przeze mnie kryminałów.

Jak się za nie zabrać? Czemu przyznać pierwszeństwo, na czym najbardziej mi zależy? Jak to wszystko rozłożyć w czasie? A może po prostu z pewnych rzeczy zrezygnować… o sposobach na radzenie sobie z zaległościami poopowiadam następnym razem.

3 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *