Piszę

Z notatek pisarzyny – Styczeń ’18

Za mało piszę. Dlatego, jak nakazuje logika, zacznę teraz regularnie pisać o pisaniu. Może w tym szaleństwie jest metoda, a może nic z tego nie wyjdzie, gdyż niczego tak szczerze nie znoszę, jak chwalenia się tekstem nieukończonym. A pokazać komuś coś rozdłubanego, jeszcze nie przeszlifowanego, to dla mnie prawdziwe wyzwanie. Ba! Z chwaleniem się i pokazywaniem tekstów ukończonych wcale nie jest lepiej. Mimo to spróbujmy – może po prostu bardziej się skupię na bólach pisarskich niż na samych tekstach.

Czekanie na przypływ

Pisze mi się ciężko. Czasem tak jest, że nie idzie. Ostatnio robię na drutach, na szydełku, próbuję rozkręcić sklep. Próbuję też odzyskać równowagę, skupiam się więc do wewnątrz, a pisanie to przecież uzewnętrznianie swych myśli.

Może po prostu nie jest to właściwy moment na pisanie. Oczywiście mimo to będę się zmuszać, bo choć pisanie chwilowo nie sprawia mi radości, to nie-pisanie wywołuje stan niepokoju, straty czasu, rozeźlenia, paniki i niezadowolenia. Także próbuję, czekając na przypływ – czyli ten moment, kiedy naprawdę czuję pisanie. Wiem, że przyjdzie, bo zawsze kiedyś w końcu przychodzi.

Nieraz przecież chciałam to całe pisanie rzucić w diabły. Nic mi jeszcze z niego nie przyszło, ciągle tylko się męczę, a mogłabym się chillować, uprawiać pomidory, szydełkować żaby. A jednak pisanie we mnie wzbiera i wzbiera, aż w końcu się wylewa.

Także styczeń był ciężki i z niecierpliwością wyglądam przypływu. Może już wkrótce.

Porażki…

Styczeń zaczął się od ogłoszenia wyników w konkursie pisarskim. Nie wygrałam. Jako że mam naturę bardzo wrażliwą, zrobiło mi się trochę przykro. W konkursach najgorsze jest chyba czekanie (zresztą o pisaniu na konkursy miałam napisać notkę ze dwa lata temu… może przy okazji tego cyklu w końcu to zrobię). Pracujesz ciężko nad tekstem, dopieszczasz, a potem nie wiesz co się z nim dzieje przez długie miesiące.

Kiedy więc usłyszałam, że nie wygrał, w pierwszej chwili pomyślałam, nic to, coś popoprawiam, może dopiszę tę jedną scenę, co myślę, że by się przydała, ale limit znaków na nią nie pozwolił i poślę gdzieś indziej, dalej w świat. Zaraz jednak zaatakowało zwątpienie, no bo jak to tak? Rozdłubać ten tekst, przecież już zamknięty? Ukończony pół roku temu, jak nie dawniej? I wysłany na konkurs, a więc gotowy, napisany, samodzielny? Bo jakby wygrał, to by przecież dokładnie w takiej postaci został opublikowany. Skoro można go przerobić, można w nim coś jeszcze poprawić, to znaczy, że od początku nie włożyłam w niego 100% wysiłku. Po co więc go wysłałam, skoro nie był najlepszy, jaki mógł być?

Oczywiście możliwe, że nie jest dobry w ogóle. To jest zawsze myśl podstępna. Jak ze wszystkim w życiu, tak ze zwątpieniem we własne zdolności, najważniejszy jest umiar i zdrowy rozsądek. A jednak nie wygrał i czuję zniechęcenie.

Dlatego zbieranie się do poprawek chwilę mi zajmie. A przecież lubię ten tekst, nazwany bardzo prosto „Punkt”. Lubię mojego bohatera, który nigdy nie widział nieba. Tylko teraz naprawdę nie potrafię powiedzieć, czy to opowiadanie jest dobre, czy jednak głupie. Jak poprawiać tekst, w który się nie wierzy?

…i sukcesy

W trakcie NaNoWriMo pracowałam nad tyloma tekstami, że nawet nie pamiętam, ile ich było i w co ręce włożyć. Ale postanowiłam sobie, że jeden miesięcznie będę poprawiać. Wybrałam nawet te, które chcę poprawić do maja. Na początek te łatwiejsze, potem bardziej skomplikowane, jeden na konkurs.

Na razie udało mi się wykonać plan w 100%, bo pierwszy tekst, wyjątkowy krótki, już zredagowałam. I nawet pokonałam w sobie opór przed pokazywaniem moich tekstów i posłałam go znajomym piszącym, co by mi może coś mądrego doradzili. Może więc już niedługo będę miała pierwszy tegoroczny ukończony tekst.

Gorzej, że luty jest tuż-tuż i trzeba się brać za kolejne opowiadanie. A jeszcze to konkursowe wypala dziurę w dysku, domagając się uwagi. Nie jest w planie do maja przewidziane, ale też pozwolić mu leżeć kolejne pół roku zapomniane nie wydaje się właściwe…

Do usłyszenia za miesiąc.

14 komentarzy

  • Enia

    Ciekawe przemyślenia 🙂 Ja odnosząc porażkę lubię myśleć trochę inaczej. Będąc perfekcjonistką często wiem, że zrobiłam coś na 100% i wtedy trzeba się po prostu pogodzić z tym, że moje 100% było słabsze niż 100% (lub może mniej) kogoś innego. Przyjmuję zawsze zasadę, że życie nie jest sprawiedliwe i to pomaga, bo mierzę się z własną osobą sprzed kilku miesięcy/lat. Porównywanie się do siebie samego z przeszłości jest z mojego punktu widzenia najzdrowsze bo to, że nie osiągnęłaś zamierzonego celu nie oznacza, że nie posuwasz się do przodu 😉

    • Ag

      Bycie lepszym lub słabszym od innych tekstów wkracza już na teren innej frustracji – mianowicie czym się jury kierowało i czemu tamte teksty są niby lepsze. 😉 Czasem jak czytam coś, co wygrało, to się dziwię, czemu. Albo na przykład ja bym przestawiła kolejność, na pierwszym miejscu dała coś innego. Ale to już jest tak subiektywne, że wolę w to nie wchodzić.

  • Leniwiec

    Ehh konkursy. Unikam ich jak ognia, mimo że co jakiś czas wychodzi ze mnie hipokryta i coś tam napiszę. Ciężko jednak zamknąć mi pomysł na fabułę, opisy, dialogi – wszystkie niezbędne, w jedynie dziesięciu stronach maszynopisu. Mogłoby się wydawać, że wygranie stanowi problem, a okazuje się, że największa przeszkodą jest sam… Regulamin konkursu.

    • Ag

      Tak, zdecydowanie tak. Ale staram się zwykle traktować ograniczenia jako jakąś formę wyzwania, ćwiczenia. Czegoś zawsze można się nauczyć, próbując jednak tę fabułę, dialogi i opisy upchnąć w dziesięciu stronach.

      Na razie jest jeden konkurs na który chcę napisać, a poza tym chyba chwilowo trochę z konkursami przystopuję. Zależy, czy coś przyciągnie moje oko.

        • Ag

          Ostatnio bardzo ambitnie piszę bloga i opowiadania, by uniknąć pisania powieści… ech, mogłabym się porządnie za to zabrać, a nie dalej naiwnie liczyć, że wygram jakiś konkurs…

  • orbitazegarka

    Życie osoby piszącej nie jest łatwe. W końcu zapisuje się swoje myśli odczucia pragnienia czy emocje które równie dobrze można zadusić gdzieś w głębi siebie. Oddaje się cząstkę siebie. To zrozumiałem że kiedy ktoś nie umie jej zrozumieć czy cieszyć się nią tak jak ty. To odczuwamy wątpliwości, niezadowolenie lub nawet gniew. Ale to nie powód żeby sobie odpuszczać pisanie. Bo pisanie to taka walka za własne ideały. To walka z samym sobą o własne zdanie. Pewnie w tym konkursie trafiłaś na młodego Stephen Kinga który się cofną w czasie bo w sumie go stać na takie rzeczy. Po za tym gratuluje sukcesów i mam nadzieje nie byle porażki nie sprawią że odechce ci się pisać I wierze że wena do pisania cie wypełni.

    Ps. wybacz że spóźniony komentarz ale jakoś się zgubiłem w tych kolorowych napisach. A i jeszcze jedno te ośmiornice z twojego sklepu są mega słodkie .

    • Ag

      Dziękuję za słowa wsparcia, przestawać pisać oczywiście nie planuje.
      Co do konkursów, to z natury bywają dziwaczne, także niespecjalnie się przejmuję. Tzn. zawsze lepiej wygrać niż przegrać, ale to jeszcze nie znaczy, że tekst jest nieudany.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *