
NaNoWriMo 2017 – tydzień 1
I już zleciało! Pierwszy tydzień NaNoWriMo. Pora więc tradycyjnie na podsumowanie. Na początek trochę liczb, a potem mięso, czyli teksty!
Między 1 a 7 listopada napisałam 15117 słów. Mam więc jednodniowy, bezpieczny zapas słów na wypadek, gdyby powinęła mi się noga. To lepiej niż w zeszłym roku, gdy o tej porze miałam trochę ponad 13 tysięcy. Sama jestem zaskoczona, jak dobrze idzie, myślałam, że pisanie kilku różnych opowiadań będzie trudniejsze, jednak możliwość przeskakiwania między tekstami okazała się zbawienna.
W tym roku wirtualny kick-off odbył się na Discordzie, nie na Skype’ie, co większość przyjęła z dużą ulgą. W ogóle był to bardzo dobry, rozgrzewający kick-off i cieszę się, że mogłam pogadać z ludźmi o ich projektach, dzikach i amolu (inside jokes są najlepsze). W końcu jednym z najważniejszych elementów NaNo jest atmosfera, wsparcie, wspólne pisanie i inspirowanie się.
Zaczęłam pisać zaraz po północy, zgodnie z zasadą, że gdy obudzę się rano, będę jeden dzień do przodu. Zaczęłam od flagowego opowiadania „Fasolka i tofu” o ponurym łowcy demonów Zbyszku. Napisałam około tysiąca słów i już wiedziałam, że do niczego się nie nadają i trzeba będzie je poprawić. Ale to w końcu NaNo, chodzi głównie o to, by wyrzucić z siebie tekst. Jednak następnego dnia nie szło dużo lepiej – przede wszystkim patrząc na starą wersję tego tekstu doszłam do wniosku, że nie wiem, czemu postanowiłam wyciąć niektóre sceny, skoro są całkiem dobre. W sumie więc nie do końca wiem, co tu się właściwie dzieje i co robię. Tekst też, wygląda na to, że wyjdzie znacznie dłuższy niż planowałam…
Czując, że Zbyszek potrzebuje trochę czasu, by dojrzeć w mojej głowie, trzeciego dnia przerzuciłam się na inny tekst, roboczo nazwany na razie „Bibliotekarka” (która nie umie czytać). Tym razem nie miałam żadnej wcześniejszej wersji, tylko plan akcji i w trakcie WIP-a bardzo dobrze mi się pisało. Co więcej, po trzech dniach miałam ten tekst skończony! Co prawda wymaga w paru miejscach przeróbek, ale na bieżąco robiłam notatki, co wymaga dopisania/zmiany.
To jeden z ciekawszych aspektów nie tyle NaNoWriMo, co pisania tekstów w ogóle – nawet gdy się wydaje, że ma się wszystko rozpisane, tekst ewoluuje w trakcie pisania, do głowy wpadają nowe pomysły. Zaczęłam właśnie czytać zbiór opowiadań le Guin „Wszystkie strony świata”, który zawiera jej najstarsze teksty, a także odautorskie komentarze do nich. Znając jej późniejsze prace, jest to dla mnie wyjątkowo cenne, widzieć, jak pewne wątki powtarzają się w jej twórczości i jak pierwsze, nie do końca przemyślane pomysły stopniowo rozkwitały w większe historie. Dobrze jest wiedzieć, że moja ulubiona autorka podążała w pewnym stopniu podobnym szlakiem, wałkując pewne tematy i pomysły, nadając im różne formy, aż w końcu dojrzały. Oczywiście w trakcie NaNoWriMo nie ma czasu na dopieszczanie tekstu, dlatego „Bibliotekarkę” będę na spokojnie dłubać w grudniu, ale po prostu chciałam powiedzieć, że ciekawe jest, jak ten tekst, niby zaplanowany, zaczął zmieniać się w trakcie i jak znacznie więcej rzeczy muszę w nim przemyśleć, niż się spodziewałam.
Zaczęłam po tym kolejny tekst, tym razem horror, choć chyba na razie jest mało straszny. Ale też zdałam sobie sprawę, że nie ma w nim aż tak wiele miejsca do straszenia. Prawdopodobnie dziś go skończę, bo została mi do dopisania wyłącznie końcówka. Planowałam zresztą, że będzie krótki i tu się muszę pochwalić, iż przy „Bibliotekarce” zapisałam sobie wstępnie, że będzie miała ok. 6 tysięcy słów i zaiste, zamknęłam się w 6814. Dla horroru (na razie również bez tytułu) miałam mieć koło 4 tysiące, na razie ma trochę ponad 2, więc i tym razem przewidziałam prawidłowo! Tylko Zbyszek stawia mi opór i się rozrasta. 😉
Na koniec powiem, że oczywiście poza motywacją ze strony innych piszących, nieźle pomaga Habitica. To strona, która nagradza wirtualnymi pierdółkami naszego równie wirtualnego wojownika w zamian za wykonywanie zadań w świecie jak najbardziej rzeczywistym. Dzięki Habitice motywuję się do codziennych ćwiczeń fizycznych, pamiętam wziąć leki i znów regularnie czytam. Co na to poradzę, że lubię kolekcjonować pikselowe zwierzątka? Znalazłam dwa wyzwania związane z NaNoWriMo, dostajemy w nich punkty za napisanie dowolnej ilości słów, za osiągnięcie dziennej normy 1667 słów, są też kolejne check-pointy za 5, 10, 20 tysięcy słów i tak dalej.
Zawsze jakoś to pomaga, bo się chce odhaczyć kolejne zadanie z listy. Jeśli macie Habiticę i chcielibyście mnie dodać do znajomych albo nawet razem siec jakieś potwory, to jestem tam oczywiście jako Ag_Zak.
Plan na ten tydzień to dotrzeć na kolejnego WIP-a, jako że na poprzednim tak dobrze mi się pisało, a także ukończyć kolejne opowiadanie. Czuję, że najpierw zamknę te wszystkie mniejsze projekty, a potem już pozwolę, by „Fasolka i tofu” zaczęła rosnąć sobie w swoim tempie, może nawet podorzucam te sceny, z którym miałam zrezygnować. I może w końcu powymyślam tytuły dla opowiadań!

Lektury października '17
Zobacz również

Pierwszy weekend NaNoWriMo 2019
4 listopada 2019
Z notatek pisarzyny: Marzec ’19
1 kwietnia 2019
3 komentarze
Iwona Mag.
Jest też coś takiego jak https://app.4thewords.com/ , które każe ci zabijać potwory słowami, Połowa forumowego NaNo korzysta, ja nie miałam jakoś czasu. Hoabitica wydaje się czymś ciekawszym, bo nie tylko NaNo i mogłabym się nagradzać za tłumaczenia 😀
Uwielbiam czytać, jak ty sprawnie robisz to NaNo, i zawsze nad kreską. Ale ze swojego w tym roku nawet też jestem dumna, mimo pierwszego kryzysu 😉
Ag
A na WIP-ie jedna koleżanka to miała, chciałam obczaić, ale chyba mi się w Scrivenerze wygodniej pisze. Poza tym po pierwszym miesiącu jest płatne.
Habitica jest spoko, zapisuję w niej wszystko, żeby nie zapominać o rzeczach 😀 Ale na przykład Małżowi nie podeszła.
Oj już nie marudź, świetnie sobie radzisz w tym roku 🙂
Pingback: