Czytam

Lektury maja ’17

Trochę oszukane, bo Pokój światów owszem, jest majowy, ale Duchologię przeczytałam jeszcze w kwietniu. Szkoda, że się nie zebrałam, by wtedy jednak więcej o niej napisać…

Pokój światów, Paweł Majka

Czego w tej książce nie ma – duchy, potwory, bogowie, mówiące obrazy, ożywione przesądy i ochronne tatuaże, świadome państwa-organizmy i kolejowe korporacje , Marsjanie i zaawansowana technologia, morderstwa i zemsta, sterowce i muszkiety… Wydaje się, że to miks absolutnie szalony i że nie może zadziałać. A jednak. Świat przedstawiony to jeden z lepszych elementów tej książki.

O co właściwie chodzi? Trwała właśnie I Wojna Światowa, gdy Ziemię zaatakowali kosmici. Myśleli, że łatwo poradzą sobie ze skłóconymi ludźmi, zrzucając na nich mitbomby. Te niezwykłe wynalazki miały uwolnić energię wiary i zasilić marsjańskie bóstwa, które z kolei miały pomóc zniszczyć ziemskie armie. Ale najeźdźcy nie docenili ani ziemskiej broni, ani tym bardziej ziemskich bóstw. Tak do życia powołane zostały całe zastępy legendarnych postaci i stworzeń. A chronić przed nimi mogą tylko równie potężne przesądy.

Jest to więc idea znana z Gaimana czy Pratchetta – wiara jako energia, która przywołuje do życia i karmi różnego rodzaju bóstwa i nadnaturalne istoty. Fakt jednak, że dodano do tego inwazję kosmitów oraz realia alternatywnych lat sześćdziesiątych XX wieku (z odrobiną komentarza na temat Polski, Rosji i Ukrainy) tworzy mieszankę, która wyjątkowo przypadła mi do gustu. Zwłaszcza że przebudzone zostały nawet dużo bardziej abstrakcyjne idee, jak Matka Tajga czy Wieczna Rewolucja.

Co zaś do fabuły, to na pierwszy rzut oka jest dosyć prosta – Kutrzeba, wspomagany przez zmorę, mści się za śmierć rodziny. Potem dochodzi trochę spisków, skomplikowane plany i inne rzeczy. Podoba mi się też narracja, przeplatająca akcję bieżącą z wydarzeniami z przeszłości głównego bohatera. Co prawda czasem przeskoki są zbyt duże i ciężko było mi nadążyć, czemu nagle cofamy się w to, a nie inne miejsce, ale w większości przypadków narracje bardzo dobrze się przeplatały, w logiczny i sensowny sposób, tak by to co z przeszłości uzupełniało lub wyjaśniało działania bohatera w teraźniejszości.

Natomiast pod koniec książka zaczynała mnie już trochę męczyć, bo rozdziały leciały, a bohaterowie kręcili się jak przysłowiowe gówno w betoniarce po Dzikich Polach i mam wrażenie, że było to całkowicie zbędne… zwłaszcza gdy w którymś momencie zdałam sobie sprawę, że kurcze, albo ta książka będzie miała bardzo przyspieszone zakończenie, albo jest pierwszą częścią. Zaiste, jest. Nie wiedziałam o tym i przyznam, że trochę mnie to wkurzyło, bo męczą mnie już te serie i myślałam, że przeczytam sobie po prostu książkę, od początku do końca, i będę miała ją z głowy. A tu nie, muszę czytać dalej. Nie żebym nie miała ochoty, bo Kutrzebę w sumie polubiłam, ale zgaduję, że potem będę musiała czekać na tom 3… Ech.

Ogólnie jednak jestem z lektury zadowolona. Dobrze było w końcu sięgnąć po jakiegoś polskiego autora fantasy, bo od lat sobie powtarzam, że ich nadrobię. Choć Majka to akurat nie stara gwardia, którą bardziej miałam na myśli. Cóż, lecę kupić drugi tom.

Duchologia polska. Rzeczy i ludzie w latach transformacji, Olga Drenda

Duchologia opowiada o dziwnym momencie polskiej historii – latach tak mniej więcej 1989-1993, bo dokładnie i tak nie da się ich określić. Był to w końcu czas płynnych granic, rodzących się zmian, nie do końca jasnych zasad. Był jak nieostygła jeszcze, płynąca powoli lawa.

Książka swoim stylem idealnie wpasowuje się w klimat, o którym próbuje opowiedzieć. Okazała się trochę inna, niż się spodziewałam. Nie tyle dokładnie opisuje i analizuje, co raczej przedstawia obrazki i wspomnienia. Drenda mówi nie tylko o rzeczach łatwych do uchwycenia, jak meble, książki, przedmioty, ale też zjawiskach bardziej „na wyczucie”, takich jak światło. Bo patrząc na fotografie można dojść do wniosku, że słońce świeciło wtedy jakoś inaczej.

Znalazło się też w książce miejsce na parę słów o rynku wydawniczym, który przypomniał mi najlepsze czasy studiów. A także trochę o dizajnie, reklamie, prawach autorskich. To zdecydowanie moja ulubiona część książki.

Słowo o wydaniu – jest naprawdę piękne. I ma jedyne słuszne ułożenie marginesów, czyli te wewnętrzne są najszersze. Dziękuję, Karakterze, na was zawsze można liczyć, że zrobicie coś godnego uwagi.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *