Wydarzenia

WTK 2017 – księgarnie kameralne

Tegoroczną wizytę na Warszawskich Targach Książki zaczęłam od panelu dyskusyjnego „Weekend Księgarni Kameralnych. Siła współdziałania”. Brał w nim udział Krzysztof Blinkiewicz z Czerwonego Atramentu w Płocku, Małgorzata Narożna z księgarni FiKa w Szczecinie, Aldona Mackiewicz z Toruńskiego Antykwariatu Księgarskiego. Prowadziła zaś Anna Karczewska z inicjatywy Książki Kupuję Kameralnie.

Przyznam, że byłam szczególnie ciekawa, co też słychać w Czerwonym Atramencie, gdyż znajduje się on w moim rodzinnym mieście. Ale też ostatnio regularnie bywam w bielańskiej Księgarni Baczyńskiego (co prawda częściej na herbatce niż po książkę, ale gdybym coś u nich kupowała za każdym razem mogłabym sobie całe mieszkanie książkami wyłożyć :P). Zresztą księgarnie nie-sieciowe to miejsca wyjątkowe, może niekoniecznie oferujące na raz wszystkie najnowsze bestsellery i zajmujące trzy piętra, ale za to z niepowtarzalną atmosferą. Jak więc sobie radzą?

Na szczęście spotkanie miało ogólnie bardzo optymistyczny wydźwięk. Kameralne księgarnie mają się świetnie i działają! Prowadząca Anna Karczewska z Warszawy, podkreśliła, że w Kolektywie Księgarni Kameralnych nie mówi się o tym, że księgarnie giną, ludzie nie czytają i nadchodzi koniec świata, bo negatywna narracja w niczym tak naprawdę nie pomaga. Lepiej jest skupiać się na pozytywach, na tym, co się udaje.

IMG_3025
Od lewej: prowadząca Anna Karczewska, Małgorzata Narożna z księgarni FiKa w Szczecinie, Krzysztof Blinkiewicz z Czerwonego Atramentu w Płocku, Aldona Mackiewicz z Toruńskiego Antykwariatu Księgarskiego.

Pani Karczewska zaznaczyła też wyraźnie różnicę między księgarzami a sprzedawcami książek, tak jak między księgarniami a sklepami z książkami. Księgarze potrafią odpowiadać na pytania, doradzać, ale też znaleźć książkę chyba z zieloną okładką i może jakąś reprodukcją na obrazku. Są po prostu osobami świetnie rozeznającymi się na rynku, kochającymi książki i potrafiącymi zaoferować czytelnikom coś więcej niż tylko bestsellery – także książki z małych wydawnictw oraz twórczość debiutantów, poezję, dzieła lokalnych autorów. Z kolei księgarnia kameralna to miejsce, które oferuje nie tylko zakup książki, ale też zwolnienie tempa, refleksję.

Wszyscy rozmówcy zgodnie stwierdzili, że mimo różnych problemów, ich praca daje im dużo radości. Pani Narożna, prowadząca księgarnię dziecięcą, przyznała, że najważniejsze jest zgromadzenie wokół siebie klientów, którzy ufają księgarni. Takich, którzy wpadają i proszą, by polecić im coś dla siedmiolatka albo jako prezent urodzinowy i wiedzą, że księgarz wskaże im coś wartościowego. Pan Blinkiewicz się z tym zgodził, choć zaznaczył, że trzeba się z tym nagimnastykować, by ściągnąć do siebie czytelników, zwłaszcza że ci najaktywniejsi w którymś momencie potrafią stwierdzić, że więcej już nie kupują, bo mają za duże zaległości z już kupionymi tytułami. Początkowo ciężko też było przekonać do siebie biblioteki, ale teraz to się zmieniło. Księgarnie kameralne budują wokół siebie bazę zadowolonych stałych bywalców, ale też otwierają się na lokalną społeczność.

W sumie w Polsce jest około 140 kameralnych księgarni, z czego 30 w Warszawie. Każdy z gości przedstawił krótko sytuację kameralnych księgarni w swoim mieście oraz opowiedział o działaniach kulturalnych, jakie prowadzi.

Szczecin

Pani Małgorzata Narożna z księgarni FiKa dla dzieci powiedziała, że w Szczecinie działają głównie sieciówki, ale też powstają nowe księgarnie kameralne – dwie w ciągu ostatnich dwóch lat, przy czym jedna z nich to księgarnio-kawiarnia w parku, więc jej zdaniem na pewno sobie poradzi i się utrzyma. W sumie jest 6 małych księgarni, z czego 4 starają się naprawdę dużo działać.

FiKa zaprasza do siebie dzieci z okolicznych szkół, a także współpracuje z zoo, dzięki czemu na specjalne lekcje przywożono np. węże i ich opiekunowie tłumaczyli, jak zajmować się takim zwierzęciem, dzieci mogły je obejrzeć i bliżej poznać. Urządzają też masę innych warsztatów, np. o sadzeniu roślin (jestem za! 😉 ). Pani Narożna prowadzi też spotkania na temat samej księgarni, tłumacząc dzieciom, na czym zawód księgarza polega czy skąd się wzięła książka.

Pani Narożna podkreśliła też, jak ważne było budowanie świadomości w urzędach. Kontaktowała się z burmistrzem śródmieścia czy z kuratorium, by dać znać, że działa. Stara się pokazać, że FiKa oferuje więcej niż tylko sprzedaż książek, więc warto ją promować i wspomagać.

Jeśli chodzi o samą Kooperatywę, to pracownicy czterech działających w niej szczecińskich księgarni spędzają ze sobą bardzo dużo czasu zarówno zawodowo, jak i towarzysko, co zaś najważniejsze – wspierają się wzajemnie poprzez wynajmowanie sobie nawzajem sprzętu czy dzielenie książkami, jeśli komuś jakiegoś tytułu zabraknie.

Płock

Pan Krzysztof Blinkiewicz w Płocku musi konkurować z 4 księgarniami sieciowymi w galeriach (przy czym zaznaczył, że jeden Empik się zamknął. Swoją drogą, nieistniejący już Empik na Grodzkiej w czasach szkolnych był dla mnie kulturalnym oknem na świat.). Poza tym istnieje jedna księgarnia szkolna, 2 skupy podręczników i jedna księgarnio-kawiarnio-antykwariato-szkoła językowa.

Jak widać wybór nie był zbyt duży, dlatego wpadł na pomysł, by zapełnić lukę i stworzyć nowe miejsce. Pochwalił się, że w ciągu półtora roku działalności Czerwony Atrament zorganizował 150 spotkań, czasem 2-3 spotkania dziennie, część z nich odbywa się też do Książnicy Płockiej. Pan Blinkiewicz stwierdził też, że muszą pełnić rolę kulturotwórczą, bo ktoś to w Płocku musi robić.

Ale na brak zaangażowanych mieszkańców chyba narzekać nie może, bo jak twierdzi coraz częściej zgłaszają się do księgarni ludzie chcący prowadzić tam warsztaty – dla rodziców, dla kobiet, dotyczące wykluczenia gospodarczego i innych poważnych tematów. Ekipa Czerwonego Atramentu założyła też Płocką Kooperatywę Spożywczą.

Powoli księgarnia zyskała sobie aprobatę. Czytelnicy zaczynają się przyzwyczajać, że nie zawsze jakaś książka jest dostępna i muszą poczekać dwa dni na zamówienie. Ale też chętniej zaczynają dopytywać o różne rzeczy. Trwa powolna edukacja czytelników.

Co z poezją?

Pytanie z sali wywołało dyskusję o poezji i poetach, gdyż jak się okazuje, rocznie wychodzi 50 tysięcy tomików poezji, z czego do księgarń trafia ledwo 50-60, bo autorzy zwykle decydują się na małe nakłady i self-publishing. Jak się okazuje, dla takich twórców jest miejsce w kameralnych księgarniach, zawsze można się z nimi dogadać.

Pan Blinkiewicz powiedział, że z nim współpracuje siedmiu płockich autorów, nie tylko sprzedają ich tomiki, ale też urządzają spotkania autorskie czy dyskusje w rodzaju „Czy warto wydawać poezję”. Jak się okazuje, ludzie chcą kupować tomiki swoich lokalnych poetów, a nawet dopytują, czy nowe tytuły są dostępne. Czasem też ludzie spoza miasta szukają regionalnych dzieł do swojej kolekcji.

Jak podsumowała pani z widowni, taka jest rola księgarni kameralnych, by znalazło się u nich miejsce dla lokalnych twórców.

Podsumowanie

Prowadząca na koniec przypomniała, by nie dać się powtarzanym w kółko mitom, że książka żyje tylko trzy miesiące, że poezja się nie sprzedaje czy że trzeba mieć koniecznie olbrzymie wsparcie marketingowe, by sprzedać książkę. Księgarnie kameralne właśnie po to istnieją, by przełamywać działające na rynku schematy.

PS. Po panelu podeszłam na chwilę na ekipy z Czerwonego Atramentu by zamienić parę słów – zaczęli mnie z miejsca namawiać, by wracać do Płocka. 😉 A to piękne miasto, więc jeśli będziecie mieć weekend to zapraszam na zwiedzanie. Jakoś w czerwcu Czerwony Atrament przenosi się też do nowej miejscówki, znacznie większej i z dodatkowymi atrakcjami, więc tam też koniecznie wpadnijcie. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *