Rynek książki

Badania czytelnictwa 2016, czyli gorzki rant o smutnym świecie

Gruchnęła wieść, że Polacy nie czytają. Tak szokująca jak stwierdzenie, że ryby lubią wodę. Nie czyta dokładnie 63%. Niektórzy, ci znajdujący się w stanie głębokiego wyparcia, znaleźli pozytywne strony tej sytuacji, mówiąc, że przynajmniej trend utrzymuje się na stałym poziomie i nie jest gorzej niż w zeszłym roku. Zaś jakaś niewielka grupka zainteresowanych tematem załamała ręce i zapłakała nad pogłębiającą się w kraju biedą umysłową.

Szczerze mówiąc, by zacytować klasyka – niczego się nie spodziewałam, a i tak jestem rozczarowana. Ale może złośliwości zostawię sobie na później i zacznę od omówienia wyników. Skupię się tylko na kilku liczbach, osobno zrobię notkę o e-bookach, bo dziś chcę głównie pomarudzić, więc jeśli chcecie sami dokładnie im się przyjrzeć, tutaj znajdziecie raport z badań oraz prezentację z podsumowaniem. Warto, bo dużo tam ciekawych rzeczy.

Otóż nie czyta 63,5% Polaków, co daje nam 36,5% Polaków, którzy sięgnęli choć po jedną książkę. Jest to minimalnie więcej niż w zeszłym roku (na wykres chyba wkradł się błąd i czerwona kolumna powinna być trochę wyższa od niebieskiej), rzeczywiście jednak trend jest dosyć stały i oscyluje w okolicach 60%.

Zrzut ekranu 2017-04-22 o 13.44.08

Natomiast powyżej 7 książek rocznie czyta zaledwie 10,2% społeczeństwa. I tu, o dziwo, nastąpił dwuprocentowy wzrost, co razem z innymi danymi kusi do wysunięcia tezy o narastającej radykalizacji postaw skrajnych – nie czytania w ogóle lub nałogowego. Niestety w porównaniu z latami poprzednimi dalej jest to wynik słaby.

Zrzut ekranu 2017-04-22 o 14.47.42

Od paru lat Biblioteka Narodowa bada też nowy współczynnik – procent osób, które przeczytały w ciągu roku więcej niż 3 strony. Tyle wynosi średnia długość artykułu, wystarczy więc, by przeczytać jeden czy dwa newsy w serwisie informacyjnym, by się do tej grupy załapać. W tym roku jest to 46,2%. Zmiana niewielka.

Zrzut ekranu 2017-04-22 o 13.47.08

Natomiast z roku na rok, i to gwałtownie, wzrasta liczka gospodarstw domowych w której albo nie ma książek w ogóle, albo są tylko podręczniki. Dzieci dorastają? Chyba tak, bo coraz więcej osób przyznaje, że wraz ze skończeniem edukacji, przestała też czytać. Tendencja spadkowa zdaje się wszędzie utrzymywać – coraz mniej osób korzysta z bibliotek, coraz mniej kupuje książki, coraz mniej osób z wyższym wykształceniem czyta, w zasadzie wszystkie grupy zawodowe poszły w dół…

Zrzut ekranu 2017-04-22 o 14.40.36

Natomiast 16% nie przeczytało nic. Książki, gazety, artykułu, newsa, czegokolwiek.

Zrzut ekranu 2017-04-22 o 14.43.23

Słowem złośliwego komentarza

Jak zauważył słusznie Andrzej Rysuje, wystarczy dziś przeczytać tweeta, by dołączyć do intelektualnej elity kraju. Jak pomyślę, że przeczytałam w zeszłym roku 34 książki, a by się zaliczyć do intensywnie czytających wystarczy 7, to aż się zaczynam pocić. Na szczęście w tym roku zwolniłam tempo, na razie zaliczyłam tylko 5 tytułów. Dalej trochę dużo, ale pewnych nawyków ciężko się pozbyć.

Zrzut ekranu 2017-04-22 o 13.54.19

Skoro mowa o nawykach, to warto wspomnieć, że w Sejmie dyskutują o obniżeniu VAT-u na e-booki. Różni posłowie opowiadają przy tej okazji, jakie to książki są drogie, a przez to niedostępne, i że jak e-booki o ten VAT potanieją, to się nagle staną łatwo dostępne i ludzie zaczną je kupować. Intencje oczywiście są słuszne, a marzenia wielkie, ale weźmy bądźmy przez chwilę poważni.

Cena książki oczywiście jakiś tam wpływ na decyzje zakupowe ma, ale nie jest problemem nie do przeskoczenia. Jeśli ktoś chce czytać, to pójdzie sobie do biblioteki, pożyczy od znajomego albo kupi w antykwariacie. A jak ma dostęp do internetu, to już w ogóle rozpusta, promocje na e-booki i papier, internetowe dyskonty z tytułami po kilka-kilkanaście złotych, nie mówiąc już o tym, że można sobie z Chomika wszystko ściągnąć.

Obniżenie VAT-u oczywiście paru osobom zdejmie dodatkowe koszta z barków, wydawnictwa się ucieszą, czytelnicy książek elektronicznych się ucieszą, ale reszta będzie miała to gdzieś. Głównie dlatego, że się nawet o tym nie dowie, bo nie czyta nawet nagłówków artykułów, nie mówiąc o całej gazecie. Już nawet nie chcę wchodzić w barierę technologiczną, jaką stawiają e-booki (nawet dla tych czytających!), skupmy się na czytaniu w ogóle.

Książki mogłyby kosztować po złotówce, a i tak czytelnictwo by nie wzrosło. Bo jak ktoś nie odczuwa potrzeby, by po lekturę sięgnąć, to tego nie zrobi. Ludziom się nie chce. Ludzie nie potrzebują. Ludzie nie mają czasu, a od czytania oczy bolą, człowiek się męczy. I to nawet złośliwość nie jest, tylko fakt, rozwodziłam się nad tym tutaj. Nie ma po prostu takiego nawyku, szkoła zniechęciła lekturami, rodzice nie nauczyli. Jeśli chce się zachęcić ludzi do czytania, zamiast skupiać się na cenach, trzeba wziąć się za ciężką pracę u podstaw. Ale to oczywiście wymaga wysiłku. Wysokie ceny są łatwą wymówką, chłopcem do bicia. A wyrabianie nawyku? Trzeba by jakiś plan wymyślić, rekomendacje, rodzaje lektur, dofinansowania na książki i szkolenia, kampanie, budowanie odpowiedniej atmosfery, promocję, pracę z dziećmi, wyjaśnianie korzyści… ale też szersze rozbudzanie potrzeby poznania i zrozumienia świata, pęd do wiedzy, do przygód… to jest zadanie na dekady.

Niestety patrząc na deformę edukacji, trudno pomarzyć, żeby coś w tej kwestii drgnęło. Dawno, dawno temu, a przecież były to czasy podobno lepsze (gdy nie czytało tylko 50%) moja matematyczka powtarzała, że „głupimi łatwiej się rządzi”. Co więc komukolwiek na górze zależy, żeby obywatele czytali…

Przemawia oczywiście przez mnie gorycz. Zdaję sobie sprawę, że czytanie nie rozwiąże magicznie wszystkich naszych problemów, a ludzie muszą się martwić co do gara włożyć, a nie czy poczytać sobie w piątkowy wieczór Manna czy Márqueza. Tylko że im dłużej patrzę na sytuację w Polsce, tym bardziej odnoszę wrażenie, że nam wszystkim brakuje choćby minimum empatii. Ze wszystkich stron padają głosy, komu by tu przywalić, kogo do gazu, kto jest idiotą. Sączy się ta nienawiść, ta złość i frustracja.

Zrzut ekranu 2017-04-23 o 14.28.38

Czy czytanie książek może to powstrzymać? Wątpię, zwłaszcza biorąc pod uwagę jakość co popularniejszych tytułów… Ale czytanie może być pierwszym krokiem do lepszego zrozumienia, albo chociaż poznania, innego. Może wrażliwość społeczna od czytania rośnie tylko trochę, ale już znacząco zwiększa się aktywność kulturalna i poczucie sensu życia, a to są wartości pozytywne i jednak wpływające na nasze postawy względem innych. Czytanie sprawia, że musimy myśleć nad własnymi poglądami, że możemy je zmienić na podstawie nowych informacji albo potwierdzić swoje wcześniejsze oceny. Czytanie męczy, ale musimy się męczyć. Musimy ćwiczyć mózg dla swego dobra fizycznego i psychicznego. Musimy wyrabiać sobie własne zdanie, choć dużo łatwiej jest przyjąć bezkrytycznie to, co inni nam wmawiają. Musimy rozpalać w sobie iskierkę ciekawości, choć łatwiej jest trudnych kwestii unikać. Musimy próbować zrozumieć, choć łatwiej jest to co inne i niezrozumiałe po prostu odrzucić.

Musimy więc nie tylko czytać, ale też czytać i wyciągać refleksje, myśleć krytycznie, analizować to, co przeczytaliśmy. Musimy być bezustannie czujni. Ileż to ciężkiej pracy! Tymczasem Polacy nawet dla przyjemności nie chcą czytać, a ja tu się rozwodzę nad wielkimi ideami. Ot, perspektywa oczytanego inteligenta, od rzeczywistości oderwanego. I co teraz?

3 komentarze

  • Fraa

    No to jestem w stanie głębokiego wyparcia xD No dobra, dobra, może nie aż tak, natomiast jakoś też nie czuję tej corocznej grozy i konieczności powtarzania rok w rok „olaboga, Polacy nie czytajo” – bo serio… od paru lat wertuję te pobadaniowe refleksje, artykuły, felietony itp. i to jest w kółko to samo: Polacy nie czytają, trzeba zrobić coś, żeby czytali. A tyle to wiemy przez 365 dni w roku – od lat. Przez cały ten czas można opracowywać strategie na zwiększenie czytelnictwa – nie tylko tydzień po opublikowaniu wyników badań BN. Tym bardziej, że jeszcze – jak mi się zdaje – nikt nie zaczął nagle czytać od tego dorocznego utyskiwania.

    Inna sprawa: można walczyć, jasne. Popieram próby. Ale nie oszukujmy się – nie wrócimy do poziomu czytelnictwa sprzed dwudziestu czy iluś lat. To jest zupełnie proste: ja za dzieciaka miałam książki i telewizor. Czyli czas wolny (ten spędzany w domu, oczywiście – kwestii podwórkowych w ogóle w to nie mieszam) dzielił się około 50%-50%. Potem pojawiły się gry komputerowe i na każdą rozrywkę już nie było 50% tylko 33%, potem kolejne rozdrobnienie, bo już nie tylko gry, a Internet i społecznościówki. Po prostu myślę, że mamy coraz więcej mediów, coraz więcej bodźców, a książka – jakkolwiek fajna – jest tylko jednym z nich. Trudno oczekiwać od społeczeństwa, że skupi się na tym jednym, które nam się podoba. 😉

    Nie twierdzę, żeby w ogóle olać temat – co to to nie. Po prostu no… nie ulegać tak łatwo emocjom i tej czarnej rozpaczy tylko dlatego, że są wyniki kolejnych badań. 🙂

    • Ag

      Po pierwsze, to były kiedyś takie badania, które pokazywały, że linia podziału wcale nie przebiega na czytających i nieczytających, tylko na korzystających z dóbr kultury i niekorzystających, bo tak jakoś jest, że jak ktoś czyta, to i więcej filmów ogląda, seriali, więcej gra i co tam jeszcze ciekawego ma do wyboru. Naiwnym jest myślenie, że ludzie nie czytają, bo mają inne rozrywki. Ludzie nie czytają, gdyż jest to pewna umiejętność nabyta, którą należy na bieżąco ćwiczyć, bo inaczej zanika. A jak zaniknie albo się w ogóle nie wyrobi, to ciężko potem to nadrobić. Nie wiem, można też ćwiczyć mózg układając sudoku, ale podejrzewam, że niektórych do tego będzie jeszcze ciężej zachęcić.

      Po drugie, ludzie mają te internety i społecznościówki i chuj im z tego przychodzi, gdyż jak napisałam, trzema też umieć czytać ze zrozumieniem. Znajdzie jeden z drugim durny wpis antyszczepionkowców, albo że dzieci w Finlandii nie uczy się ręcznie pisać albo inne bzdury i łyknie jak pelikan, nawet chwilę nie pomyśli, żeby zgłębić temat. To już nawet nie jest kwestia rozrywki albo kwestia po prostu czytania książek, to jest umiejętność myślenia, wyraźnie niewielu ludziom dana.

      Po trzecie, oczywiście, że trzeba by opracować strategię, ale to trzeba by piniundze komuś sensownemu na to dać, a nie uprawiać martyrologię żołnierzy wyklętych.

      Po czwarte, ja tu jadem pluję, a ty do mnie ze zdrowym rozsądkiem 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *