Piszę

NaNoWriMo 2016 – tydzień trzeci. Wszyscy płaczą i dzieci umierają

Z lekkim opóźnieniem jest podsumowanie trzeciego tygodnia NaNoWriMo. To już prawie koniec! Trochę mnie to przeraża, bo słów dopiero 36 tysięcy, a trochę zaczynam opadać z sił na te ostatnie 14. Początek tygodnia był całkiem niezły, ale weekend słabiutko:

img_2240

Mimo to był to najlepszy tydzień NaNo, zapewne dzięki silnym wtorkowi, środzie i czwartkowi. Wybaczcie kiepską jakość zdjęcia, robiłam je o północy przy kiepskim świetle… A tu statystyki ze strony:

zrzut-ekranu-2016-11-21-o-11-28-48

Co się wydarzyło? Kolejny wybitny W.I.P., na którym jakoś szczególnie dużo nie napisałam, ale ciężko jest przy dyskusji o złych filmach i dobrych serialach pisać szczególnie wzruszające sceny. Za to Kruffachi trochę mi pomogła, wymyślając co zrobić, żeby mi wszyscy bohaterowie nie popadali jak muchy, a najdroższy Małż uświadomił, że nie umiem w fizykę. Oj tam, oj tam, nawet Marsjanin nie był w 100% poprawny, więc tym bardziej ja nie muszę. 😉 Parę osób się też oburzyło, że bezczelnie gram na najniższych emocjach i będę mordować dzieci. No cóż, opowieść miała być ponura, to jest.

Napisałam też scenę z której jestem szczególnie zadowolona, bo wydaje mi się, że wyszła dosyć smutna i wzruszająca. W końcu taki był pomysł na to NaNo, by bohaterowie cierpieli. Dlatego też z 10 punktów fabularnych dotarłam dopiero do 3, bo wszyscy są zajęci płakaniem, angstowaniem i generalnie radzeniem sobie ze swoimi uczuciami. Nie wiem, czy ktokolwiek będzie mieć potem siłę przeczytać 30 tys. słów „uczuć”, zanim coś się w końcu wydarzy…

Robię też sobie mentalne notatki, które fragmenty trzeba z całą pewnością poprawić. NaNo to oczywiście nie czas na redakcję i poprawianie, więc odkładam to na później, ale w grudniu miałam odpoczywać… coś czuję, że zamiast szydełkować ślimaki i nadrabiać książkowe zaległości (kompletnie nic przy okazji NaNo nie czytam), będę poprawiać ten tekst. A potem w połowie się na niego obrażę i nigdy nie skończę. Historia mojego życia. Ale za to antologia „X” coraz bliżej!

4 komentarze

  • Marša

    O jak miło, że nie tylko ja już na tym etapie notuję co dopiszę xD Co do grania na najniższych emocjach – to jest NaNo, to jest literatura, tu są wszystkie chwyty dozwolone 😉

    • Ag

      Ja to bardziej planuję, co poprzepisuję, bo momentami opisy/wywody wychodzą strasznie toporne. Jakoś to ładnie językowo trzeba ogarnąć. I dwie sceny muszę ze sobą skleić, to dopiero się bałagan zrobi! Plus notorycznie piszę trzy razy to samo, bo zapomniałam, że już to gdzieś wepchnęłam 😉

      Co do emocji, to w sumie traktuję to jak ćwiczenie, jak mi wyjdzie pisanie takich rzeczy, czy rzeczywiście będzie smutne i w ogóle. Nie żebym nie pisała niczego takiego wcześniej, ale robiłał to tak nieświadomie, ot, emocja musi być w tekście to ją napisałam, a teraz bardziej się na tym skupiam. Na razie nie wiem, jak mi to wychodzi, bo jestem jedynym odbiorcą 😀 Ciekawe, czy uda mi się to kiedyś doprowadzić do wersji nadającej się komuś do pokazania…

      • Marša

        Motyw z „3xto samo” znam… Popełniam w tym roku ten błąd i czytam co napisam i to nie tak, ze następnego dnia, ale raz siadłam i przeczytałam pierwsze 20k, teraz czytam kolejne xD

        Co do wersji… jeśli byś szukała upierdliwego czytelnika co się czepia na wyrost wg zasady „lepiej się czepić, niż żeby się zawieruszyło przypadkiem” to się polecam. Surówki są smaczne 😉 Znaczy ja lubię 🙂

        • Ag

          Dziękuję, niewątpliwie umiesz się czepiać i sobie to cenię 🙂

          Boję się, że jak zacznę poprawiać, to rozdłubię tekst kompletnie i nigdy nie skończę, jak inne NaNo. A tym samym, nigdy nikomu nie wyślę, choć chętnych na czytanie mam już ze trójkę. Po prostu nie mogę przeskoczyć, żeby komuś tę surówkę pokazać, trzeba ją doprawić jakoś najpierw! (poza tym trochę mnie wkurza, że Derleth przypomina miejscami Huntera z „Mechanofobii”, a „M” to moja „peżetka” i nie chcę jej kraść postaci. Choć w sumie drugiego człowieka tak posranego jak Derleth już nigdy nie wymyślę, więc może inne podobieństwa ujdą… ech, bóle twórcze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *