Czytam

Lektury czerwca ’16 – edycja medyczna

W tym miesiącu znów podzielę podsumowanie lektur na dwie części, dzięki czemu będzie tematycznie, a także czytelnie. Druga część niedługo!

W końcu dopadłam książki Thorwalda i nie mogłam się powstrzymać, żeby rzucić wszystko inne na bok i zabrać za ich czytanie, dlatego dziś będzie o medycynie:

Stulecie chirurgów, Jürgen Thorwald

Po przeczytaniu w lutym Ginekologów zaczęłam szukać innych książek Thorwalda, jednak wydane sześć lat temu tytuły nie były już łatwo dostępne. Na szczęście cztery miesiące później w końcu wpadły w moje łapki! Wiedziałam, że się nie zawiodę, bo Thorwald ma niezwykły dar opowiadania.

Stulecie chirurgów czyta się nie jak podręcznik, nie jak literaturę faktu, ale jak najlepszą historyczną powieść, choć wszystkie przedstawione w niej wydarzenia miały miejsce naprawdę. Thorwald napisał tę książkę na podstawie notatek pozostawionych przez swego dziadka, Henry’ego Stevena Hartmanna. Zamiast skupić się na sylwetkach lekarzy, przedstawiając w suchy, encyklopedyczny sposób ich eksperymenty i odkrycia, postanowił raczej odtworzyć dziennik podróży. Hartmann jest tu nie tylko narratorem, ale też uczestnikiem historycznych wydarzeń. Opisuje swoje podróże po Ameryce, Europie, a nawet Indiach, przytacza rozmowy z lekarzami i pacjentami, plotki i dowcipy, zachwyty i głosy pełne oburzenia; opowiada o przebiegu oglądanych przez siebie operacji nie stroniąc od pełnego emocji przekazu. Właśnie w tym leży siła tej książki – nie jest po prostu relacją o tym, co wydarzyło się w przeszłości, lecz przenosi czytelnika w sam środek niezwykłej epoki, do XIX wieku, pokazując jak działali i myśleli ludzie tamtych czasów.

Przede wszystkim zaś Hartmann mówi o lekarzach i pacjentach z olbrzymią czułością. Widzi w nich ludzi z ich ambicjami, lękami, pasjami i wątpliwościami. Jest współczujący wobec bólu, wyrozumiały wobec błędów, surowy wobec okrucieństwa. Nie stara się niczego przemilczeć, ale szczegółowo prezentuje lekarzy zarówno opętanych manią ratowania życia, jak i zarabiania pieniędzy. Wspomina też o własnych uczuciach i przeżyciach, czując wstyd za młodzieńcze czasy, gdy wyśmiewał narkozę, albo wzruszał ramionami na widok ropnych ran, twierdząc, że ich przykry zapach jest dla szpitala właściwy. Czuje wyrzuty sumienia, gdy nauka w końcu prezentuje dowody na to, że lekarze brudnymi rękami i narzędziami nieświadomie sprowadzali śmierć na pacjentów – wyrzuty, które potrafiły innych chirurgów doprowadzić do samobójstwa. Opowieść Hartmanna jest pełna empatii dla bohaterów historii chirurgii, ale też zachwytu i nadziei, że wszystkie trudy nie poszły na marne, a ratowanie życia stanie się kiedyś niezwykle proste.

Ale starczy o formie, pomówmy przez chwilę o treści. Książka skupia się wokół kilku najważniejszych osiągnięć XIX-wiecznej medycyny, pokazując, jak postęp torował sobie drogę na sale operacyjne. Jak się okazuje, był to proces raczej powolny, a często krok do przodu oznaczał dwa kroki do tyłu. Twórca narkozy został wyśmiany i niewiele brakowało, by pacjentów dalej latami operowano „na żywca”, w przeraźliwych bólach. Tak samo lekceważono twórcę aseptyki, zarzucając mu, że splagiatował i tak nieskuteczną metodę starszego kolegi. W zasadzie każda nowość napotykała na opór chirurgów przyzwyczajonych do starych zasad. Niektórzy mówili, że operacja zawsze musi wiązać się z bólem, tak jak poród. Mówili, że cesarskie cięcie musi zakończyć się śmiercią matki. Że nie da się wyciąć guza żołądka ani tym bardziej operować serca. Kto łamał tabu, był wykluczany z grona szanowanych lekarzy – w najlepszym wypadku. W najgorszym czekał go stryczek. A mimo to postęp torował sobie powolnie drogę przez szpitale.

Książka uświadamia też, że nic nie dzieje się nagle, a wielkie odkrycia wymagały ciężkiej pracy i licznych testów, czasem prowadzonych przez zupełnie nieznające się osoby w różnych częściach świata. Historia chirurgii pełna jest sporów o to, kto pierwszy jaką technikę wynalazł, kto ją udoskonalił, kto pierwszy ze skutkiem wykorzystał. Tak samo rzeczy doskonale znane od wieków w jednej części globu w innej stanowiły szokującą rewolucję, jak choćby rekonstrukcje nosów, częste w Indiach, a niezwykle trudne i rzadkie w Europie. Niejednokrotnie autor szukał źródeł udowadniających, że jakąś operację już dawno wykonano, ale z różnych powodów nie została powtórzona i teraz na nowo musi zostać odkryta. Choć dla Hartmanna pierwsza operacja pod narkozą była olśnieniem, wyjątkową chwilą, która zmieniła oblicze chirurgii, rzadko kiedy postęp jest wyznaczany przez pojedyncze wydarzenia.

Stulecie chirurgów jest świetnie napisaną opowieścią o wychodzeniu chirurgii z mroków cierpienia, niepowodzeń, zakażeń i olbrzymiego stopnia śmiertelności ku światłu życia. Lektura obowiązkowa.

IMG_1803
Lekturą zachwyca się nawet włóczkowy Deadpool!

Triumf chirurgów, Jürgen Thorwald

Drugi tom opowieści o rozwoju światowej chirurgii obejmuje przełom XIX i XX wieku. Podobnie jak „Stulecie chirurgów” napisany jest z niezwykłą pasją i kompletnie pochłania uwagę czytelnika. Tym razem dowiadujemy się, jak wyglądały początku operacyjnego leczenia organów przez wieki nierozumianych i niedostępnych. W końcu udało się ustalić jak działa mózg i wycięto z niego guza. W tragicznych okolicznościach dowiedziano się, że w tarczycy mieści się ludzka „dusza”. Po raz pierwszy otworzono klatkę piersiową i powstrzymano płuca przed zapadnięciem. Pasmo nieudanych eksperymentów i operacji, ludzkich tragedii, wyścigu z czasem oraz kłótni między lekarzami o to, kto ma rację, raz na jakiś czas przecinał sukces zmieniający raz na zawsze oblicze chirurgii.

Książka zawiera też cały rozdział poświęcony rakowi krtani cesarza Fryderyka III. Ta przygnębiająca historia przede wszystkim pokazuje co się dzieje, gdy pacjent nie posiada wszystkich informacji na temat własnego stanu. Umierający cesarz w ostatnich dniach wciąż pytał, kiedy w końcu wyzdrowieje, jakby nie zdawał sobie sprawy, że jego pogarszająca się sytuacja nigdy już nie ulegnie poprawie. Przyczynił się do tego po części fanatyzm jego żony, nie chcącej pogodzić się z chorobą, po części chęć sławy jednego z jego lekarzy, a w końcu – brak odwagi pozostałych chirurgów, bojących się operować władcę lub chociaż powiedzieć mu bez ogródek prawdę.

Równie dużą część autor poświęcił historii odkrycia znieczulającego działania kokainy. Co ciekawe, to Sigmund Freud znacząco przyczynił się do rozpowszechnienia jej wykorzystania w medycynie, ale ostatecznie nie przeprowadził najważniejszych eksperymentów i sławy musiał szukać gdzie indziej. Jak wiemy, skończyło się to dla niego dobrze, w przeciwieństwie do Williama Halsteda i innych chirurgów, którzy eksperymentując na sobie, doprowadzili się do ruiny, nie wiedząc o uzależniającym działaniu kokainy.

Książki Thorwalda czytałam z ogromną przyjemnością. Cechuje je wspaniały styl opowieści, barwne przedstawienie życia i ludzi epoki, a przede wszystkim – fascynujący opis drogi prób, błędów i sukcesów medycyny. Świetna lektura.


Dlatego dokupiłam też pozostałe dostępne książki Thorwalda, tym razem o detektywach. Już się nie mogę doczekać czytania!

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *