Wydarzenia

Relacja z Warszawskich Targów Książki 2016 – W sieci o książkach

Tak jak zapowiedziałam we wcześniejszym wpisie, poniżej znajdziecie relację z dyskusji zorganizowanej przez serwis LubimyCzytać.pl. Punktem wyjścia do dyskusji było badanie czytelnictwa wśród użytkowników tego portalu.

W dyskusji udział wzięli Anna Dziewit-Meller z serwisu BukBuk.pl, Monika Frankiewicz z Wydawnictwa Otwartego, Marcin Zwierzchowski z Nowej Fantastyki oraz Paweł Kuczyński z PIK-u. Prowadziła Izabela Sadowska z LC.

(We wpisie użyłam własnoręcznie robionych telefonem zdjęć z prezentacji, przepraszam za ich jakość, ale są dosyć czytelne, a jest po północy i nie mam siły ich poprawiać.)

Jeśli ktoś nie ma siły czytać, na Periscope księgarnia Publio wrzuciła film.

Szczególnie interesujący był fakt, że porównano użytkowników LC z ogółem czytających (i nie) Polaków, wykorzystując do tego badanie przeprowadzone przez PIK. Wiadomo, że ludzie korzystający z serwisów książkowi to tzw. heavy users, albo jak nazwał ich pan Kuczyński – intensywni czytelnicy sieciowi. Z tego względu mogliśmy bliżej przyjrzeć się bardzo specyficznej społeczności.

IMG_1369IMG_1371

Już samo porównanie podstawowych danych pokazuje jak wyjątkowa jest to grupa – jak podsumował pan Kuczyński, są to młode kobiety przed 40-tką. Także badania ogólnie pokazują, że to kobiety nie tylko więcej czytają, ale też więcej kupują, także dla mężczyzn. Pani Dziewit-Meller również zauważyła taką tendencję, gdyż 85% fanów jej profilu na FB to kobiety. Również w Wydawnictwie Otwartym zauważyli, że nawet 97% fanów serii dla młodzieży to dziewczyny.

Jak zauważył ktoś z sali, kobiety mogą mieć większą potrzebę dzielenia się przeżyciami i opiniami oraz większą potrzebę angażowania się w społeczność niż mężczyźni. Dla równowagi pan Zwierzchowski zauważył, że mężczyźni po prostu zbierają się na bardziej wyspecjalizowanych serwisach, ponieważ są bardziej ograniczeni jeśli chodzi o wybór gatunków. Najczęściej sięgają po fantastykę i kryminał, więc korzystają z serwisów skupiających się na tych gatunkach. Z kolei kobiety czytają bardziej różnorodną literaturę, dlatego lepiej pasuje im ogólnotematyczne LubimyCzytać.pl.

Dzięki czemu/komu zaczęliśmy czytać książki?

Ciekawa dyskusja wywiązała się wokół tego, co zachęca nas do czytania książek. Jak widać, największą rolę odgrywają rodzice:

IMG_1373

Pan Zwierzchowski stwierdził, że tylko 30% badanych zachęconych do czytania przez szkołę to wynik żenujący, bo czym stwierdził jednak optymistycznie, że jeśli chodzi o początki przygody z czytaniem, to dziecko najpierw ma kontakt z rodzicami, dopiero potem z nauczycielem, stąd więc może wynikać tak niski procent – po prostu większość badanych jako dzieci w momencie pójścia do szkoły już chętnie czytała.

Pani Dziewit-Meller przyznała, że w rozmowach, jakie prowadziła z bibliotekarkami często powraca wątek zniechęcania przez szkołę do czytania, a także spadek liczby godzin, jakie poświęcane są na dyskusje o książkach. Zaproponowała jakąś formę współpracy wydawców, utworzenie funduszu, z którego opłacana byłaby w każdej szkole dodatkowa godzina zajęć z literatury. Oczywiście jest to pomysł trudny w realizacji, wymagałby współpracy z ministerstwem, rozwiązania kwestii organizacyjnych, ale dla wydawców to szansa na wychowanie przyszłych klientów.

Gość z sali dodał, że można by rozdzielić język polski od literatury i stworzyć dwa oddzielne przedmioty. Inna osoba stwierdziła jednak, że to ryzykowne, bo nic tak nie zabija ulubionej lektury jak konieczność interpretowania jej pod klucz i nudnego omawiania kolejnych odgórnie narzuconych punktów. Pani Dziewit-Meller wyjaśniła jednak, że chciałaby, by program takiego przedmiotu powodował zajaranie się dzieci czytaniem i był antytezą stwierdzenia, że „Słowacki wielkim poetą był”. Ma to być czytanie i dyskutowanie dla przyjemności.

Pani Frankiewicz znów zwróciła słuszną uwagę, mówiąc, że przygoda z literaturą nie zaczyna się od Tołstoja, ale Harry’ego Pottera albo nawet Zmierzchu (wolałabym jednak nie…). To czytanie dla przyjemności tworzy mola książkowego, ale ani szkoła, ani media nie pokazują dzieciom, że czytanie jest fajne. A rola szkoły jest szczególnie ważna tam, gdzie dzieci nie mają kontaktu z książką w domu. Dzieci, które mają oczytanych rodziców same chętnie czytają i nie potrzebują aż tak bardzo wsparcia nauczycieli.

Pani Frankiewicz wyraziła zasmucenie, że wydarzenia kulturalne mają tak niski wpływ na promocję czytelnictwa, jednak pani Dziewit-Meller wyjaśniła, że festiwale literackie z definicji skierowane są do już czytających, w związku z czym stanowią przekonywanie przekonanych. Z kolei gość z sali zasugerował, że jest zbyt mało wydarzeń dla dzieci.

Chcemy rozmawiać o książkach!

Jak rozmawialiśmy przed chwilą, czytanie i omawianie książek powinno być przyjemnością. I najwyraźniej jest, intensywni czytelnicy sieciowi rozmawiają o swoich lekturach bez przerwy, w przeciwieństwie do ogółu Polaków.

IMG_1381

Pani Frankiewicz stwierdziła, że chęć dzielenia się swoimi przemyśleniami przez aż 50% czytelników to bardzo optymistyczny wynik, ponieważ czytanie jest jednak indywidualną czynnością. Zauważyła, że istnieje zjawisko internetowego ekshibicjonizmu – dzielimy się zdjęciami potraw, wakacjami, więc chcemy też dzielić się lekturami.

Pan Kuczyński wyraził nadzieję, że Internet może napędzić czytanie, bo co prawda niewielu Polaków czyta, ale jeśli wyrażają chęć rozmowy na temat czytania, to może to wpłynąć na popularność tej czynności.

IMG_1384

Użytkownicy LC najchętniej dyskutują oczywiście z rodziną i przyjaciółmi, a także we własnym gronie. Jeśli chodzi o bibliotekarzy, to pan Kuczyński stwierdził, że bibliotekarz jest partnerem do rozmowy przede wszystkim tam, gdzie jest nieciekawe środowisko społeczne. Z nim dyskutuję też głównie te osoby, które nie kupują, a głównie wypożyczają. Dziewit-Meller stwierdziła, że bibliotekarze są w Polsce niedoceniani i marnuje się ich wielki potencjał, bo to często ludzie z pasją, którzy starają się robić jak najwięcej dla czytelników. Biblioteka to też miejsce wsparcia psychicznego i duchowego, nie tylko wypożyczalnia.

Co ciekawe, prezes PIK Włodzimierz Albin próbował przygotować mapę wpływu liczby księgarń i bibliotek na czytelnictwo, ale podobno nie doszukał się żadnych zależności.

Jeśli chodzi o dyskusje z księgarzem, to po pierwsze z nim rozmawiamy głównie o książkach, których jeszcze nie przeczytaliśmy, prosimy go raczej o radę. Jak zauważyła pani Dziewit-Meller, w sieciowych księgarniach brakuje kompetentnych ludzi.

Komentowanie

Oddzielnie od dyskutowania zbadano komentowanie książek w Internecie.

IMG_1388

Pan Zwierzchowski zauważył, że na portalach komentarzy nigdy nie ma – jeśli autor recenzji nie może się doczekać komentarza, to znaczy, że nie zrobił żadnej literówki. Z jakiegoś powodu czytelnicy komentują tylko kontrowersyjne albo negatywne opinie recenzentów, jeśli zgadzają się z jego opinią, tylko przytakują przed ekranem.

Pan Kuczyński bardzo ładnie stwierdził, że społeczność LC czy ogólnie heavy userów jest niepodobna do reszty świata, bo nie ma w niej hejtu, wyzwisk, pyskówek. Pani Dziewit-Meller przyznała, że była aż zdziwiona, czemu na jej portalu czy funpage’u nie ma hejtu. Stwierdziła, że ludzie czytający po prostu wiedzą, czego oczekują od danego serwisu i chcą z niego korzystać, a nie krytykować. Obserwację potwierdził pan Zwierzchowski, mówiąc, że także na portalu dotyczącym ogólnie kultury, głównie filmów i seriali, poziom rozmowy jest wysoki, nie ma wyzywania autora jak przy recenzjach na Onecie.

Prowadząca rozmowę zdradziła też, że w ciągu 5 lat na LubimyCzytać moderacji wymagały tylko 2 komentarze. Nie ma nawet problemu ze spamem, tak kulturalne jest to środowisko.

Ile książek czytają heavy users?

Skala od zera do „ponad dwadzieścia” okazała się zbyt mała dla społeczności LC – zresztą pierwszym pytaniem od badanych po ankiecie było, czemu nie dano szerszych widełek. Patrząc na wyniki ogólnokrajowe trzeba pamiętać, że dotyczą one tylko tych, którzy przeczytali choć 1 książkę w ciągu roku – nie ma na slajdzie tych, którzy nie czytają w ogóle.

IMG_1391

Prelegenci zwrócili uwagę na zjawisko współkonsumpcji treści. Pan Zwierzchowski podał przykład Gry o Tron – gdy pojawił się serial, nagle pół Polski zaczęło czytać powieść. W serwisie ogólnokulturalnym poświęconym też filmom, 75% czyta więcej niż 2 książki miesięcznie. Także pani Frankiewicz zauważyła zależność – w badaniu czytelnictwa Otwartego okazało się, że wielu czytelników serii młodzieżowej dowiedziało się o niej z reklamy w kinie.

Gdzie kupujemy?

Dalej najpopularniejszy jest Empik, w którym kupuje połowa ankietowanych, niewiele mniej wybiera bibliotekę. Choć LC to społeczność internetowa, tylko 35% zamawia książki w Sieci. Choć kolejne 22% korzysta z sieciowej księgarni internetowej – jak rozumiem chodzi też m. in. o Empik. Pan Zwierzchowski słusznie zauważył, że Empik wygrywa lokalizacją, bo on nie wie, gdzie w jego dzielnicy jest księgarnia, a Empik ma po drodze, więc tam kupuje, choć wie, że jest to szkodliwe dla rynku.

IMG_1392

Dyskusja wybuchła głównie wokół Biedronek i innych dyskontów. Choć pani z sali zauważyła, że wydawnictwa i autorzy tracą na sprzedaży w marketach, a w Anglii wystartowała nawet kampania uświadamiająca ludziom, by w nich nie kupowali, bo szkodzą w tej sposób autorom, to prelegenci starali się przysłowiowej Biedronki bronić. W Polsce kampanie przeciwko marketom na razie nie są potrzebne, bo specyfika rynku jest trochę inna. Jak powiedziała pani Dziewit-Meller, jej znajomi autorzy wręcz się cieszyli, że ich książka trafiła do dyskontu, bo dzięki temu coś chociaż sprzedadzą. Pani Frankiewicz wyjaśniła też, że w małych miejscowościach klienci mają do wyboru tylko Biedronkę albo malutką księgarnię z trzema nowościami i prezentami komunijnymi. Dyskonty mimo wszystko zapewniają dostęp do książki, więc są dobre dla czytelnictwa, nawet jeśli są złe dla autorów. Jak poparł ktoś z sali – Biedronkę jest też łatwiej znaleźć niż księgarnię, poza tym ludzie, którzy kupują w dyskontach nie weszliby nigdy do Empiku czy księgarni. To zupełnie inna grupa docelowa.

Padł także głos, że w ankiecie należałoby rozdzielić zakupy w księgarniach internetowych ogólnych od tych należących do wydawnictw lub autorów. W Anglii ludzie parę lat temu nawet nie wiedzieli, że mogą kupić książkę bezpośrednio od wydawcy lub autora, po kampanii informacyjnej zaczęli robić to częściej. Warto by następnym razem sprawdzić, jak to wygląda w Polsce.

E-booki

Oczywiście dla mnie najciekawsze były wyniki pytań dotyczących e-booków. Poniżej znajdziecie statystyki:

IMG_1396

Pani Sadowska optymistycznie stwierdziła, że 16% badanych czytających więcej niż 20 e-booków rocznie to bardzo dobry wynik – to duża i ciekawa grupa, która wciągnęła się w e-booki i czyta je nałogowo. Z kolei pani Frankiewicz zwróciła uwagę na ważny, a często pomijany element, tzn. czytelnicy e-booków to jednocześnie czytelnicy książek drukowanych. Wybierają oni wersję wydania w zależności od preferencji i okoliczności, ale e-booki i druk traktują w kategoriach „i-i”, nie „albo-albo”. Wydawnictwo Otwarte informuje w książkach papierowych o wersji cyfrowej albo o specjalnych dodatkach i uzupełnieniach dostępnych tylko w e-booku. Czytelnicy chętnie z tego korzystają i te dwie formy świetnie się uzupełniają, przynajmniej w przypadku odbiorców literatury młodzieżowej.

Z czytelnikami wyłącznie papieru jest trochę gorzej – jak zauważył pan Zwierzchowski, zwłaszcza w społeczności ludzi intensywnie czytających często trafiają się osoby, które świadomie odrzucają e-booki – nie sięgają po nie z niewiedzy, lecz dlatego, że liczy się dla nich dotyk, zapach.

Do dyskusji dołączył też Robert Drózd ze Świata Czytników, który narzekał na brak informacji o e-bookach na stoiskach wydawców. Wydawcy myślą, że po e-booki sięgają tylko nerdzi siedzący przed komputerami i nie ma sensu reklamować e-booków wśród „normalnych” czytelników, bo ci jeszcze mogliby się do elektronicznego czytania przekonać, a to oznacza straty. Jednak pan Zwierzchowski zauważył, że targi to miejsce do wystawiania produktów, przeznaczone specjalnie dla książki papierowej. Nie przyjeżdża się na targi by kupić e-booka, to byłoby dziwne.

Oczywiście porównywanie wyników czytelnictwa e-booków wśród użytkowników LC a wyników ogólnych PIK-u nie ma sensu, bo w skali kraju to dalej śladowe ilości – około 3 %.

Następne pytanie dotyczyło źródeł pozyskiwania e-booków:

IMG_1397

Pan Zwierzchowski stwierdził, że 25% korzystających z sieci peer-to-peer to bardzo dobry, niski wynik, świadczący o wysokim szacunku tego środowiska dla książki. Optymistycznie założył też, że 21% biorących e-booki od rodziny i przyjaciół to osoby, które dostały książki elektroniczne w prezencie, a nie dzielące się nimi w jakiś nielegalny sposób. Na głos z sali mówiący, że wśród możliwych odpowiedzi zabrakło BookRage’a i że warto promować tego typu formy sprzedaży, pan Zwierzchowski stwierdził, że to opcja tylko dla znanych autorów, bo czytelnicy nie będę w ogóle zainteresowani mniej znanymi twórcami. Co najwyżej można dorzucić tych nieznanych do znanych jako bonus, żeby czytelnik tak się z nimi zapoznał. Nie wydaje mi się to do końca prawdą – jasne, pakiet Zajdla cieszył się największą popularnością, ale te mniej nośne nazwiska też się sprzedają i BookRage cały czas ma przyzwoite wyniki.

Ogólnie pan Zwierzchowski stwierdził, że rynek e-booków jest chory, na co pani Dziewit-Meller zareagowała przykładem VAT-u wynoszącego 23% (dla papieru 5%), ale jej rozmówcy chodziło raczej o przekonanie czytelników, że e-book musi być tani, za 5 złotych, góra za 9, 90 zł. W tym momencie zaprotestował Robert Drózd, mówiąc że alerty cenowe na Świecie Czytników mieszczą się w przedziale 16-19 zł i stopniowo rosną, co oznacza, że ludzie zaczynają płacić coraz więcej. Pani z jednej z księgarni internetowych (wydaje mi się, że Publio, ale nie mam pewności) stwierdziła, że klienci akurat tej księgarni za dobrą książkę są w stanie zapłacić w przedziale 15-22 zł. Od siebie dodam, że zawsze ustawiam alerty cenowe na 20 zł, więc większość pozycji kupuję, gdy schodzą do 19,90, a ostatnio kupiłam też kilka tytułów po ponad 20 zł, bo nie chciałam czekać na obniżkę. Odnoszę wrażenie, że coś mogło drgnąć i rzeczywiście oczekiwania klientów względem cen e-booków stały się bardziej realistyczne niż jakiś czas temu. Czy to słuszna obserwacja – może dowiemy się za rok, na kolejnych Targach.

Rekomendacje a własny gust

Heavy user zwykle nie potrzebuje pomocy, potrafi sam sobie wybrać interesujący go tytuł.

IMG_1401
Przepraszam za jakość ziemniaka 🙁

Na przykładzie LubimyCzytać.pl widać, że ważna jest rekomendacja. Czytelnicy cenią sobie opinie innych użytkowników o podobny guście, ważna jest opinia od ludzi, których znają. Zakładają, że jeśli użytkownikowi X podoba się książka Y, to im też może się spodobać, bo mają podobne zainteresowania. Pan Kuczyński zauważył, że w tej społeczności każdy znajdzie sobie kogoś bliskiego, niezależnie jak niszowym tematem się interesuje.

Problemy rynku wydawniczego

Dyskusja dotknęła też ogólnie różnych problemów rynku książki czy promocji czytelnictwa.

Pani Frankiewicz zauważyła, że młodzi ludzie często nie mają wyboru i muszą korzystać z internetu, gdy szukają informacji o książkach, bo niewielu dziennikarzy o nich pisze, brakuje też prasy dla młodzieży poruszającej tę tematykę. Dlatego Wydawnictwo Otwarte musiało się skupić na promocji swojej serii dla młodzieży Moondrive w Internecie, bo to jedyna droga dotarcia do czytelników.

Głos z sali wywołał dyskusję o mediach społecznościowych – czytanie stało się czynnością społeczną, autorzy są aktywni w Internecie, co powoduje, że stają się bliżsi czytelnikowi, skraca się dystans. Pani Dziewit-Meller nie była przekonana, czy to dobrze, bo lans na fejsie generuje przede fanów, a nie czytelników. Poparła tę uwagę pani Frankiewicz. Nie ma konsensusu co do tego, czy FB rzeczywiście pomaga w marketingu. Na pewno pomaga sprzedawać, ale wymaga to ciężkiej pracy, stworzenia kontentu, który przyciągnie użytkowników i zachęci do sięgnięcia po książkę. Nie jest to łatwe, bo zanim ktoś zostanie czytelnikiem, najpierw musi zostać fanem.

Bardziej optymistycznie do sprawy podszedł pan Zwierzchowski – jeśli coś powoduje, że autor zdobywa czytelnika, że czytelnik sięga po książkę, to jest to dobre.

Emocje wzbudziła też kwestia, jak to nazwała pani Dziewit-Meller, inflacji tytułów. Mamy w Polsce problem nadprodukcji książek i ich słabej dystrybucji – tytuł żyje miesiąc, półtora, a potem jest zastępowany przez następny. Pani Frankiewicz potwierdziła, że w gąszczu nowości ciężko przebić się z konkretną informacją. Wydawca z sali narzekał, że książki znikają już po dwóch tygodniach i dlatego wydawnictwa chętnie decydują się na serie, bo kolejne tomy to szansa dla starszych na dotowarowanie, przedłużenie życia tytułu.

Pan Zwierzchowski stwierdził, że z powodu panującej na rynku patologii łatwiej jest sprzedać kilka książek w małych nakładach niż jedną w większym. Dziennikarze też nie mają czasu ani miejsca na zrecenzowanie wszystkiego, więc najczęściej i tak wybierają najpopularniejszego autora – brak możliwości przebicia dla reszty. Pan z sali zauważył, że w którymś momencie wydawnictwa – głównie Prószyński, ale też Fabryka Słów i inni – zaczęły stosować technikę „strzału z obrzyna”. Zaczęły wydawać mnóstwo tytułów na raz, mając nadzieję, że któryś chwyci. Ale przesadzili i w efekcie tytuły z jednego wydawnictwa zaczęły konkurować same ze sobą.

Podsumowanie

Międzynarodowe badania czytelnictwa skupiają się głównie na nieczytających – takie są prawa statystyki, że grupa najszerzej reprezentowana ściąga najwięcej uwagi. Badania LC pozwoliły spojrzeć na bardzo specyficzną grupę czytelników, tych najbardziej aktywnych nie tylko pod względem liczby przeczytanych książek, ale też uczestnictwa w kulturze czytania. Padło w trakcie dyskusji parę ciekawych uwag, jak chociażby ta o braku hejtu w społeczności czy wzmożonej potrzebie dzielenia się opiniami, często też powracano do faktu, iż jest to grupa młodych kobiet.

Ogólnie uważam dyskusję za udaną, mam nadzieję, że dziś dotrę na następną 🙂

 

 

4 komentarze

  • Cyfranek

    Dzięki za relacje 🙂 Dzięki nim już ani trochę nie żałuję, że nie byłem w W-wie. Wszystko detalnie opisałaś…

    „Wydawca z sali narzekał, że książki znikają już po dwóch tygodniach i dlatego wydawnictwa chętnie decydują się na serie” – tu e-booki mogą się sprawdzić. Taniej jest trzymać plik na jednym serwerze niż kilka tysięcy książek w magazynie dystrybutora. Sięgnięcie po „starszą” nowość w wersji elektronicznej może być dla czytelnika łatwiejsze, nie trzeba dla niego przekopywać hali na drugim końcu kraju i płacić za przesyłkę do tego jeszcze…

    • Ag

      Tak, ale problem rozbija się o wielkość rynku e-booków – zbyt mało osób z nich korzysta, by się wyrównywały inne koszty.

      Opisałam znacznie mniej niż planowałam, ale co roku staram się przekazać najwięcej jak mogę, cieszę się, że komuś się to przydało 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *