Czytam

Lektury marca ’16

Zakazane ciało, Diane Ducret

Tym zaś, którzy, odkrywszy ich strategię, mówią, że wojna to męska sprawa, odparowują, że pokój jest za to sprawą kobiet.

To bardzo nierówna książka. Słabo wypada przede wszystkim tam, gdzie usilnie stara się udowodnić tezę postawioną w podtytule, a mówiącą o „historii męskiej obsesji”. Autorka usilnie stara się przedstawić męski punkt widzenia i pokazać, jak to mężczyźni przez wieki kontrolowali kobiety, bojąc się ich siły i płodności, podporządkowując je sobie i wykorzystując prawo oraz religię przeciwko nim. I jakkolwiek jest to teza prawdziwa, autorka zupełnie nie radzi sobie z jej udowodnieniem, pisząc o męskiej obsesji w sposób niezgrabny, wymuszony, rwaną narracją. Mam wrażenie, że książkę czytałoby się znacznie lepiej, gdy skupiała się na suchym opisie, bez prób ideologicznego tłumaczenia. Najgorzej natomiast się robi, gdy autorka zaczyna bawić się w literaturoznawcę! Na litość, cóż mnie obchodzą średniowieczne poematy czy romantyczne wiersze, w których poeci opisują narządy płciowe swych kochanek?

Natomiast są w niej też fragmenty naprawdę ciekawe, głównie te dotyczące sytuacji kobiet z kontynentów innych niż Ameryka Północna i Europa, które zwykle znajdują się w centrum zainteresowania. Rzadko do tej pory miewałam okazję dowiedzieć się, jakie zwyczaje i przesądy dotyczą kobiecości oraz płodności w Afryce, nie wiedziałam, jaką siłę może mieć odsłonięcie narządów płciowych. W książce znalazło się miejsce i dla Chińczyków walczących z ograniczeniem liczby dzieci, i dla kobiecych protestów, które doprowadziły do pokoju w Liberii, i dla historii obalenia narkotykowych karteli w Kolumbii poprzez strajk łóżkowy. Te mniej lub bardziej znane wydarzenia są naprawdę godne uwagi i moim zdaniem powinny stanowić sedno i główny element tej książki, bo potrafią być niesamowicie inspirujące.

Tak samo świetnie pisze autorka o walce o prawo do aborcji albo próbach wprowadzenia tamponów lub wygodniejszych podpasek na rynek. Tam, gdzie Ducret skupia się na historii, pokazuje konkrety, wyjątkowe kobiety lub grupy kobiet, które podjęły działania ku poprawie swojego losu, tam dostajemy gwarancję świetnej, porywającej lektury i w pełni poznajemy znaczenie tego, o czym Ducret chciała powiedzieć.

Trzeba się więc przemęczyć przez nudną, poświęconą literaturze i filozofii część książki, przez jakieś mitologiczne historie i smętne teoretyzowanie, by dostać się do tych soczystych, godnych uwagi, a co najważniejsze – prawdziwych historii. Dlatego lekturę polecam, choć z zastrzeżeniami.

IMG_1122

Miasto złudzień, Ursula K. le Guin

Ale żaden człowiek nie mógł mi zrobić tego, co zrobili Shinga. Szanuję życie, ponieważ jest bardziej skomplikowane i niepewne niż śmierć, a najbardziej skomplikowany i najmniej pewny jest umysł człowieka. Shinga nie naruszyli swego prawa i pozostawili mnie przy życiu, ale zabili moją osobowość. Czy to nie morderstwo? Zabili dziecko, które we mnie było, i zabili dorosłego mężczyznę. Czy można nazwać szacunkiem dla życia takie igranie z ludzkim umysłem? Ich najwyższe prawo jest kłamstwem, a cześć dla życia szyderstwem.

Wymęczyła mnie ta książka. Mówię to z żalem, bo to w końcu moja ulubiona Le Guin. Wymęczyła mnie pierwsza połowa tej książki, która – po przeczytaniu całości – wydaje się mocno zbędna. Oto główny bohater traci pamięć i wyrusza w podróż w poszukiwaniu prawdy o samym sobie. Podróż okazuje się nudna i żmudna, wypełniona w kółko powtarzanymi motywami barbarzyńskich, do obrzydzenia patriarchalnych plemion.

Ale w drugiej część w końcu dzieją się rzeczy warte uwagi, rzeczy, których po powieści Le Guin bym się spodziewała (nie żebym nie spodziewała się zniszczonej, biednej Ziemi i jej cierpiących mieszkańców, z trudem próbujących zachować resztki starej kultury). Bohater, po dotarciu do celu, musi zmierzyć się z Wielkim Kłamstwem. Musi odnaleźć prawdę nie tylko w słowach Shinga, którym nie ufa, ale też w samym sobie, rozdartym między dwoma osobowościami, dwoma światami, dwoma zestawami doświadczeń. Musi się ukrywać i uważać, by najdrobniejszą myślą nie zdradzić swych ludzi. Rozgrywająca się między umysłami potyczka, uprzejmości dla zachowania pozorów, podchody między bohaterami, lawirowanie między prawdą a kłamstwem – to jest w tej książce dobre, to stanowi jej esencję i szkoda, że musiałam się przegryźć przez przydługi wstęp, by się tym nacieszyć.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *