Piszę

Dobry plan to podstawa, czyli NaNoWriMo tydzień trzeci

Stało się. Stało się dokładnie to, co przewidywałam, że się stanie, bo tak samo było w zeszłym roku. Wówczas przygotowałam się do NaNoWriMo rozpisując sobie dosyć dokładnie połowę powieści. Wiedziałam też, do czego cały ten burdel zmierza, założyłam więc, że sceny na środku jakoś tam się wymyśli.

Oczywiście nie ma tak dobrze i po bardzo udanym początku przyszedł czas na wymyślanie akcji na bieżąco. Skończyło się dodaniem jakiegoś zupełnie niepotrzebnego wątku, który rozwalił całą powieść i wyleciał w redakcji.

Nauczona doświadczeniem, w tym roku postanowiłam przygotować się lepiej. Zaczęła rozpisywać fabułę scena po scenie, zaznaczając sobie, w których scenach będą które postaci, jakie wątki, nowe elementy albo scenografie. Miałam nawet zrobić sobie kolorową rozpiskę na tablicy. Niestety pod koniec października się pochorowałam, nic mi się nie chciało, a potem nagle był już 31 i zaczynało się NaNo.

Pierwszy, rozgrzewkowy tydzień był dosyć ciężki i nie jestem zadowolona z tego, co napisałam w kilku pierwszych dniach. Z tego, co powstało w tygodniu drugim jestem dla odmiany wielce zadowolona – dialogi są całkiem, akcja idzie na przód, jakieś wątki się rozwijają, foreshadowing wszędzie powpychałam, jakieś nowe fajne pomysły wymyśliłam i nawet dodałam tu i tam.

IMG_0961
Jak widać, ostatni tydzień miał słabsze momenty. Przepraszam za kapuścianą jakość zdjęć, wieczorami w tym domu nigdzie nie ma dobrego oświetlenia, a i aparat w telefonie aż tylu pikseli nie ma. Ale za to szalik się robi.

Tydzień trzeci zaś… skończyła mi się rozpiska. A rozpiska jest rzeczą niesamowicie przydatną. Całe życie pisałam na zasadzie „tu mam jakąś spoko scenę, żadnej fabuły, pół bohatera, zakończenia, ale spoko, coś się wymyśli w międzyczasie”. Dalej tę metodę lubię, bo dzięki temu mam całą kolekcję pojedynczych scen i pomysłów, które spisuję na bieżąco, a po paru latach przeglądam w poszukiwaniu natchnienia – zresztą zarówno „Mechanofobia”, jak i „Ognisty” rozwinęły się z pojedynczych scenek i ogólnych pomysłów kiedyś tam wrzuconych do Worda.

W trakcie ostatniego roku przeszłam jednak na dokładne planowanie. Nie oszukujmy się, rozpisanie sobie fabuły ma wiele zalet. Przede wszystkim – nie można się zgubić we własnym tekście, bo trzeba się trzymać planu, nie można o niczym zapomnieć, a w razie czego można podejrzeć, co właściwie miało się dziać dalej.

I chyba tego mi najbardziej w trzecim tygodniu brakowało – że mogłam po zakończeniu sceny spojrzeć w rozpiskę i stwierdzić „aaa! już pamiętam, co dalej”. Oczywiście mogłabym teraz poświęcić parę dni na rozpisanie sobie paru kolejnych kroków (zresztą w którymś momencie tak zrobiłam dla jednego rozdziału), ale to NaNo, czasu jest mało, a Word Count sam się nie nabije.

Obiecuję, że teraz będę wszystko planować. Zresztą lubię myśleć nad tekstami chyba nawet bardziej niż je pisać. Ot, zmywam se naczynia albo robię na drutach, a w głowie obracam wątkami w głowie (zwykle wymyślając rzeczy, które potem do powieści nie trafią, ale fajnie pobawić się możliwościami). W gruncie rzeczy lubię planowanie, to uczucie, że wszystko zaczyna się łączyć w spójną całość i wiem, dokąd zmierzam.

Oczywiście niezamierzone zmiany zawsze się pojawiają. Ba, trochę nudne wydaje się pisanie bez niespodzianek. No jak to tak, od sceny do sceny, bez żadnej poważnej zmiany? Bez wykreślenia połowy planu? Trzeba dać bohaterom oddychać, zobaczyć, gdzie nas mogą zaprowadzić. Oczywiście czasem po prostu wszystko zepsują i trzeba wracać do pierwotnego pomysłu, ale czasem wpadają na niezłe pomysły.

Na dziś (w sumie to na wczoraj, godz. 20) mam 46,750 słów. Do celu już blisko, do końca historii – daleko. I na razie Zygfryd spadł ze smoka i się połamał, więc bohaterom idzie średnio. A plan mówi, że trzeba miasto spalić. Poza planem majaczy się jakaś wojna. Może dałoby się jej uniknąć, gdy akcja była rozpisana dokładniej. A tak – zobaczymy. Przed nami ostatni tydzień!

Jeden komentarz

  • Marša

    Trzymam kciuki 🙂 I zgadzam się, że plan to niekiedy bardzo dobra rzecz. Spontan jest fajny do pewnego momentu, a potem to albo zaskoczy, albo zaczyna się robić strasznie pod górkę, bo trzeba jakoś okiełznać to, co się w porywie wena naklepało xD

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *