Czytam

Kompletne marnotrawstwo pomysłu – „Koniec niewinności” Ami Sakurai

Zawsze boli, gdy czytając złą książkę widzi się w niej dobre elementy i myśli o zmarnowanym potencjale.

koniec niewinnosci ami sakuraiZłe opko na papierze

WTF. Przysięgam, że ciężki WTF.

Czytam sporo złych blogasków. Głównie w postaci analiz na NAKW-ie i PLUS-ie, bo żeby tak na sucho zanurzyć się w opary absurdu zwyczajnie brakuje mi siły. Głównie przez powtarzające się w kółko obrzydliwości, przez gwałty, pedofilie, bardzo złe seksy, a także wyprane z pozytywnych cech, bucowate bohaterki.

I przysięgam, że ta książka jest właśnie takim opkiem. Jest paskudnym opkiem z blogaska na Onecie, tyle że poddanym redakcji, więc nie ma błędów ortograficznych, a gramatyka nie boli. Ale „Koniec niewinności” został napisany przez nastolatkę i to czuć w absolutnie każdym słowie – widać to po wyszukanych (aczkolwiek pozbawionych sensu) metaforach, przeegzaltowaniu, nienawiści i pogardzie głównej bohaterki do wszystkich. Przede wszystkim zaś – po całkowicie niewłaściwym podejściu do trudnych tematów.

Ciąża, gwałt i szokowanie dla szokowania

Oto świat japońskich nastolatków – hotele miłości, imprezy, narkotyki, prostytucja, dziwne fetysze. A z drugiej strony szkoła, nauka na egzaminy. Grupa siedemnastolatków zakłada burdel, w którym prostytuuje się główna bohaterka, Ami. I byłaby to pewnie całkiem dobra powieść o zagubionej nastolatce, gdyby nie fakt, że Ami jest całkowicie pozbawiona sensownej psychiki postaci. Początkowo wszystko wydaje się normalne – dziewczyna uważa swoich klientów za zboczeńców i dziwaków, pogardza nimi. To logiczne, że próbuje się odciąć od tych doświadczeń. Tak samo interesujący na tle rodzinnej historii (o czym za chwilę) wydaje się wątek romansu z bratem, który jest jedyną bliską jej osobą. To w nim odnajduje ciepło, którego brakuje jej w relacjach z chłopakami i klientami.

Ale potem robi się dziwnie. Ami zachodzi w ciążę z bratem, następnie pada ofiarą gwałtu zbiorowego, a na koniec uprawia seks z własnym ojcem na cmentarzu. Na szczęście nic się jej złego nie dzieje, gdyż jest zrobiona z kartonu. Momentami jeszcze miewa skoki uczucia względem dziecka, raz pragnąc je chronić, raz nazywając je obcym pasożytem, ale poza tym nic nie jest w stanie zrobić na niej wrażenia. Przez całą powieść pozostaje niesympatyczną, zadzierającą nosa i wypraną z emocji postacią. Być może zbiorowy gwałt i próba morderstwa nie robią na człowieku takiego wrażenia, gdy i tak uważa wszystko za paskudne, brzydkie i godne pożałowania. Ami po prostu brak jakiejkolwiek głębi.

Nie chodzi nawet o to, że czytanie o tych wszystkich seksach i gwałtach jest ciężkostrawne. Bardziej martwi mnie, jak zupełnie do niczego nie prowadzi, nie ma żadnych konsekwencji, nie popycha akcji na przód. Zupełnie jakby autorka wrzuciła gwałt, co by czytelnika zaszokować, a chwilę później pognała do kolejnej sensacji. Gdyby wyrwać z książki te kilka stron ze sceną gwałtu, czytelnik nawet by nie zauważył różnicy! Bo nic, co się dalej dzieje, nie ma żadnego związku z tym wydarzeniem. Ale czego się spodziewać, gdy bohaterka ma chcicę zamiast psychiki.

Historia trudnej rodziny

koniec niewinnosci ami sakurai okladka tyl

Ale najbardziej zabolało mnie coś innego – jak bardzo szkoda wątku rodzinnego tej książki. Jak bardzo mógłby być on fascynujący, jak doskonale mógłby ukazać emocjonalne konflikty, niezaspokojoną potrzebę miłości, nieumiejętność porozumienia się, rozczarowanie życiem. Chętnie przeczytałabym więcej o relacjach między członkami rodziny Ami. Jej matka nigdy nie potrafiła pokochać niepełnosprawnego umysłowo syna, nie radzi sobie też z faktem, że pewne rzeczy w jej życiu nie układają się idealnie. W pogoni za perfekcją rani siebie i wszystkich dokoła, czując tylko narastającą frustrację i rozżalenie. Z kolei ojciec nie potrafi pokochać Ami – bo ta nie jest naprawdę jego dzieckiem. Sama Ami przyjmuje na siebie rolę opiekunki brata, a między rodzeństwem rodzi się romans. Niestety, wszystkie te dramaty zostają potraktowane po macoszemu, ledwo liźnięte. Ponieważ narracja jest pierwszoosobowa, nie dowiemy się wiele o uczuciach i motywach dorosłych, zobaczymy ich tylko z jednej strony. A nawet to nie zostanie zbytnio rozbudowane, bo Ami nienawidzi swoich rodziców tak jak nienawidzi absolutnie wszystkich. Trudno traktować poważnie jej nadęte oburzenie, gdy krytykuje absolutnie każdego na swej drodze, natychmiast negatywnie oceniając, uznając własną wyższość. Tylko z bratem czuje więź, tylko z nim jest szczęśliwa. Są takie momenty w tej książce, gdy rozmyślania Ami w końcu nabierają trochę sensu, gdy nie są tak krótkowzroczne i infantylne – gdy myśli o relacji z bratem i gdy zdaje sobie w pełni sprawę z jego upośledzenia, z tego, jakie to przed nimi stawia wyzwania. Cóż jednak z tych małych światełek w tunelu, gdy reszta jest niestrawna…

Kolejny zmarnowany wątek to kwestia in vitro, w czasach akcji powieści przeprowadzonego nielegalnie. Jakże ciekawy byłby wątek matki Ami, przerażonej myślą, że jej drugie dziecko również może być chore i decydującej się złamać prawo i zawieść własnego męża, byleby tylko mieć samolubną pewność co do zdrowia potomka. Niestety wątek sprowadzony zostaje do angstu głównej bohaterki: „nic dziwnego, że nigdy nie lubiłam ojca, a on mnie nienawidzi! I matki też nienawidzę, śmiała mnie sobie wyhodować jak lalkę!”. A przecież Ami poszukująca biologicznego ojca poszukuje swojej tożsamości, sensu w życiu, kogoś, kto wyrwałby ją z piekielnego kręgu. Szuka w końcu dorosłego, który dałby jej oparcie, choć na co dzień brzydzi się wszystkimi dorosłymi. Po raz kolejny jednak – byłoby to dobre w innej książce. W tej zostaje sprowadzone do kłamstw i seksu z własnym ojcem na cmentarzu. Po tej scenie doszłam do wniosku, że brat bohaterki wcale nie ma problemu – to Ami wyraźnie cierpi na jakieś zaburzenie. I nie dam sobie wmówić, że ma to być jakiś obraz współczesnych nastolatków, bo tak zdeprawowanym i wypranym z emocji oraz logiki być nie można. Można za to być postacią ze złego opka.

Zmarnowane pomysły i jednak pochwała

Książeczka jest za to ładnie wydana – malutka i cieniutka, bo to w zasadzie dłuższe opowiadanie. Chodzi jednak o okładkę z „okienkiem” przez które widzimy fragment wyklejki. Zarówno z przodu jak i z tyłu książka ozdobiona jest czarno białą fotografią młodej kobiety. Przez wycięcie w okładce możemy zobaczyć tylko jej oko. Rozwiązanie ciekawe i estetyczne, mogłoby też dobrze reprezentować zaglądanie do czyjejś duszy, poznawanie postaci, gdyby sama treść była lepiej napisana.

Tyle jest w tej książce zbędnych obrzydliwości, które do niczego nie prowadzą, niczego nie tłumaczą, niczego nie pomagają zrozumieć. Gdyby autorka poczekała te parę lat i napisała tę książkę na nowo, pogłębiła psychologię postaci, spojrzałaby szerzej na poruszane zagadnienia, może rzeczywiście udałoby się jej powiedzieć coś ważnego. A tak nie pozostaje nic, tylko głębokie zniesmaczenie i rozczarowanie. To jest dobra historia, ale przeraźliwie źle napisana.

9 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *