Piszę

Lipcowy Camp NaNoWriMo – podsumowanie

Wpis miał być podsumowaniem lipcowego wyzwania pisarskiego, ale wyszło raczej smutne narzekanie, że pisanie jest takie trudne. Ale, parafrazując klasyka, jak chciałam mieć łatwo, to mogłam iść na spawacza.


Lipiec okazał się ciężkim miesiącem. W zasadzie nie do końca wiem dlaczego, ale wiele osób w moim „domku” walczyło z własnym tekstem (większość wygrała). Na początku lipca zrobiło się za gorąco, potem za zimno, jednak w ramach szukania kozła ofiarnego winą za moje problemy obarczam ślub. Ustawiłam sobie cel na 40 tysięcy słów, codziennie powinnam pisać więc 1300. Po czym pojechałam na początku miesiąca na ślub, wyprawa dwudniowa, w związku z czym nie pisałam i potem przez dwa tygodnie byłam wciąż te nieszczęsne 1300 słów do tyłu. Nadrabiałam je powoli, w którymś momencie byłam już tylko 400 słów do tyłu, ale potem znów trafił się zły dzień. Nagle brakowało 4 tys. słów. I się poddałam.

To znaczy poddałam się tylko trochę, bo zmniejszyłam cel do 30 tysięcy. Tym sposobem magicznie wskoczyłam nad kreskę, poza tym, nie przesadzajmy – wyzwanie wyzwaniem, a chodzi o to, by jednak coś produktywnego zrobić, a mnie na tym etapie zaczynał zjadać stres i zmęczenie. Potrzebowałam złapać oddech i zmniejszenie limitu uratowało cały projekt.

Uratowały mnie też codzienne maile od pisarzy współpracującymi z NaNo. Czasem po prostu zawierały dokładnie taką radę, jakiej potrzebowałam, nawet jeśli była ona oczywista. Przede wszystkim w którym momencie dobrze było przeczytać coś takiego:

Don’t try to force things. Take back your joy in writing by working on a brand new scene, even a new story, while the old one rests.

Bo łatwo jest zapomnieć o podstawowych sprawach. Wtedy pisanie staje się męczarnią.

So your plot is veering away from your treasured outline. That’s a good thing because it means your characters aren’t stick figures— they’re coming alive and taking charge.

This isn’t a step-by-step road map that must be followed at all costs. A good outline contains the characters’ goals and a set of problems they traverse in pursuit of those goals. If you find they decide something else is more important that’s not the end of the world. If your outline breathes and stretches then your story is alive.

Best Nora Roberts quote ever: “I can fix a bad page, I can’t fix a blank page.”

When you are frozen in self-doubt and you question every word you write, just kick yourself into gear and keep typing. Nothing is set in concrete in your manuscript. You can always fix it later.

If you’re one of the people who enjoy revising, congratulations. If not, remember the 10% inspiration and 90% perspiration thing. First drafts are like the block of stone Michelangelo used to carve David. Some claim he said he just had to remove everything that wasn’t David.

Think the same thing about your own revision efforts: remove and remake everything that isn’t your core story to find the gem inside the words.

Zarówno inni uczestnicy Campu, jak i maile oraz cytaty od ekipy pomogły mi ukończyć projekt, choć sukces nazwałabym umiarkowanym. Skończyłam pisać dosyć wcześnie, bo 27 lipca, natychmiast właściwie rzucając Mechanofobię w kąt i nurkując w postapokaliptyczny świat nowego opowiadania.

Mam z Mechanofobią problem. Lubię tę historię. Kocham moich bohaterów. Chciałam po drodze o paru rzeczach opowiedzieć, zwłaszcza że Camp pomógł wyklarować parę przemyśleń. Ale nie potrafię tego tekstu ogarnąć. Wciąż mi ucieka – sceny nie chcą się ustawić we właściwej kolejności, fabuła ma za wolne tempo, poboczne wątki zaczynają przygniatać główny. Nic nie jest dobrze.

Myślałam, że skończę powieść do grudnia, wyślę ją na konkurs. Ale raz, że tak bardzo się z nią zmagam, a dwa, że jestem nią tak niesamowicie zmęczona. Mam wrażenie, że porwałam się na pomysł, którego nie potrafię zrealizować, bo nie jestem wystarczająco dobrym pisarzem. Tak umarła inna moja powieść i boję się, że Mechanofobia do niej dołączy. Skończył się dla mnie okres optymizmu i radosnej wiary we własne siły, przyszło zwątpienie. Bo chcę, żeby Mechanofobia była dobra, a wiem, że w obecnej formie nie jest.

Żałuję czasem, że nie potrafię po prostu klepać w klawisze i być zadowoloną. Produkować byle jak i byle co, ale być przekonaną, że tworzę wielkie rzeczy. Wtedy pisałabym masę shitu, ale przynajmniej pisałabym i byłabym szczęśliwa. A nie – wieczny kryzys, wieczne niezadowolenie, wiecznie nie dość poprawek. Frustracja. Pisanie to frustracja.

Ale z niektórych zmian jestem zadowolona. Może przy którymś kolejnym przepisywaniu w końcu uda mi się osiągnąć właściwy efekt. Może kiedyś skończę tę historię. Na razie mam dwa opowiadania do napisania. Co wydarzy się w listopadzie? Dłubać dalej Mechanofobię? Może do tego czasu dość od niej odpocznę, by móc na nią spojrzeć świeżym okiem. A może zabiorę się za inny obiecujący projekt.

Nowe projekty zawsze są bardziej kuszące niż te rozgrzebane.

4 komentarze

  • Marša

    Gratuluję ukończenia Campa, zwłaszcza, że sama szybko wywiesiłam białą flagę z wielu powodów. Podziwiam zatem wytrwałość c[__]
    Co do Mechanofobii, to nie wiem co doradzić. Urlop od tekstu bywa zbawienny czasami, a czasami jest wyrokiem śmierci. Nijak się nie przewidzi jak wyjdzie. A do listopada w sumie droga daleka i co ma być to będzie 😉

    • Ag

      Wiesz, oryginalna Mechanofobia ma z pięć lat i ją na NaNo odgrzebałam 😛 Bardzo dużo moich tekstów to coś starego, odkurzonego po latach, więc urlop może okazać się zbawienny. Tylko chciałam raz coś doprowadzić do końca…

  • Wiktor Sobolewski

    Wiek 5 lat dla tekstu – uff… nie tylko ja tak mam:-) Ale uwagi dostałaś bezcenne. Kilka razy zastanawiałem się nad Camp NaNoWriMo, ale nigdy nie starczyło determinacji, więc gratulacje i tak:-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *