Piszę

Kobiety w krainie książek – statystyki, nagrody i wydawnicze wyzwanie

Jak powszechnie wiadomo, dziewczynki zawsze czytały więcej niż chłopcy – co potwierdza też ostatnie raport Biblioteki Narodowej o stanie czytelnictwa w Polsce w 2014 r., choć granice powoli zaczynają się zacierać. Fascynujące, skąd się te różnice biorą: z różnego wychowania? wpływu środowiska? biologii?

tabelakobiety
„Stan czytelnictwa w Polsce w 2014 r.” str. 30.

Tym razem światło na czytelnicze różnice między płciami rzucił National Literacy Trust, który przepytał 32 tys. uczniów ze 130 szkół w Wielkiej Brytanii. Jak się okazuje, dziewczęta we wszystkich grupach wiekowych czytają więcej, częściej i chętniej niż chłopcy. Co więcej, o ile chłopcy trzymają się druku, instrukcji obsługi, komiksów i gazet, o tyle dziewczyny chętniej sięgają po wydania cyfrowe, a także korzystają z Facebooka, maili i smsów.

Na całe szczęście, badane 16-latki (konkretnie chodziło o grupę przystępującą do General Certificate of Secondary Education) nie tylko częściej od chłopców czytają e-maile i serwisy społecznościowe, ale też częściej sięgają po powieści. Z kolei chłopcy częściej czytają komiksy, a 38% z nich przeczytało przynajmniej jedną gazetę w ostatnim miesiącu (vs 30% dziewcząt). Jednocześnie chłopcy rzadziej przyznawali się do czerpania przyjemności z lektury i rzadziej odbierali czytanie jako coś pozytywnego. W grupach wiekowych od 8 do 18 lat 47% chłopców stwierdziło, że „bardzo lubi” lub „dosyć lubi” czytać książki, gdy w przypadku dziewczynek było to 62%. 13% chłopców i 6% dziewczyn stwierdziło, że czytać nie lubi. Szczególnie warto zwrócić uwagę na fakt, że co piąty chłopiec nie czyta dla przyjemności poza szkołą. Być może dlatego, że 20% dzieci uważa, że ich rodziców nie obchodzi, czy czytają…

Raport zwraca więc dużą uwagę na rolę rodziny i szkoły w budowaniu czytelniczych nawyków oraz szczególnego zachęcania chłopców do książek. Oddzielną uwagę poświęcono czarnoskórym dziewczynom, które jak się okazuje wykazują wyjątkowe zainteresowanie czytaniem. Dla porównania – jeden na sześciu białych chłopców przyznał, że nie przeczytał żadnej książki w ciągu ostatniego miesiąca (najmniej ze wszystkich grup etnicznych), gdy podobnej odpowiedzi udzieliła jedynie jedna na dwadzieścia wśród czarnoskórych dziewcząt. 16% czarnoskórych dziewczyn przeczytało w miesiącu poprzedzającym badanie co najmniej 10 książek – to największy odsetek wśród wszystkich grup etnicznych.

Wiemy więc, że dziewczyny czytają. Czytają nawet więcej niż chłopcy. Ale czy czytają książki pisane przez kobiety? Z kobiecymi postaciami? I tu nagle okazuje się, że sprawa się komplikuje. Pisarka Nicola Griffith przeanalizowała listy zwycięzców różnych nagród literackich (Pulitzer Prize, Man Booker Prize, National Book Award, National Book Critics’ Circle Award, Hugo Award, Newbery Medal) z ostatnich 15 lat i odkryła, że kobiety nie tylko rzadziej wygrywają, ale też jeśli wygrywają – to za książki pisane z męskiej perspektywy/z męskimi bohaterami.

pulitzer3

newbery1

Na blogu Griffith znajdziecie wszystkie wykresy, ja zamieszkam tylko dwa – najbardziej męski Pulitzer oraz najbardziej kobiecy Newbery Medal. Griffith uznała Pulitzera za najbardziej prestiżowego, gdy Newbery jest nagrodą dla literatury Young Adult, a tym samym wydaje się najmniej ważna.

It’s hard to escape the conclusion that, when it comes to literary prizes, the more prestigious, influential and financially remunerative the award, the less likely the winner is to write about grown women. Either this means that women writers are self-censoring, or those who judge literary worthiness find women frightening, distasteful, or boring. Certainly the results argue for women’s perspectives being considered uninteresting or unworthy. Women seem to have literary cooties.

Pisarka, zdając sobie sprawę z niedoskonałości swoich metod, nie wyciąga jednoznacznych wniosków, zamiast tego pytając, czemu głos połowy ludzkości jest słabiej słyszany. Czy piszące kobiety dokonują auto-cenzury? Czy to jurorzy uważają ich dzieła za bezwartościowe, niesmaczne albo zwyczajnie nudne? A może mimo XXI wieku nie udało nam się dalej wyzbyć myślenia jakoby kobiety były gorsze?

Odpowiedź na pytanie, czemu kobiety w literaturze są mniej doceniane byłaby na pewno ciekawa, ale obawiam się, że pewien sposób myślenia o płciach zakorzeniony jest tak głęboko w naszej podświadomości, że ciężko powiedzieć, czy kiedykolwiek dojdziemy ostatecznie i na sto procent, co nami kieruje. Ciężko nawet zacząć temat, bo miks powodów biologicznych, kulturowych, religijnych, psychologicznych jest tak wielki, że z oczywistych powodów trzeba by zastosować uproszczenia. Dlatego zamiast zastanawiać się całościowo nad problemem chciałabym się skupić tylko na jednym elemencie badania Griffith – małej popularności kobiecych postaci.

Całkiem niedawno pisałam o kobiecych postaciach w kulturze. Dziś chciałabym dodać do tego jeszcze jedno przemyślenie, nie wiem, czy słuszne. Mam wrażenie, że męskie postaci są po prostu bardziej uniwersalne. Jeśli chcemy pisać o człowieku i jego problemach, piszemy o mężczyźnie. Czemu tak myślę? Bo kobieta automatycznie narzuca szereg dodatkowych tematów do rozważenia. To co mnie chyba najbardziej boli w wielu postaciach, to kwestia macierzyństwa. Przy męskiej postaci możemy odłożyć dzieci na bok. Przy kobiecej – odczuwamy potrzebę, by jakoś się do tego odnieść. Gdy mężczyzna ratuje dziecko z płonącego autobusu, jest po prostu bohaterskim mężczyzną. Gdy kobieta robi to samo – kieruje się instynktem, jest potencjalną opiekunką/matką, która reaguje na krzywdę dzieciaczka.

Kolejnym przejawem braku uniwersalności jest koszmarek zwany „silną postacią kobiecą”. Z jakiegoś powodu nie da się stworzyć dobrej/ciekawej/fajnej postaci płci żeńskiej, trzeba podkreślić, iż jest ona kobietą, a mimo to jest silna. Twórcy, którzy nie radzą sobie z pojęciem, że kobieta też człowiek, generują zwykle niesamowicie nudne i generyczne bohaterki, na które nie mogę patrzeć. I myślę, że właśnie to jest problemem – że nie potrafimy myśleć o kobiecie jako o postaci, odczuwamy potrzebę, by umieścić ją koniecznie w kontekście wszystkiego, co kobiece plus kontekście nierówności płci i zmian społecznych. Kobieca postać po prostu często staje się jakimś manifestem… Z męskim bohaterem może utożsamić się każdy. Z kobiecym niekoniecznie, bo… co właściwie? jesteśmy inne? Bardziej skomplikowane?

Może coś w tym jest, a może jako kobieta po prostu znacznie mocniej zwracam na to uwagę (choć nie dalej jak dziś czytałam męskie narzekania na strój Wonder Woman w Batman vs Superman). Na pocieszenie mogę przypomnieć, że mężczyźni też nie miewają łatwo:

Barbie-v-He-Man
Jako dziecko uwielbiałam He-Mana!

W każdym razie po wpisie Griffith posypały się komentarze. Kamila Shamsie w artykule, który wprost zatytułowała „Prowokacja”. Poza jej własnymi doświadczeniami i jeszcze paroma statystykami, dokonała obserwacji podobnej do mojej:

But at this point, I’m going to assume that the only people who really doubt that there is a gender bias going on are those who stick with the idea that men are better writers and better critics, and that when men recommend books by men it is fair literary judgment, while when women recommend books by women it is either a political position or woolly feminine judgment.

Shamsie zaproponowała, by rok 2018 uczynić wydawniczym rokiem kobiet – chodziłoby nie tylko o to, by wydawać w tym roku tylko i wyłącznie książki napisane przez kobiety, ale też by o nich mówić, pisać i promować, prowadzić dyskusje, festiwale i obserwować, co się zmienia. A nawet z ostracyzmem potraktować wydawnictwa, które nie będą się chciały temu pomysłowi podporządkować, co już uważam za lekką przesadę, zwłaszcza że niemożliwe jest zmuszenie wszystkich do publikowania tylko przez rok kobiet (kobiet wszystkich klas, ras, narodowości, religii i orientacji, dodajmy). Pomysł Shamsie jest nie najgorszy, ale szkoda, że jego autorka zamiast zaproponować realne rozwiązania odpłynęła w świat fantazji…

Co do samego wyzwania, to nie jestem do niego przekonana z powodów, o których zaraz opowiem, najpierw jednak warto powiedzieć, że znalazło się wydawnictwo gotowe podjąć rzuconą przez Shamsie rękawicę. To mała oficyna And Other Stories, wypuszczająca rocznie na rynek 10-12 tytułów. Wydawca Stefan Tobler przyznał, że od pewnego czasu publikuje więcej książek męskich autorów – w 1015 będzie to w sumie siedem tytułów w porównaniu z czterema od autorek. Zauważył przy tym, że większość ich redaktorów to kobiety:

I think we can do it. And if we don’t do it, what is going to change? We’ve realised for a while that we’ve published more men than women. This year we’ve done seven books by men and four by women … We have a wide range of people helping us with our choices, and our editors are women … and yet somehow we still publish more books by men than women.”

And Other Stories zdecydowało się więc na przesunięcie książek autorów na inne lata, jednocześnie obiecując, że postara się znaleźć naprawdę ciekawe i godne wydania powieści napisane przez kobiety. Redaktorka Sophie Lewis chciałaby jednak, by cała akcja stanowiła nie tylko prowokację czy promocję literatury pisanej przez kobiety, ale też eksperyment, który odsłoni błędy systemu wydawniczego. Ma nadzieję, że uda się wyjaśnić, czemu kobiety rzadziej są wybierane do druku oraz co o tym decyduje:

By taking on the challenge we will expose our systems and the paths of recommendation and investigation that brings books to us, and we will end up becoming a kind of small-scale model for a much bigger inquiry about why women’s writing is consistently sidelined or secondary, the poor cousin rather than the equal of men’s writing. Personally, I’d rather not think about it. Why should we have to? Surely great writing will out? It seems not – or it seems so consistently that women’s writing makes it less often that we have to doubt the fairness of the systems in place. So it will be worth carrying out a year of publishing only women in order to document the difficulties involved.

Zarówno Shamsie, jak i Griffith starały się o całym pomyśle mówić pozytywnie. Zaczęły zbierać pomysły od różnych zainteresowanych osób, tj. festiwal kobiet w literaturze, mniej stereotypowo-płciowe okładki, sposoby na wyrównanie liczby męskich i kobiecych kandydatów do nagród. Szczególnie Griffith przekłada pozytywne rozwiązania nad agresywne działania, mówiąc, że woli kolorowe wykresy od prowokacji, bo wydają jej się bardziej praktyczne. Boi się, że wyzwanie Shamsie tylko umocni retorykę „my kontra oni”, z której nic dobrego nie wynika:

Shamsie’s solution isn’t the front I choose to commit to … but I can see how it would be useful for others. My only caveat is that this could be used to solidify battle lines, sharpen the us-versus-them attitude, which I’m not sure is the most useful approach. Provocation is one way to bring attention to the problem. Another is brightly coloured pie charts. I’m sure there are a score of others, waiting to be born.

Podobnie jak Griffith, mam mieszane uczucia co do wyzwania 2018. Główny problem polega na tym, że książka nie powinna być publikowana tylko dlatego, że napisała ją kobieta. Albo gej. Albo czarnoskóry. Albo przedstawiciel dowolnej innej grupy. Książka powinna być publikowana, bo jest dobra i zawiera pewną wartość dodaną, która – oczywiście – może wypływać z doświadczeń autora/autorki jako członka danej płci/narodowości/grupy. Tak działałaby równość w idealnym świecie. Ale nie żyjemy w idealnym świecie. Żyjemy w świecie, w którym bezustannie jesteśmy oceniani i szufladkowani ze względu na milion czynników i płeć jest jednym z nich. Dlatego ciekawi mnie, jakie rozważania przedstawi Lewis po 2018 – czy literatura pisana przez kobiety po prostu jest gorsza/mniej ciekawa? A może dysproporcja rzeczywiście wynika z uprzedzeń? Może taka literatura jest w jakiś sposób trudniejsza, inna, nie wpasowuje się w wymogi bestselleru? Może coś jest na rzeczy i dobrze byłoby dowiedzieć się co.

Jest jeszcze jedna kwestia – co jest w sumie złego w promowaniu konkretnego typu literatury? Swego czasu zaczytywałam się w literaturze skandynawskiej. Tak, dobierałam książki tylko na podstawie kraju pochodzenia autora. Zresztą moda była silna i wiele wydawnictw z tego korzystało. Ale można też w ramach misji (i wcale nie potrzeba do tego ustawy o książce, jak twierdzą niektórzy) promować literaturę afrykańską, krajów bałkańskich, azjatycką lub dowolną inną niszową lub zwyczajnie niedocenianą. Bo to, że dana książka nie jest czytana, nie znaczy wcale, że jest zła. Tak samo nie każda odrzucona przez wydawcę powieść nie nadaje się do niczego. Jeśli And Other Stories chce wydawać tylko książki pisane przez kobiety, jak najbardziej ma do tego prawo – w końcu to ich biznes i ich wybór. A jeśli rzeczywiście chcą przy tym odnaleźć niedostrzeżone wcześniej perełki, tym lepiej dla literatury w ogóle.

PS. Zauważcie, iż mówiłam w tym artykule o literaturze pisanej przez kobiety, nie literaturze kobiecej. Przynajmniej dla mnie (jak i – jak myślę – pań przywołanych w tym artykule) są to zupełnie różne pojęcia, gdyż nie każda powieść napisana przez kobietę zalicza się do literatury kobiecej. Weźcie to proszę pod uwagę w swoich opiniach na niniejszy temat.

Więcej w artykule „In the UK, girls like to read online, boys like print – who knew?” w serwisie Publishing Perspectives,

w artykule „Girls like digital media while boys prefer print, finds study on reading habits” w serwisie The Guardian,

w artykule „Books about women don’t win big awards: some data” na blogu Nicoli Griffith,

w artykule „Kamila Shamsie: let’s have a year of publishing only women – a provocation” w serwisie The Guardian,

oraz w artykule „No man allowed: publisher accepts novelist’s 'year of women’ challenge” w serwisie The Guardian.

2 komentarze

  • Marša

    Może jestem człowiekiem małej wiary i w ogóle, ale pomysł wydawania przez rok książek tylko i wyłącznie napisanych przez kobiety mnie bawi. Poza tym sam w sobie podkreśla zaistniałą sytuację i przede wszystkim chodzi o to, co napisałaś – że powinna liczyć się historia, a nie to jakiej płci jest autor. Za to zanalizowanie czym różnią się książki pisane przez kobiety i mężczyzn i wyciągnięcie średnich tendencji jest chyba zadaniem wysoce karkołomnym, co więcej pozbawionym sensu, bo przecież nie chodzi też o to, aby tworzyć szablon „tak się pisać powinno wg wypadkowej.” 😉

    I bardzo spodobało mi się to, co napisałaś o większej uniwersalności postaci męskich 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *