Czytam

Subiektywny alfabet współczesności

Jak czytamy w podziękowaniach autora, ta książka miała być początkowo „konwencjonalnym słownikiem”. Na całe szczęście Internet zabił ten pomysł, a wydawca podpowiedział Sudjicowi napisanie książki bardziej subiektywnej oraz osobistej. Właśnie dzięki temu tak dobrze się ją czyta.

zdjęcie-15

„B jak Bauhaus”, mimo swojej formy, nie jest ani słownikiem, ani alfabetem. Jest raczej podróżą sentymentalną autora po świecie designu, architektury i mediów. Znajdziemy tu po trochu wszystkiego – i przybliżenie sylwetek znaczących postaci (Rozdziały o Utzonie, Sottsassie), i analizę zjawisk oraz idei (zbieractwo, forma kontra funkcja, znaczenie i oddziaływanie przedmiotów codziennego użytku), i przedstawienie współczesnych technologii i ich znaczenia dla świata (klawiatura QWERTY, YouTube, gry komputerowe).

Nie są to jednak suche biogramy i definicje. Jeśli Sudjic pisze o slumsach, to robi to z perspektywy własnej podróży do Indii. Jeśli pisze o tożsamości narodowej, odwołuje się do historii swojej rodziny i poplątanych losów Bałkanów. Jeśli pisze o modzie, wspomina czasy młodości i pierwszy sztruksowy krawat w turecki wzór. Sudjic pisze więc nie z perspektywy znawcy czy obserwatora (choć oczywiście mu tych funkcji nie odmawiam), a uczestnika wydarzeń. Z czytelnikiem dzieli się nie tyle faktami, co własnymi odczuciami i przemyśleniami.

Dla mnie osobiście najciekawsze okazały się te rozdziały, w których Sudjic opowiada o młodości w Wielkiej Brytanii. Trochę wynika to z mojego uwielbienia dla „Velvet Goldmine”, trochę z liźnięcia obrazu UK po wojnie przy okazji biografii Bowiego czy Beatlesów. Coś mnie w kolejnych dziesięcioleciach historii Wielkiej Brytanii pociąga, może muzyka, może moda, może świadomość, że nie jedna Polska musiała się podnieść po wojnie. A w sumie niewiele na ten temat czytałam, więc z radością przywitałam te fragmenty „B jak Bauhaus”.

Lektura była też okazją do zapoznania się z bliżej mi nieznanymi ludźmi. Ileż w końcu można słuchać o Le Corbusierze czy Gropiusie 😉 Szczególnie zainteresował mnie rozdział „m jak muzeum” i sylwetka wcześniej zupełnie mi nieznanej Hilli Rebay – może kobiety niespecjalnie dla świata sztuki zasłużonej, ale intrygującej. Niezależnie jednak od tematu, Sudjic pisze wyjątkowo lekko, a konstrukcja książki sprawia, że można czytać ją nie tylko od deski do deski, ale też wybiórczo, skacząc po interesujących nas zagadnieniach.

Gruba i w twardej oprawie, książka może sprawiać wrażenie ciężkiej, ale w rzeczywistości jest – podobnie jak styl, którym ją napisano – lekka i piękna. Papier jest przyjemnie miękki, a pierwsze strony kolejnych rozdziałów – błękitne. I tylko zdjęć mi chwilami brakowało, bo chciałam wiedzieć, jak właściwie wygląda omawiane krzesło lub inny przedmiot, kultowe przecież. A nawet tysiąc słów nie da tego efektu, co zobaczenie designu. Zdaję sobie jednak sprawę, że wtedy książka musiałaby mieć trochę inną formułę. Z radością dostawię ją do kolekcji tytułów od Karakteru, mojego ulubionego wydawnictwa, które nigdy nie zawodzi mnie ani treścią, ani formą. Choć jedna zaskakująca rzecz zdarzyła się w tym wydaniu – w trzech ostatnich rozdziałach niebieskie strony są przesunięte i nie pokrywają się z początkami kolejnych haseł. Pozostaje mi się pocieszać, że może ten błąd dotyczy niewielkiej liczby egzemplarzy, mam więc coś rzadkiego 😉

„B jak Bauhaus” wydaje mi się znacznie lepszy od innej znanej mi książki Sudjica, „Języka znaków”, którą uważałam za zbyt chaotyczną. Mimo różnorodności omawianych zjawisk, postaci i przedmiotów „B” pozostaje uporządkowana i pobudzająca w podróży przez epoki i tematy. Napisana jest lekko i z pasją, osobiście i ciekawie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *